30 września 2009

starość

...jest wtedy, gdy idzie się spać dwa dni pod rząd o 23 :/

Na pohybel pobudkom o 6.30!

Apdejt: Przepraszam, trzy dni pod rząd o.O
Zaczynam szukać dobrego domu starców z dostępem do internetu.

28 września 2009

Doctor Who

Ach, wyborny serial! Naprawdę rewelacyjny ^^
Już dawno nie widziałam tak pomysłowej produkcji. A przy tym zdecydowanie da się wyczuć, że nie jest to serial amerykański tylko coś innego - bardzo mi się podobała taka odmiana.

Ciut wprowadzenia: jest to najdłużej trwający serial sci-fi. Pierwszy sezon powstał w 1963 a do roku 1989 nakręcono 26 sezonów. Potem nastąpiła krótka reaktywacja w postaci filmu w 1996 roku i w końcu zupełnie nowe sezony od 2005 roku. I o nich właśnie będzie ta notka ^^

Tytułowy Doktor to Władca Czasu, ostatni przedstawiciel tego gatunku, podróżujący w czasie i przestrzeni w swoim statku kosmicznym TARDIS, który ma postać niebieskiej budki policyjnej z lat 60. XD
Statek w założeniu miał się dostosowywać kształtem do otoczenia, ale już w pierwszym odcinku coś się w mechanizmie zepsuło i kształt już się nie zmienił :D Władcy Czasu byli potężną, najbardziej zaawansowaną technicznie rasą we wszechświecie, więc mimo że TARDIS z zewnątrz wygląda na małą budkę w środku jest ogromny :D Podobną właściwość mają kieszenie Doktora mieszczące wszystkie potrzebne bajery ;)
Twórcy nowych serii stanęli przed nielada wyzwaniem, ponieważ musieli się zmierzyć z legendą - Doctor Who to na Wyspach przedmiot kultu ;) Jeśli o mnie chodzi to wywiązali się z zadania świetnie - serial jest zabawny, ciekawy i zaskakujący.
Twórcy nie odcięli się od wcześniejszych serii a wręcz odwrotnie - czerpią z nich całymi garściami: inspiracje widać zwłaszcza we wszelakiej maszynerii - najczęściej są to jakieś rury od odkurzacza, kable, wajchy i wielkie guziki, żeby było je dobrze widać na małym czarno-białym telewizorze :D
Podobnie jest z wrogami - ci najważniejsi są znani z wcześniejszych serii, więc zachowano ich toporność ruchów i kiczowatość charakteryzacji. Boskie :D
Dużym atutem serialu są również niebanalne pomysły :D Najczęściej mocno zwariowane XD Doktor przemocy nie lubi i najczęściej walczy ze Złem przy pomocy niekonwencjonalnych metod ;D Ogólnie w serialu jest masa absurdalnego brytyjskiego humoru - ja byłam tym absolutnie zachwycona ^______^
Większość problemów technicznych da się rozwiązać przy pomocy śrubokręta dźwiękowego, czyli takiego dinksa z niezliczoną ilością ustawień, który świeci na niebiesko, wydaje dźwięk i hop, drzwi są otwierane lub zamykane, łańcuchy i liny pękają, komputery i bankomaty robią co chcemy itd. Taki klucz, piła, lutownica, wykrywacz metalu, nóż i inne narzędzia w jednym :D Wygodna rzecz, czyż nie? :D
No ale sam sprzęt nie wystarczy - doktor jest dodatkowo geniuszem we wszystkim, co związane z techniką, mechaniką, fizyką kwantową, siódmym wymiarem itd. Od razu wie, do czego służy dany kabelek, rura, metalowa płytka czy przycisk, niezależnie na jakim statku wyląduje :D
Bardzo podobał mi się też jeden z odcinków, w którym Doktor spotkał swoje wcześniejsze wcielenie :D (Piąte bodajże, które zagrał ten sam aktor co w latach 70. ^^). Rewelacja. Już od dawna mówię, że bardzo chciałabym takie coś zobaczyć w serialu amerykańskim: na przykład Housa, który przychodzi leczyć Desperate Housewife albo Hiro Nakamurę teleportującego się na wyspę Lostów ;]
Wnętrze TARDIS też zostało trochę podrasowane, ale dalej wypada mocno oldskulowo przy choćby Enterprise z tego roku ;)

Ponieważ serial trwał tak długo trzeba było wymyślić jakieś wyjaśnienie na zmienianie się aktorów, bo nie chciano iść na łatwiznę jak przy Bondzie ;] I dlatego Doktor, kiedy znajduje się w stanie bliskim śmierci, zaczyna się regenerować - wymienia wszystkie komórki swojego ciała, zostając i nie zostając sobą. Jego wiedza i wspomnienia bowiem zostają, natomiast zmienia się jego wygląd i charakter. I tak w pierwszych sezonach był zrzędliwym staruszkiem by potem ewoluować w młodsze, bardziej zabawne wcielenia ^^ Obecnie ma 903 lata ;) I prawie zawsze podróżuje z towarzyszką, niekiedy towarzyszem.

No ale sama fabuła nie wystarczy - w serialu opartym na jednym głównym bohaterze, najbardziej istotny jest dobry aktor, który popchnie całość do przodu.
I tu dochodzimy do punktu głównego notki ;P Sezon pierwszy pomijam, bo był porządny, ale dopiero sezon drugi stał się przebojem, także na Wyspach, za sprawą Davida Tennanta, który jest obecnie uznawany za najlepszego Doktora i nie wiadomo, czy ktokolwiek będzie w stanie mu dorównać ;]
Ja osobiście mam wątpliwości ;]

Na początek, dla przypomnienia, garderoba (przeżyjmy jeszcze raz tę piękną talię, nie zaszkodzi ;P): mój ulubiony brązowy garnitur oraz drugi, niebieski:
Oraz model galowy: smoking i conversy wyjściowe, w poważnym, czarnym kolorze :D

Pomijając zalety zewnętrzne, David jest rewelacyjnym aktorem o przebogatej mimice. Rewelacyjnie wypada zarówno w scenach komediowych:
gdy wyjaśnia w sposób wysoce skomplikowany działanie urządzeń albo napotyka na jakiś fenomen naukowy ^^
ma również niesamowity czar *o*
ale potrafi też genialnie zagrać sceny poważne i wzruszające:
A do tej wspaniałej gry aktorskiej dochodzą również rewelacyjne dialogi. Doktor jest nadprzeciętnie inteligentny, złośliwy, pomysłowy i przez większość czasu mega pozytywnie zakręcony. Zagranie takiego wulkanu szczęśliwości tak, żeby nie przesadzić i nie irytować widza to naprawdę sztuka. Ach, no po prostu ideał a nie serial ;P

I jego jedyną wadą jest to, że David w tym sezonie zaczął grać więcej w teatrze (Hamleta!) i nie ma czasu na serial. W związku z czym w tym roku zamiast kilkunastu odcinków pojawi się tylko 4 speciale a następnie dziesiąte wcielenie Doktora umrze :( :( :( :( :( :( Lekkim pocieszeniem jest to, że od ostatniego speciala zaczęli Doktora nareszcie wypuszczać w HD. No doprawdy, oglądanie Davida w podłej jakości to była zbrodnia, mam nadzieję, że BBC szybko się poprawi i wyda 2, 3 i 4 sezon na BlueRayu ;]

Polecam serial z całego serca, gdyby nie to, że muszę się wreszcie zabrać za naukę, urządziłabym sobie natychmiastową powtórkę ;P

Jak powtarza co i rusz Doktor, BRILLIANT! Howgh.

25 września 2009

jest nadzieja

Chudych, wielkookich brunetów w dobrze dopasowanych garniturach można już znaleźć także w Europie :D W Polsce, niestety, jeszcze nie stwierdzono ;]
Styliści brytyjscy znają się na rzeczy - połączenie prostego, eleganckiego garnituru z conversami jeszcze nigdy nie było tak udane *o* ufufu ^^ (garderoba Doktora ogranicza się do brązowego garnituru z beżowymi conversami i niebieskiego z czerwonymi, ale jak dla mnie mogłaby się składać tylko z pierwszego zestawu ;P Jedyne nad czym ubolewam to zbyt prosty sposób kręcenia ;] A owszem, Doktor broni się sam, ale jakby dołożyć tu zwolnione ujęcie, tam odpowiednie zbliżenie od razu radość z oglądania wzrosłaby o jakieś 100% Kamerzysta powinien pojechać na szkolenie do Tamil Nadu - tam są specjaliści od kreowania Bohatera :D)
To jeśli chodzi o Doctor Who-look. Sam David wydaje się być zwolennikiem bardziej... hmm... urozmaiconego stylu :D Koszule w kwiaty, nietypowe wzorki i materiały - tak tak, prawdziwa azjatycka odwaga ubraniowa ^__^v
Ogólnie rzecz biorąc, David potrafi sprawić, że nawet totalnie beznadziejne połączenia odzieżowe wyglądają dobrze :D Ot choćby chaos wzorkowy ;]Albo op-art na garniturze ;]
David posiada też spory zestaw aksamitnych garniturów XD Mój ulubiony XD
I taki bardziej przyswajalny ;)
Arabella Weir nazwała go the gayest straight man [she] knows. Trafne.

Heloł, czerwone buty do czerwonego krawata i białego ganituru? o.O A on to przepchnął :D I jeszcze spowodował lawinę zachwytów na forach ;] Hihi, fangirlizm jest ponad wszelkimi podziałami i granicami, wszędzie wygląda tak samo :D Ale miło wejść w świat nowego idiolektu - na azjatyckich forach nie spotkałam się na przykład z określeniem GQMF. A przecież nie mogę poszerzać wiecznie tylko słownictwa technicznego ;]
Casual style też mu pasuje ^__^
A tu wygląda jakby ubrał na siebie chiński parawan XD Ostatni raz w takiej kwiecistej koszuli widziałam chyba Yon-samę...

Ech, jeszcze tylko półtora sezonu... :(
A póki co David Tennant króluje zarówno w czołówce jak i w rankingu chudzinek europejskich ;]

Aha, czy ja robiłam zestawienie azjatyckich chudzinek w garniturach...? Bo nosiłam się z tym zamiarem, ale nie wiem czy w końcu go zrealizowałam...

23 września 2009

eurotrip: Dublin

Dublin, nie Dablin, bo tak mówią miejscowi ;)

Przywitał mnie zimnym wiatrem, który mało co nie zdmuchnął mnie ze schodków samolotu. Oczywiście wyraziłam dość mocno swoje zdanie na temat irlandzkiej pogody. Facet przechodzący koło mnie powiedział tylko: Welcome to Ireland ;] XD XD XD I od razu kraj wydał mi się fajniejszy :D

Miasto jest brzydkie. Jego zaletą jest to, że jest zwarte - właściwie cały Dublin to domki maksymalnie czteropiętrowe ;] (czyli jedne wielkie suburbia :D) Natomiast jest to porządek pozorny, bo generalnie panuje tam niejaki chaos... Nie ma wyraźnego klimatu danej dzielnicy, nigdy nie wiadomo co człowieka czeka za rogiem a domki, mimo że tej samej wysokości jednak sporo się od siebie różnią. Miasto samo w sobie niezbyt mi się podobało - jest jakieś nijakie, bez atmosfery. I właściwie nie ma typowo turystycznych atrakcji, czyli muzeów czy zabytków.
Diabeł natomiast tkwi w szczegółach, bo samo mieszkanie i przebywanie w Dublinie jest już całkiem ciekawe :D Wszystko dzięki temu, że Irlandczycy jakoś muszą znieść nieustanne deszcze i zimno, więc radzą sobie przy pomocy ironii, humoru i hektolitrów guinessa. Czyli to, co u nas zrobił komunizm/socjalizm u nich zrobiła pochmurna pogoda ;] W Dublinie na każdym kroku można się natknąć na absurd, który przy odpowiednim nastawieniu daje masę radości XD Generalnie Polacy świetnie się tutaj znajdują ;) Zwłaszcza w LIDLu - niekiedy cała zmiana to Polacy. Ogólnie w Dublinie polski słychać na każdym kroku - czasem mi się wydawało, że to polskie miasto, w którym mieszka po prostu trochę Irlandczyków ;P

Double-deckery. Transport publiczny to jeden z absurdów :D Aha, na wyświetlaczu widać, że wszystko jest zawsze napisane po angielsku w i gaelic - nazwy ulic, komunikaty, znaki na lotnisku itp.
Po pierwsze: na bilet kupowany u kierowcy (alternatywą jest karta miejska) trzeba mieć odliczone pieniądze. Jeżeli się ich nie ma to dostaje się karteczkę z wypisaną resztą, z którą trzeba jechać na drugi koniec miasta, żeby odebrać pieniądze ;]
Po drugie: Godziny na rozkładzie jazdy oznaczają kiedy autobus odjeżdża z pierwszego przystanka ;] Więc godzinę u siebie trzeba sobie oszacować. Oczywiście wszystko jest mocno umowne, bo nawet jak odjeżdżałam z pierwszego przystanka to autobus odjechał najpierw 2 minuty przed czasem a potem 10 minut przed czasem XD Więc najlepiej po prostu przyjść i czekać ;]
Po trzecie: Autobus ma określoną pojemność pasażerską i powyżej danej liczby ludzi w środku, nie zatrzymuje się już na przystankach. A jeśli się zatrzyma to wsiada tyle osób, ile wysiadło. Do tego wszystkie przystanki są na żądanie.
Oznaczenia drogowe to inna historia XD
To takie bardziej przejrzyste ;]

Dublin castle :D Kwintesencja irlandzkiego absurdu i pomysłowości XD
Najlepiej zobaczyć na filmie XD

Naprawdę trzeba być Irlandczykiem, żeby takie coś nazwać szumnie zamkiem :D
A to jeszcze nie koniec, bo po drugiej stronie tej uroczej wieżyczki czeka kolejna niespodzianka XD
Prawda, że śliczne? Bo niby czemu nie pomalować szarych murów na jakiś weselszy kolor? :D
A na przeciwko Zamku taki twór:
Nie wiem co to, ale po tych dróżkach w trawniku aż chce się chodzić :D

Przy wszystkich przejściach dla pieszych w centrum znajdują się takie napisy:
I całe szczęście, bo nie wystarczy tylko zapamiętać, że trzeba patrzeć odwrotnie niż u nas - czasem zdarza się droga jednokierunkowa ;] Ja dostawałam od tego kręćka i nigdy nie wiedziałam, w którą stronę patrzeć jak się oddaliłam od centrum ;P

Pierwszy raz widziałam żółte światła dla pieszych :D

Dublińska Szpila, czyli coś, co sobie postawili w centrum miasta na Milenium :D
Chyba najwyższa budowla w mieście XD

Irlandczycy wykorzystują każdą chwilę słonecznej pogody. Trawa w parkach jest pokryta ludźmi chłonącymi promienie całym ciałem :D

Typowe drzwi. Kolor mniej typowy, ale jakże uroczy ^^

Jedna z większych atrakcji pobytu: Trinity College i zabawa w laboratorium ^^
Taką zachętę do nauki to ja rozumiem ^^ Co kilka tygodni organizuje się wystawę tematyczną, na którą może przyjść każdy i pobawić się w eksperymentowanie. Tu takie bardziej poważne eksperymenty ;) Ale dali mi się pobawić w oglądanie pod mikroskopem jakichś fagów ;P (sori, baranek ten biological jibberish jakoś mi nie chce wejść do głowy ;P).
Gwiazda Śmierci XD

Howth, pół godziny jazdy od Dublinu.Na ścieżce spacerowej występują dwa rodzaje ludzi: duzi, spoceni, dyszący i różowi Irlandczycy oraz maszerujący żwawo i radośnie Polacy :D

Dzielnica pubów Temple Bar:
Porterhouse, który serwuje piwa robione na miejscu. Rozmaite wynalazki, między innymi małżowe i truskawkowe XD
Są naprawdę dobre :) Naprawdę żałuję, że nie załapałam się na czekoladowe - sezon się skończył.
Pub ma 4 piętra i codziennie odbywają się w nim koncerty.
Kelt - pub bardziej tradycyjny:
Również z koncertem na żywo. Zespół siedział metr od nas^^
Atmosfera była rewelacyjna. Była taka ciepła, domowa, w przeciwieństwie do tego co się działo na dworze (zimny deszcz :/). Genialne było to, że przekrój wiekowy wynosił 20-80, albo i dalej. Dzięki temu panował właśnie nastrój rodzinny. Nie mówiąc o tym, że do zespołu co chwilę ktoś się przyłączał, a to pan z bębnem, a to pan, który chciał zaśpiewać piosenkę. Irlandczycy są niesamowicie muzykalni (choć w sumie trudno się dziwić, skoro spędzają w tych pubach całe życie, słuchając muzyki na żywo ;) ). Baardzo mi się podobało. Tylko trzeba się było pilnować, bo po pubie krążył groźny pan i sprawdzał czy na pewno ma się piwo ;)
Zdziwiło mnie natomiast to, jak Irlandczycy się zachowywali. Muzyka była tak radosna, że nogi aż same chodziły i z koleżanką Polką odstawiałyśmy mały taniec przed zespołem, na tyle, na ile pozwalała ograniczona przestrzeń. A wszyscy inni wokół stali nieruchomo z piwami kiwając tylko lekko głowami ;]

Niezwykłe zastosowania kościołów (od konfliktu z Kościołem katolickim, większość stała pusta, więc trzeba je było jakoś wykorzystać):
- Informacja turystyczna i sprzedaż pamiątek:
- knajpa XD (zwróćcie uwagę na tę złotą folię ;) ):

Nie ma to jak kawusia pod tablicą tu spoczywa... ;]

Misz-masz:
Guiness produkuje nie tylko piwo ;)

Irlandczycy to mistrzowie marketingu - potrafią sprzedać nawet kamienie ;]

Irlandki wczoraj i dziś ;]

;]

I kolejne przykłady irlandzkiego humoru XD
oraz bogata oferta prasowa :D

Koniec.
Zbieram pomysły na wakacje w przyszłym roku ;) Proszę o nadsyłanie propozycji ^^