14 października 2010

party po japońsku

Zaliczyłam kolejne przyjęcie powitalne. Może dwa to niezbyt miarodajna liczba, jeśli chodzi o materiał badawczy, ale póki co moje spostrzeżenia jako badacza kultury finansowanego przez japońskie ministerstwo edukacji sprowadzają się do jednego zdania: Japończycy nie umieją się bawić ;]

Tym razem przyjęcie było zorganizowane w hotelu (jak na moje, 4gwiazdkowym - haha, delegacja do Chin to +20 do obycia :P ), więc wskoczyłam w czółenka i spódniczkę, ale jak zwykle można liczyć na Amerykanów w kwestii totalnego casual style ;]
Jedzonko było pyszne ^__^ Ja oczywiście rzuciłam się na podwędzanego łososia, na którego cieszyłam się już w Polsce i na inne specjały japońskie, ale równie dużym powodzeniem cieszyła się pizza oraz frytki ;) A na deser panna cota o smaku mango... MNIAM!
Ale oczywiście musi być jakieś ale. Impreza zaczęła się koło 18:40, wieloma długaśnymi przemówieniami, których oczywiście nikt nie słuchał. Samo jedzenie myślę, że koło 19. A o 20 już kazali wszystkim zmykać!!! Bulwers. Kto to widział tak szybko zerować whisky. A ja specjalnie przyjechałam autobusem, bo tak napisali w zaproszeniu (w Japonii prowadzenie jakiegokolwiek pojazdu, nawet roweru, pod wpływem alkoholu jest surowo zakazane; w Fukuoce zwłaszcza - jakiś polityk niedawno po pijanemu spowodował wypadek, w wyniku którego zginęła trójka dzieci). No to jak już wydałam 560Y (20PLN) na bilet to chciałam się chociaż napić czegoś porządnego. A tu zwyczajnie nie starczyło czasu. Kto to widział wydawać imprezę na 800 osób (tylu jest nowych obcokrajowców na uniwersytecie), która ma między innymi na celu zapoznanie się, tylko po to, żeby wszyscy wpadli na salę, nachapali się ile wlezie i wrócili przed 21 do domu...

Czeka mnie jeszcze jedna impreza za tydzień - tym razem tylko dla mojej grupy i japońskich opiekunów - zobaczymy jak to będzie ;)

Mamo, dzięki za maila ^^ Choć dłuższe pisz raczej na elfkę, choćby dlatego, że w japońskiej komórce nie mam polskich znaków ;) Zajęć jeszcze nie zaczęłam, dziś miałam ostatni test, do końca tygodnia ustalę mam nadzieję, plan.
Jutro jadę na wycieczkę z moją grupą, więc powinnam wrzucić zdjęcia pięknej Wietnamki, o które wszyscy się tak domagają, ku mojemu zaskoczeniu :P (okazało się, że niesamowicie ładna jest tylko z profilu, ale i tak powrzucam jakieś zdjęcia na picasę ^^ ).
I bardzo proszę pilnować mojego misia! Jak lubię Bartusia, to jednak miś był ze mną na dobre i na złe przez ostanie 20 lat i nie odpuszczę jeśli ktoś go naruszy.

1 komentarze:

ren pisze...

Panna cotta - mniam :D
A impreza na 800 osób - to się nazywa rozmach... Może organizatorzy byli tak zmęczeni przygotowaniami, że chcieli mieć to szybko za sobą ;)?

Prześlij komentarz