Pokazywanie postów oznaczonych etykietą święta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą święta. Pokaż wszystkie posty

31 stycznia 2011

oshogatsu ostatek

  • Dziadkowie zapakowali się do samochodu i wyruszyliśmy na wycieczkę, która była dla mnie jednym wielkim źródłem irytacji i poniżenia, albowiem... prawie nic nie rozumiałam z rozmów które się toczyły!!! Musicie wiedzieć, że dialekty w języku japońskim są bardzo zróżnicowane i czasem w obrębie jednego miasta można wyróżnić kilka lub kilkanaście, znacznie się od siebie różniących odmian. Niestety, świadomość tego, że przeciętny Japończyk, dopóki nie przyzwyczai się do danej odmiany, też ma często problemy ze zrozumieniem, niespecjalnie mnie pocieszała i niemożność uczestniczenia w rozmowie odczuwałam jako osobistą porażkę. Na skali niezrozumienia przodował dziadek (tym się akurat nie przejmowałam - polskich dziadków też często nie rozumiem) oraz ojciec - za osobisty sukces uznaję to, że pod koniec pobytu zaczęłam przynajmniej łapać sedno każdego zdania :D Także do wszystkiego można się przyzwyczaić, ale konieczność powtarzania procesu z każdą zmianą lokalizacji jest jednak ciężka do zaakceptowania.
  • Odwiedziliśmy chram w celu zakupienia czaru chroniącego ojca przed wypadkami drogowymi. Oczywiście zostałam zaciągnięta do kaplicy, żeby uczestniczyć na żywo w rytuale. Następnie babcia szczegółowo wyjaśniła mi sens zapalania kadzidełek i składania próśb do kami. Co ciekawe, gdy mówiła bezpośrednio do mnie poziom rozumienia zwiększał się o kilkadziesiąt procent.
  • Następnie udaliśmy się do Dazaifu, gdzie miałam nadzieję zobaczyć dziewczyny w pięknych bogatych kimonach noworocznych, niestety z powodu paskudnej pogody nie dość, że nie zobaczyłam w/w to jeszcze nie miałam czasu przyjrzeć się otoczeniu, bo pod stopami było błoto, a z góry lało, w związku z czym załatwiliśmy wszystko ekspresowo, zjedliśmy mochi i wróciliśmy do samochodu.
  • Pogoda z powrotem była jeszcze bardziej niesprzyjająca: ten zimny rzęsisty deszcz, zamienił się w gęsty ogromny śnieg (tak wielkich płatów jeszcze nie widziałam o.O Miały z 4-5cm średnicy o.O ) i mimo że był mokry i szybko topniał to padało tak mocno, że i tak zalegał na drodze, więc z powrotem dość mocno się wlekliśmy.
  • Po powrocie byliśmy wszyscy mocno zmęczeni, a po grzanym winie, jakie zaserwowałam, już w ogóle padliśmy ;)
  • Najpierw jednak pobawiłam się trochę w kaligrafię ^__^ Dzieciaczki z podstawówki 1 stycznia piszą czteroznakowe postanowienia noworoczne, które nazywają się 書初め kakizome. Oczywiście wyjaśnienie słowne nie wystarczyło, na stole pojawił się zestaw do kaligrafii i pod czujnym okiem Miho i jej siostry stworzyłam moje postanowienie, które ozdabia teraz ścianę ;)
  • Rano zrobiłam dla wszystkich barszcz czerwony i miałam ubaw z obserwowania reakcji :D Podobnie jak z wyjaśnianiem kuchni azjatyckiej Polakom tak i ze smakami polskimi - dopóki się nie spróbuje to się nie zrozumie, więc Azjaci nie mają pojęcia czego się spodziewać ;D Ogólnie im smakowało, choć powtarzali tylko w kółko tabeyasui, czyli łatwe do zjedzenia i nie do końca wiem o co mogło chodzić :P Chyba o to, że nie jest tak ostre czy kwaśne jak się spodziewali ;]
  • W drodze powrotnej coś mi nie pasowało i chwilę zajęło mi załapanie co. Miho i jej siostra wracały do Fukuoki jedynie z torebkami!!! :D Nie do pomyślenia. Jakże to tak bez plecaka ciast, kutii, karpia i prezentów??? o.O Taki właśnie miałam wniosek z tego pobytu: że te japońskie rodzinne święta jakieś za poważne i poukładane są. A dzień później nie zostaje po nich nawet kawałeczek smakołyka.
Koniec ;D

15 stycznia 2011

oshogatsu cd.

Kontynuuję jeszcze wydarzenia z nocy 31/1. Zapomniałam bowiem o dwóch ważnych rzeczach.
  • Dane mi było zobaczenie na żywo przestrzegania kolejności używania łazienki. Czy mówiąc ściślej zażywania kąpieli. Wszyscy pewnie wiedzą, ale na wszelki wypadek napiszę, że Japończycy myją się najpierw przy pomocy prysznica stojąc bezpośrednio na posadzce łazienki, a dopiero następnie wchodzą do wanny wypełnionej po brzegi wodą. I z jednej wody korzysta cała rodzina. Jest dla nich nie do pomyślenia, żeby myć się dopiero w wannie. Najpierw do łazienki szedł ojciec, jako ten najbardziej tyrający i zmęczony, a następnie ja, jako gość. I powiem Wam, że takie zanurzenie się po szyję w wodzie powyżej 40C to niesamowita sprawa. Nie dziwię się zupełnie, że Japończycy pod koniec dnia zaczynają coraz częściej gadać o kąpieli i że onseny są dla nich tak ważne.
  • Ogrzewanie. W domu było zimno! Ogrzewane były tylko te pomieszczenia, w których się przebywało. Cała rodzina siedziała w kuchni połączonej z salonem pod kotatsu, czyli stołem przykrytym kocem. Dla Japończyków to podstawowa forma ogrzewania w zimie ;] Najważniejsze żeby w nogi było ciepło, a to że po plecach wieje to drobiazg, można jakoś wytrzymać ;]
  • Spałam w pokoju na dole, który oczywiście nie był ogrzewany, Miho włączyła tylko klimatyzację tuż przed pójściem spać i potem zaraz ją wyłączyła. Spałam pod grubym, ciężkim sztucznym kocem oraz futonem. Obie te warstwy były tak ciężkie, że ledwo mogłam się pod spodem obrócić, ale zdecydowanie były pod nimi cieplutko ^^ I przez te dwie noce jak tam byłam spałam tak dobrze, jak chyba nigdy wcześniej od przyjazdu.
  • Śniadanie noworoczne. Jestem winna sprostowanie, ponieważ pomyliłam się w opisach na picasie. Po pierwsze, ta żółta pulpa nie była z fasolki, a z ziemniaków :P Wybaczcie pomyłkę, ale naprawdę mam problemy z rozróżnieniem tych ich smakołyków ze słodkiej skrobi :P Po drugie, to jedzenie na wielkim okrągłym talerzu było jednak tradycyjnym noworocznym. Tyle że najczęściej jest ono podawane na trzech tackach ułożonych jedna na drugiej. Na jednej są warzywa, na drugiej mięso i ryby, na trzeciej wodorosty i tsukemono oraz fasolka ;)
  • Po wypiciu tradycyjnego łyczka sake z czarki przyszedł czas na noworoczne prezenty. Dziewczyny dostały tradycyjnie otoshidama, czyli małą kopertkę z pieniędzmi w intencji pomyślnego roku. I ja również taką dostałam o.O Zupełnie się tego nie spodziewałam i ze strachem popatrzyłam do środka, ale okazało się, że babcia włożyła tylko 1000Y (35PLN) - to najmniejszy nominał papierowy i tyle byłam jeszcze w stanie znieść bez poczucia, że przesadzili. Dostałam również śliczny kubeczek i miseczkę z króliczkiem - sądząc po opakowaniu, dość drogie...
  • Po śniadaniu pojechaliśmy do domu drugich dziadków. Ze zdumieniem patrzyłam jak babcia wita się z resztą rodziny na klęczkach, schyla głowę do ziemi i życzy szczęśliwego nowego roku, a oni się odwzajemniają tym samym. W ich wykonaniu było to bardzo naturalne, ale i tak odczuwałam jakieś... zakłopotanie? A jak babcia zrobiła to samo w stosunku do mnie to już w ogóle mnie zamurowało. Następnie cała rodzina zapaliła kadzidełko przed ołtarzem buddyjskim w intencji przodków, a ja musiałam się przyłączyć w ramach aktywnego uczestniczenia w kulturze japońskiej...
cdn.

4 stycznia 2011

oshogatsu

  • To raptem mój drugi pobyt u japońskiej rodziny, ale zaczynam być przekonana, że każdy dom wygląda tak samo, czyli jest schowany gdzieś za stosem durnostojek, figurek, dziwnych zegarów i innych pierdółek.
  • Babunie są wszędzie takie same: miłe, ciepłe, pulchniutkie, a ich głównym celem jest nakarmienie otoczenia. Ale te japońskie są do tego jeszcze niesłychanie żwawe - 81 letnia babcia Miho chodziła zgarbiona o lasce, ale jak zaczęła biegać po centrum handlowym to nikt nie mógł za nią nadążyć ;) Dodatkowo są jeszcze ekstra uprzejme - było mi strasznie głupio jak zwykłe pytanie o to, czy dobrze spałam było zadane super uprzejmym japońskim, a na pożegnanie starsza osoba kłaniała mi się w pas... A ja oczywiście nie byłam w stanie odpowiednio się odwzajemnić, przez co było mi jeszcze bardziej głupio :/
  • Ale od początku ;) Jak już pisałam (lub nie? zaczynam się poważnie gubić...) w Japonii jest na odwrót niż u nas, czyli Boże Narodzenie spędza się ze znajomymi, a Nowy Rok koniecznie z rodziną. W związku z tym 31go 3/4 ludności większych miast wraca na prowincję do domu rodzinnego. I niby o tym wiedziałam, ale i tak zaskoczył mnie tłum na peronie :P A raczej nie tyle tłum co jego zachowanie. Mój wewnętrzny Polak wciąż się nie daje i jest dość aktywny w związku z tym jak tylko zobaczyłam pociąg stojący na peronie chciałam popędzić do drzwi, ale całe szczęście od drzwi dzieliło mnie kilkanaście metrów co dało czas do analizy sytuacji. A mianowicie zdania sobie sprawy, że tłum Japończyków to nie tłum, a elegancka kolejka wijąca się po całym peronie o.O Stanęłam na końcu, a mój Wewnętrzny podżegał, że jeśli czegoś nie zrobię to na pewno nie zdołam wsiąść. Ale Zewnętrzny Japończyk kazał wierzyć w System. 2 minuty przed planowanym odjazdem drzwi się otworzyły i wszyscy po kolei i spokojnie (!) zaczęli wsiadać do środka. Nie dość, że wszyscy się zmieścili to jeszcze nie było jakiegoś strasznego ścisku. Owszem, stałam te pół godziny do Sagi, ale spokojnie mogłam się schylić czy obrócić ;)
  • Czas spędziłam najpierw na miłej pogawędce z Miho, jej siostrą i mamą, a pod wieczór zaczęły się Noworoczne Atrakcje, czyli: 1. Koncert Biali przeciwko Czerwonym. Jest to tradycja trwająca już od 60 lat: największe japońskie gwiazdy dzielą się na dwie grupy, a widzowie głosują potem, kto według nich był lepszy. Za J-popem nie przepadam, muzycznie jest mocno do d. na ładne buźki facetów można sobie jeszcze popatrzeć, ale na stroje już najczęściej nie bardzo, więc jeśli chodzi o estetykę to raczej cierpiałam, ale dzięki komentarzom Miho znacznie powiększyła się moja wiedza na temat współczesnej kultury (lub celebrytów, mówiąc ściślej ;) ). A i enki było sporo, więc raz na czas muzycznie też powracałam do równowagi. Oczywiście koncert miał swoje maskotki przypominające goryle, które zachęcały do głosowania (poprzez naciśnięcie odpowiedniego przycisku na pilocie - u nas też się tak da? o.O ). Koncert trwał ze 3-4h, a 20 minut przed północą tradycyjnie nadano 2. 行く年来る年 czyli niusy o tym jak świętuje się Nowy Rok w różnych częściach kraju. A najważniejsze jest oczywiście bicie w dzwon w świątyni.


  • Zupełnie nie poczułam Nowego Roku... Nie było ani odliczania, ani przede wszystkim sztucznych ogni. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że huk korków od szampana i wybuchających fajerwerków jest aż tak ważny... Dla Japończyków jednak najwyraźniej sprawa wygląda inaczej - zainteresowanych odsyłam tutaj.
cdn.

28 grudnia 2010

oomisoka

Wiem, że wszyscy niecierpliwie czekają na podsumę roku, ale nic z tego, pojawi się dopiero 31go :P

Spotkałam się dziś z moją zabieganą tutorką i ze zdumieniem usłyszałam pytanie czy przyjeżdżam do niej do domu na sylwestra o.O A owszem, rozmawiałyśmy o tym kiedy ostatni raz się widziałyśmy, czyli w Halloween, ale od tamtej pory nie miałam od niej żadnej wiadomości, więc uznałam, że to była taka zwyczajowa uprzejmość japońska. I że zobaczymy się na moment tuż przed końcem roku i tyle. A tu proszę, mam jednak plany na sylwestra ^___^ Będę robić z japońską babunią jedzenie noworoczne, pójdę do świątyni i zwiedzę kolejne miasto w okolicy Fukuoki: Saga. Ufufufu ^_______^

Teraz nie wiem tylko na co się przygotować, bo Michał mówi, że jedzenie noworoczne jest pyszne, a znowu japońska znajoma zdecydowanie nie polecała... ;)

A Jiyoon dalej zgłębia tajemnice języka polskiego :D Jej dobór słownictwa postowanego na fb mnie zdumiewa - wczoraj był chrząszcz, a dziś pobrzękiwać XDXDXD

26 grudnia 2010

white christmas

Wczoraj nastąpił cud świąteczny: spadł śnieg ^^ No, powiedzmy zmrożony deszcz. Ale przez godzinę popadało to białe coś z nieba i nawet zostało przez pół godziny na trawnikach tworząc atmosferę białych świąt ;) Oraz zamieszanie na fejsie, ponieważ wszystkie rozentuzjazmowane Azjatki musiały się podzielić nowiną o śniegu ze światem.

Trzy kolacje świąteczne zdecydowanie podniosły mnie na duchu, choć mój żołądek i wątroba z pewnością życzyłyby sobie trochę odpoczynku ;)
Najzabawniejsza była chyba kolacja polsko-koreańska. Załączam filmik z Koreanką uczącą się polskich przekleństw. Absolutnie słitaśne ;)

24 grudnia 2010

Wesołych!

Na początek trochę posmęcę. Jest mi tu wspaniale, ale czasem tęsknię za Polszą i dziś jest właśnie jedna z tych chwil. Moje pierwsze święta od bardzo dawna bez zapachu grzańca na rynku, lepienia uszek, ubierania choinki i prezentowej gonitwy. No i za Wami tęsknię, przede wszystkim.
Całe szczęście nie mam właściwie czasu, żeby za wiele myśleć o tym, jakie polskie atrakcje mnie omijają, bo tu mam ich aż nadto :P Przystępuję do części marudnej ;D W zeszły piątek zaczęłam ferie zimowe i dziś wreszcie miałam czas wyspać się po raz pierwszy od tygodnia. Mochitsuki, kolejna wycieczka z Karolem, czyli dużo rowerowania, impreza naleśnikowa, kolejne grzaniec party, tym razem na zamówienie ;) a potem wizyta znajomego Japończyka, z którym widziałam się ostatni raz rok temu w Krakowie ;D Jaki ten świat teraz mały i pokręcony. Ostatnie trzy dni spędziłam więc na prezentowaniu atrakcji miasta, wybrałam się też do Nagasaki, bo Takeshi zażyczył sobie wycieczki do innego miasta skoro już wybrał się aż z Tokio na Kyushu ;]
Ledwo pożegnałam się z nim na stacji, rozpoczęłam okres Christmas Parties. Wczoraj świętowałam razem z ludźmi z czwartkowych spotkań, także w gronie międzynarodowym (również kulinarnie! chociaż jedna polska tradycja świąteczna jest przeze mnie należycie kultywowana: obżarstwo :P ), dziś wigilia polsko-koreańska, a jutro kolejne spotkanie międzynarodowe u Ahmeda.
Ferii mam niby trzy tygodnie, do 10go stycznia i nieco się obawiałam, że nie będę miała co robić, ale założyłam sobie, że przynajmniej powtórzę trochę materiału z ostatnich dwóch miesięcy, ale ostatnio mój kalendarzyk (nie wyobrażam sobie życia bez niego) zapełnił się błyskawicznie prawie całkowicie... Japończycy tradycyjnie spotykają się przed końcem roku na wspólne świętowanie nadchodzącego roku. W związku z tym nawet moja tutorka odezwała się po półtora miesiąca milczenia ;] Także po świątecznym jedzeniu czekają mnie spotkania przy kawce czy piwie, następnie Sylwester (akurat na niego nie mam jeszcze żadnych planów! XD ), a w styczniu różnorakie matsuri. A na pewno coś jeszcze się ukoci po drodze.
Całe szczęście, że właściwie wszystko co tu robię da się podciągnąć pod naukę japońskiego lub japońskiej kultury :P

Na koniec krótka notka o japońskim Bożym Narodzeniu. Jest to święto czysto komercyjne. W przeciwieństwie do Europy, tutaj to Sylwester jest świętem rodzinnym, natomiast Wigilię spędza się ze znajomymi lub też ze swoją drugą połówką. Jeśli zaliczamy się do wariantu pierwszego to oczywiście idziemy na Christmas Party do kogoś lub na miasto; jeśli do drugiego to opcje są dwie: ciasto bożonarodzeniowe (biszkopt pokryty kremem z bitej śmietany udekorowany truskawkami) lub... specjalny kubełek z KFC! XD Shocker, prawda? Nie mogłam uwierzyć jak to usłyszałam, ale potem na własne oczy zobaczyłam dwa tygodnie temu wielkie reklamy informujące o rozpoczęciu przyjmowania zamówień na w/w kubełek o.O o.O o.O W Maku czy Mister Donuts ich nie ma - człowiek, który wymyślił taką kampanię promocyjną dla KFC był geniuszem.
Drugi shocker: dekoracje bożonarodzeniowe znikają 25go ;] Po to, by zrobić miejsce noworocznym.
I to właściwie tyle jeśli chodzi o japońskie tradycje w tym zakresie. Tutaj to głównie czas wydawania kasy, wyprzedaży i shoppingu.
Mam nadzieję, że na temat obchodów Nowego Roku będę miała coś więcej do powiedzenia ;)

Spokojnych i Radosnych!!!

14 grudnia 2010

AAAAAAAAA!!!!!!!!

No normalnie ledwo mogę pisać tak mi ręce drżą... Wróciłam dziś ledwie żywa po zajęciach i marzyłam tylko o kawie lub drzemce, choć raczej tym pierwszym, bo na biurku czekał stos zadań na jutro. Ale wchodząc do akademika rzuciłam okiem do skrzynki a tam... dwa awiza! Och, od razu ciśnienie mi skoczyło na widok Ambasadorów Czakramu oraz Aleksandry B ;)
Popędziłam czem prędzej na pocztę spodziewając się kartek świątecznych, bo na awizie zaznaczone były dokumenty. Jakież było moje zdumienie gdy pani przyniosła dwie paczki o.O

Dobrałam się w pokoju do zawartości i aż mi zawirowało przed oczami na widok różnorodnych opakowań z przyprawami (Ambasadorzy) oraz zawartości bardziej wigilijnej: barszczów, uszek, świecy, czekoladek oraz łazanek z grzybami (to danie wigilijne? u mnie się ich nie je, ale to tak na marginesie :P polskie dania... ach...) (ren i Grześ). Od nadmiaru dóbr aż mnie głowa rozbolała :P
No i do tego opłatki oraz polskie znaczki z Paderewskim i Gloria in Excelsis Deo - ach, nie sądziłam, że aż tak tęsknię za Polszą :P

DZIĘ-KU-JĘĘĘĘĘĘĘ i jak zwykle jestem wdzięczna, że Was mam i o mnie pamiętacie :)

Do pełni szczęścia brakuje mi tylko jednego: rozwiązania zagadki skąd wzięliście adres??? o.O Bo jako żywo nie pamiętam, żebym zostawiała komukolwiek...

2 listopada 2010

bunka no hi

Jutro jest tu 文化の日, czyli Dzień Kultury - Japończycy nie umieli mi odpowiedzieć, czego niby dotyczy to święto, słownik powiedział, że w ten dzień okazuje się specjalną wdzięczność za pokój oraz dobra kultury - brzmi to trochę jak wybory miss, nie sądzicie? ;] Co tam, ważne jest tylko jedno: jutro jest dzień wolny :D Cesarz odznaczy orderami osoby zasłużone dla kultury, natomiast dziś Japończycy ze spokojem będą się mogli oddawać swojej ulubionej wieczornej rozrywce, czyli upijaniu się ze znajomymi (studenci) lub współpracownikami (salarymani).
Ja oczywiście z radością przyłączę się do obchodów tego święta, tym bardziej że będę mieć okazję obczaić Fubar, który urządza dziś całonocny nomihodai za 1000Y ^_______^ (35PLN). Dla dziewczyn, bo faceci muszą zapłacić dwa razy tyle ;]
Sobkiem nie jestem, więc tą radosną nowiną podzieliłam się ze swoją grupą. Stwierdziłam, że dobra, wyjście na lampiony nie wyszło, ale może jak pójdziemy wspólnie na drinka to będzie lepiej. Azjaci jednak ponownie mnie zaskoczyli - reakcja na zapytanie o imprezę była dwojaka: A co z wycieczką na balony? To jest jakoś połączone? lub błyskawiczne odwrócenie się do ludzi z tego samego kraju, żeby zapewne omówić wspólną odpowiedź, bo co innego. Zdębiałam o.O Owszem, część ludzi jedzie jutro do sąsiedniego miasta na festiwal balonów (tych dużych, do latania ;)), ale co jedno szkodzi drugiemu? Przecież lepiej pójść na imprezę jak nie trzeba się martwić, że następnego dnia trzeba będzie myśleć ;] Ot, wrócić w nocy, trochę się przespać, zwlec się na zbiórkę i znowu kimnąć w autokarze, a potem popatrzeć na kolorowe balony. Zresztą co Wam będę tłumaczyć na pewno doskonale rozumiecie ;) Koreanki najwidoczniej nie, bo niby jak można było pomyśleć, że jutrzejszy wyjazd organizowany przez uniwerek jest jakoś połączony z całonocnym piciem ;] Od Tajek i Chinek nie dostałam jeszcze odpowiedzi. Póki co na 100% wybiera się jedynie Polish team plus Rosjanka ;D Jakoś nie mieliśmy problemów z decyzją ;)

Hihi, bardzo się cieszę na tę wizytę w klubie i kolejne obserwacje kulturowe - ciekawa jestem czy rzeczywistość będzie się zgadzać z niektórymi zaskakującymi plotkami ;)
Do jutra ^.^/

6 kwietnia 2010

krakowska wielkanoc

Przez ostatni tydzień żegnałam się z Krakowem: zarówno z samym miastem jak i z ludźmi.
Zaliczyłam kolejny obowiązkowy punkt, czyli lody na Starowiślnej, kiermasz na rynku (och, jaki on był pusty bez budek z różnościami), przeprosiłam się, mam nadzieję, z Czakramem oraz podążyłam śladem wspomnień, po starych salach wykładowych, barach mlecznych, księgarniach itp.
Wielkanocny dzik absolutnie mnie zmiażdżył XD XD XD
Wyjazd przeżyłam dość mocno, nawet się popłakałam, bo Kraków to w końcu miejsce, gdzie spędziłam najlepsze lata mojego życia. A moja rodzina tylko się dopytywała, kiedy wreszcie przyjadę, bo muszę zacząć ogarniać klamoty, oraz czy na pewno zdążę na święcenie koszyczków. Jak to dobrze czuć się potrzebnym ;] Tym bardziej, że moj soulmate koszyczkowy był w Rz tydzień temu i wrócił za granicę a jego mama zastanawiała się, kto w takim razie pójdzie z koszyczkiem. "Daj Ance" XD XD XD

Mimo że mieszkanie zmieniałam już trzy razy i za każdą przeprowadzką dokonywałam redukcji sprzętu oraz kserówek i tak masa nagromadzonych dóbr zawsze mnie zaskakuje i nieco przerasta oraz wywołuje wątpliwości, czy na pewno się wszystko zmieści. Pakowałam się dwa dni i całe szczęście wszystko się zmieściło.
Teraz ogarniam całość trzeci dzień i jutro może wreszcie skończę. Zanim się rozpakowałam musiałam zrobić miejsce na nowe klamoty, wyrzucając stare graty z czasów podstawówki i liceum. Więc do kosza poleciało cztery torby ciuchów i ze trzy kartony papierów. I teraz na finiszu widzę już, że może nawet za bardzo się zaangażowałam w redukcję, bo nie dość, że się zmieszczę ze wszystkim to jeszcze zostanie spooooro miejsca na książki. A jak wiadomo, natura nie znosi próżni :P

Jeśli chodzi o Chiny: wizę mam mieć w środę, wylot gdzieś na początku przyszłego tygodnia.

8 marca 2010

wesołych kobiet

Różnie się ostatnio działo, więc:

Kobietom zmęczonym, zrezygnowanym i zdołowanym - wytrwałości - czakram musi się kiedyś zmęczyć i zacznie być wreszcie z górki, albo chociaż po płaskim. Kobietom szczęśliwym i spełnionym - jeszcze więcej szczęścia i spełnienia, bo ich nigdy za mało.

Żeby było nas więcej radosnych i zadowolonych z życia ^^ (i lepiej ubranych, ostatnio kiepska ta moda... ;] ).

12 kwietnia 2009

soulmate koszyczkowy

Ach, ach, ten radosny czas świąt spędzany w gronie rodzinnym przeznaczony na chrześcijańską refleksję i pracę nad sobą, jak chciałaby go wykreować telewizja. Tak sądzę, bo na każdym kroku w kółko tylko o tych chrześcijańskich refleksjach i o tym jak znaleźć na nie czas przy nawale zajęć ;]

Przy całym moim cynizmie i niechęci w kwestii Kościoła (bo do religii jako takiej nic nie mam, jest dobra i z odpowiednimi wartościami jak każda inna), pojawiam się w świątyni raz na rok - na święceniu koszyczków XD Bo po pierwsze mama mnie wysyła, po drugie czemu nie, całkiem fajny to rytuał a po trzecie raz na rok dobrze mieć styczność z instytucją, której się nie lubi, żeby sobie przypomnieć, czemu się jej nie lubi.

W tym roku wizyta w kościele była wyjątkowo udana, ponieważ nieoczekiwanie dołączył do mnie mój religijny soulmate ;] Którego również mama wysłała na święcenie XD No więc weszliśmy do kościoła, usiedliśmy sobie w pustej ławeczce z przodu (bo niby czemu nie, nigdy nie potrafiłam zrozumieć dlaczego ludzie lubią sobie stać rządkiem pod ścianą ;] ) i zajęliśmy się obserwacją. PokaPoka-san zapytał co to za skupisko ludzi tam z boku, bo on wykupił pakiet standardowy i chciałby się dowiedzieć co go ominęło. No to z satysfakcją wyjaśniłam, że tam się całuje figurę i za tym kolejka ta stoi. Potem przyszedł ksiądz i tu rozczarowanie: nie dość, że składał poprawne zdania to jeszcze mówił z normalną intonacją! Skandal, człowiek przychodzi do kościoła raz na rok i nawet normalnego księdza zobaczyć nie może :/ No ale teraz podobno kryzys powołań to pewnie przyjmują byle kogo i wysyłają do roboty zanim przejdzie pełne szkolenie.
Kropienie trwało dość długo i PPs stwierdził, że mógł przynieść swoje kropidło to by usprawnił proces XD
Na koniec zdziwiłam się, że ksiądz zaprosił na adorację krzyża. Krzyża? To teraz adoruje się przedmioty? ;] o.O
A w drodze powrotnej zastanawialiśmy się czy nie zabrać jakiejś serwetki, których sporo walało się po ulicy, bo PPs miał nieprzepisowy koszyczek bez serwetki i bukszpanów ;] I bez babki, o zgrozo! (zresztą ja też ;P )

Ach, wyjątkowo miła była Wizyta w tym roku XD

8 marca 2009

Wesołych goździków i rajstop :D

Liga rządzi, Liga radzi, Liga nigdy Cię nie zdradzi. Dzięki za to, że jesteście ^^

23 grudnia 2008

prezentowo

Wokół przedświąteczne szaleństwo a ja siedzę sobie w cieplutkim pufie, popijam francuskie winko i delektuję się moim nowym nabytkiem. Jednak prezenty ode mnie dla mnie są zawsze najbardziej udane :D Na co dzień staram się unikać wizyt w księgarniach, ale ostatnio przy okazji present hunting dla mojej kuzynki wlazłam nieopacznie do Taniej Książki na Brackiej. Dla kuzynki oczywiście nic nie znalazłam, ale dla siebie i owszem i 2 stówki ulotniły się szybko z portfela, za to w plecaku przybyło 5 kilo książek i albumów. Zwłaszcza 4kilowe Art of East Asia miało tu swój spory udział ^^ Teraz mogę już nic innego nie dostać a i tak zaliczę te święta do wyjątkowo udanych, jeśli chodzi o prezenty ;P

Ale ja właściwie nie o tym... Albo raczej nie do końca ;P
Chcę, chcę, chcę!
Książkowe prezenty jestem gotowa zrobić sobie w każdej chwili, ale na ciuchy zawsze szkoda mi kasy. Więc jeśli przypadkiem na tego bloga natrafi jakiś filantrop, który będzie chciał mnie uszczęśliwić to ja bardzo poproszę taką sukienkę ;P
I jak zazwyczaj moda zupełnie mnie nie obchodzi to kolekcja Lie Sang Bonga wyjątkowo trafia w mój gust XD