5 grudnia 2006

podsumowanie

Tym razem coś o was, drodzy czytacze;]
Co prawda nie mam licznika na stronie, ale na youtube i owszem. I co? Wcale was nie interesowały zabytki, którymi się zachwycałam. Je oglądała połowa średniej, ale za to japońskie nogi każdy zobaczył co najmniej trzy razy;]

Będę w Balicach jutro o 20. Jeśli ktoś będzie na mnie czekał, będzie mi bardzo miło;P
Życzcie mi powodzenia przy ważeniu..

Ostatki:

Zwróćcie uwagę na cenę:)

2 grudnia 2006

co zostało z Edo?

Czyli jak się mają mity i wyobrażenia o Tokio do rzeczywistości.

Mit1: Kanto a Kansai - czy rzeczywiście jest między nimi różnica.
(*Kansai to część środkowa Japonii (Kioto, Nara, Osaka, Kobe) a Kanto to region z Tokio)
Jest. I to spora: pierwsza zauważalna to salarimani - chyba największe zagęszczenie garniturowych panów na świecie.
Są na ulicy cały dzień - od 7 do 20 wieczorem (tyle widziałam na własne oczy;).
Tutaj filmik z malutkiej stacyjki typu Rzeszów osiedle albo Kraków Zabłocie. http://www.youtube.com/watch?v=G-M_ZUmD_o0
Po drugie - człowiek szybko się uczy, że tu stoi się na ruchomych schodach po lewej stronie i z prądem się nie płynie a biegnie, bo tu nikt nikogo nie omija tylko popycha.
Ale jak wpatrywałam się w mapę to podszedł do mnie starszy pan i zapytał pięknym angielskim czy może mi pomóc, więc tacy znowu zamknięci na gajdzinów nie są.

Mit 2: panowie popychacze.
(Wszyscy o nich słyszeli i widzieli zdjęcia, ale to może jakiś fotomontaż..)
Też są - zostałam osobiście przez jednego wepchnięta:D I może nie tyle chodziło na mojej stacyjce o to, żeby wpychać ludzi, tylko, żeby przytrzymywać drzwi automatyczne. Niestety, wszystko działo się zbyt szybko, więc zdjęć nie ma.

Mit 3: hotele z kapsułami do spania.
*Właśnie dokładnie to jest tu napisane:) Przy shinkansenowym dworcu w Osace.

Mit 4: tematyczne dzielnice.
Jeden dzień mieliśmy cały wolny, więc zakupiłam znowu bilet jednodniowy (1100 jenów) i wsiadłam w Yamanote-to taka linia, która okrąża najważniejsze dzielnice w centrum Tokio.
Najpierw śniadanko w parku Ueno i coś dla Michała;]
To coś wyglądające na pyzę nazywa się "~man" i jest słodkawą pyzą z mięsem - dla mnie bomba. I do tego do kupienia na ciepło w każdym kombini (24h sklepie) o dowolnej porze za 100 jenów.
Widziałam też żonę cesarza^^ Pomachała mi z samochodu. Przyjechała do muzeum w tym parku, ale akurat dziewczyny z aparatami poszły do zoo:/

Akihabara czyli podobno dzielnica z tanim sprzętem leżącym na ulicy. Nie stwierdzono. Za to masa salonów pachinko. Sklepy z elektroniką też są, ale ceny są dużo lepsze w podobnej dzielnicy w Osace, więc to pewnie okazja tylko dla ludzi ze stolicy.
Kanda czyli podobno dzielnica księgarni i antykwariatów. Tu spotkało mnie największe rozczarowanie - może i tak było 5 albo 10 lat temu. Teraz to dzielnica salarimanów, firm i oczywiście wszelakiego rodzaju restauracji i salonów pachinko. Nie mogłam w to uwierzyć i przez godzinę w deszczu dzielnie wędrowałam w każdą stronę od dworca i nic:/

Ginza - uff, aż mnie oczy bolały od tej całej biżuterii - sklep Tiffany'ego był większy niż cały nasz budynek japonisyki (czyli standardowej 4-piętrowej kamienicy). Do tego Louis Vitton i cała masa innych produktów luksusowych, o których nigdy nie słyszałam. Popędziłam do Tag Heuera, ale niestety też nie doczekałam się jedynej właściwej reklamy. Były tylko takie z Tigerem Woodsem..

Shibuya - mnóstwo sklepów, ale zaraz za nimi czają się wieżowce pełne salarimanów.
A tu wersja elektroniczna momiji dla wiecznie zapracowanych.

Harajuku
Elizo, po męża tylko tutaj! Największe zagęszczenie bishonenów w Japonii. I to nie tylko na plakatach;)
Ogólnie dzielnica młodych i artystów. I dziwnie ubranych indywiduów.
A to ten słynny mostek, gdzie w niedzielę jest spęd dziewczyn poprzebieranych za postacie z mang.
Na przykład takie:

Shinjuku czyli dzielnica wieżowców, ale mnie interesowało kabuki-cho zaraz obok. Zamiast teatrów i herbaciarni zastałam oczywiście knajpy i pachinko.
(Stroje kabuki mogłam pooglądać w muzeum - zwróćcie uwagę na buty)
Podsumowując - tematyka dzielnic powoli zaczyna obejmować tylko jedną dziedzinę:/

Misz-masz:
Pałac cesarski i ogród:
(to oczywiście nie dom cesarza tylko wieżyczka strażnicza;])
Tookyoo tawaa;]
A to mnie rozbroiło - wyjaśnienie co widać, dla niewidomych. Było tylko z jednej strony - strony góry Fuji;]

Zwiedzaliśmy też centrum Panasonica - sprzęty przyszłości - przesuwanie ekranu po ścianie ruchem ręki, odbieranie maila głosem i takie tam, a mnie się najbardziej podobał spory telewizor, na którym pięknie było widać wszystkie szczegóły a nie jak na tych naszych, gdzie się wszystko rozmazuje;P
Ale najpierw posadzili nas w sali konferencyjnej i oglądaliśmy prezentację. Czułam się bardzo ważna w tym całym skórzanym fotelu;P
A potem wyświetlili na zewnątrz powitanie

Na końcu dwie godziny na lotnisku Haneda, Tokio nocą z lotu ptaka i dom^^
Ale jeszcze musiałam mieć przejścia z celnikami: prześwietlenie bagażu i okrzyk "abunai!" (niebezpieczny). I co? Mój scyzoryk do obierania kaki wylądował w żółtej kopercie na produkty potencjalnie zagrażające życiu, razem z nożykiem do listów koleżanki i musiałam go odbierać w Kansai (dobrze, że usługa była darmowa;P). Sklasyfikowano go jako "army";]

Kitty-chan zagraża równie agresywny przeciwnik:
Choć widziałam też w sklepie z kawaii rzeczami notatnik z Krecikiem^^ Słowianie atakują. W telewizji też leci, ale tylko raz udało mi się na niego trafić..

Pokemonowy samolot;]

Spiderman pod lampionem:

Starodawne łyżwy przyczepione do geta - co kraj to obyczaj;]
A to zobaczyłam w Harajuku - nie wiem co to za pan, ale widocznie uznali nazwisko za trendy;]
Hai, oshimai! Dobranoc.

1 grudnia 2006

tadaima

Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale naprawdę jak zobaczyłam światła lotniska Kansai, poczułam się jak w domu.
Dziś więcej nie napiszę, ale jak jutro pozbieram od wszystkich zdjęcia to stworzę coś zdecydowanie sensowniejszego niż wyszłoby mi teraz;) Czekajcie na nowy odcinek - zabawię się w Pogromców Mitów:)

*do świata pozajaponistycznego: "tadaima" mówi się zawsze jak wchodzi się do domu. Swojego, nie czyjegoś.

25 listopada 2006

anuś wędrowniczek: Kioto

Czyli jak nie bacząc na barbarzyńską godzinę, to, że jest weekend a zombie tylko czeka, żeby przejąć kontrolę, wyruszyłam w 13 godzinną podróż do Starej Stolicy.
Informacja praktyczna: do Kioto też można kupić bilet jednodniowy, który kosztuje tylko 1850 jenów i oczywiście kosztuje dużo mniej niż łączone, ale wymaga jednej przesiadki więcej. Czas podróży 2h.
Droga powrotna jest łatwiejsza bo człowiek już się orientuje, której linii ma szukać i na jakim dworcu/poziomie/platformie.
Marzy mi się taka częstotliwość pociągów u nas;P
Pierwszy przystanek: Sanjusangendo. Przez portal dla indywidualistów..
wchodzi się na szeroki plac z niepozornym budynkiem, z którego emanuje niesamowity spokój (nie wiem czy z budynku może, ale co tam;))
Za to w środku oszałamia widok tysiąca posągów Kannon (zdjęcia znowu robione ukradkiem - jasne, że na necie można znaleźć lepsze, ale skoro tak się namęczyłam, żeby je zrobić, to stwierdziłam, że je tu wrzucę, a co ;])
Potem Kiyomizu dera - najważniejsza świątynia buddyjska w Kioto. Co zresztą doskonale widać;]
i widok z tej części
Potem spacer po uliczce z pamiątkami.
Też zatłoczona, ale zdjęcie w ogóle tego nie oddaje. Zasada taka jak w Boguchwale - jak już mieszkasz po jednej stronie ulicy to zostajesz tam całe życie;)
Stałam parę minut w sklepie i próbowałam przejść na lewą stronę i dalej popłynąć z prądem.

Następna była urocza uliczka środkiem której ciągnął się sznurek samochodów, więc dla pieszych zostało niewiele miejsca i znowu trzeba było dryfować.

Potem całe szczęście wylądowałam w Gion (dzielnicy gejsz), bo już straciłam nadzieję na zobaczenie tradycyjnej zabudowy w spokojnym otoczeniu.
Te zdjęcia były robione w drodze do Kiyomizu, więc otoczenie jest troszkę bardziej betonowe, ale pasowały mi tutaj tematycznie.
Takie buciki maiko sporo sobie kosztują (17600 jenów to jakieś 475 zł).
Aha, te dziewczyny na zdjęciach to nie gejsze tylko maiko, czyli wcześniejszy stopień wtajemniczenia. Od wykwalifikowanych gejsz różnią się tym, że można je zobaczyć (bo te prawdziwe najczęściej wychodzą na ulicę dopiero wieczorem i to tylko po to, żeby wsiąść do taksówki albo limuzyny;)). A poza tym są dużo bardziej kolorowe, mają kimono z długimi rękawami i ciągnące się z tyłu obi. Nie jestem też pewna czy to były prawdziwe maiko, bo teraz można się przebrać na jeden dzień za maiko za jakieś nie tak znowu ciężkie pieniądze. Ale te dziewczyny za dobrze sobie radziły z bucikami:)
Można też kupić takie geta:
Przespacerowałam się też po parku otaczającym były pałac cesarki. Robi wrażenie. Zwłaszcza jak się człowiek przyzwyczai do wszechobecnego braku przestrzeni.
http://www.youtube.com/watch?v=Bz_WmGxFimE

Jakby komuś było jeszcze mało momiji;)

I dzisiejsza porcja kuriozów:
Powiew komunizmu:
Nie mam pojęcia za czym była ta kolejka, ale przez dwie godziny się nie zmniejszyła.
Mięso i owszem jest, ale za to w cenach zaporowych (od 5 do 26 złotych za 100g)
Dekoracja dworca: