Pokazywanie postów oznaczonych etykietą filmowo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą filmowo. Pokaż wszystkie posty

15 listopada 2010

japoński bigbeat

Ach, Nihończycy wciąż mnie zaskakują ^__^
Na przykład połączeniem Beatlesów z enką XD



A to mi całkiem mocno przypadło do gustu ^^
http://www.youtube.com/watch?v=uwUFv4ZZaz4&feature=related

I tak na deser: dowód, że historia dziwacznych tvshow sięga głębiej niż human tetris ;)


Ojoj, zimno się tu zrobiło. Tak naprawdę przenikliwie - dziś wytrzymałyśmy z Aśką jakąś godzinę na wieczornej wycieczce. W związku z tym szukam sobie innych rozrywek. Miałam iść do kina, a że chodzę tylko na super produkcje to myślałam o nowym HP, ale A. to jednak HP, B. kino jest tu drogie, nawet w dzień kobiet (o, nie pisałam jeszcze o tym. W restauracjach czy sklepach obowiązuje zwyczaj, że jeden dzień w tygodniu jest dniem dla kobiet - ceny dań czy biletów są wtedy niższe ^^ ) to aż 1000Y (35PLN) :/
Całe szczęście wpadł mi łapki nowy trailer Trona. Ooo, to sobie chętnie zobaczę :D Nawet Jeffa jakoś przeboleję na dużym ekranie, tym bardziej, że ostatnio zaczęłam się do niego przekonywać ;)
A w maju przyszłego roku nowy kapitan Jack Sparrow \^___^/ UFUFU.

10 listopada 2010

kółko

Miałam zamiar napisać posta podsumowującego spostrzeżenia otoczenia z okazji miesięcznicy, ale A. co tu świętować? Upływ czasu to ostatnie o czym chcę tutaj myśleć. B. Za dużo się tego uzbierało, więc tak jak planowałam na początku podzielę otoczenie na jakieś kategorie C. weekend spędziłam pod pierzynką, bo rozłożyło mnie choróbsko (choćbym nie wiem jak się starała, klima mnie zabija - nie wiem co zrobię w zimie, jak będę musiała jakoś nagrzewać pokój... Myślę o kupieniu kaloryfera na prąd...).

Zatem zanim skończę opis pierwszej kategorii, post zapychający, żebyście nie marudzili, że się obijam ;)

Krótki opis horrorów, które obejrzałam z okazji Halloween. W związku z tym, że nikt się jakoś nie kwapił z pomocą (foch) weszłam na moją ulubioną stronkę z horrorkami i wyszukałam:
In the mouth of madness. O, zdecydowanie lubię Johna Carpentera ^^ Filmy ciuteńkę trącą myszką, ale w ten dobry, klimatyczny sposób, dodający im właściwie mroczności. Historia to połączenie Krainy Chichów i Amerykańskich bogów (nie interesuje mnie chronologia powstawania, tylko kolejność, w której ja przeczytałam/zobaczyłam dane rzeczy), więc specjalnie mnie nie zaskoczyła, ale wzbudziła niepokój, a w koncu o to chodzi. 7/10 choć The Thing raczej nic nie przebije ;)
Dead End. Ohoho, tak schematyczne i przewidywalne, że aż dobre :D Pewna rodzina jedzie do babci na święta, a Ojciec postanawia po raz pierwszy od 20 lat pojechać drogą na skróty. Wszystko tu jest: kobieta z dzieckiem, opuszczona leśniczówka pełna wnyków, czarna wołga XD oraz Tajemnice z Przeszłości. Kanon goni motyw, ale w interesujący sposób i z przymrużeniem oka, a całość trwa trochę ponad godzinę, więc mija błyskawicznie. Scenariusz scenariuszem, a ja i tak najbardziej cieszyłam się z obecności demonicznego Lelanda Palmera z Twin Peaks :P
INK. To nawet nie tyle horror co opowieść o walce dobra ze złem na granicy jawy i snu, ale jak pięknie opowiedziana i sfilmowana! Większość motywów już gdzieś widziałam, ale i tak przez cały film miałam wrażenie świeżości. Podobały mi się zwłaszcza Zmory - uch, wyjątkowo niepokojące.

Także dziękuję, dokonałam dzięki Wam bardzo dobrych wyborów ;]

A wracając do tematu posta. Poszliśmy z Karolem obczaić w sobotę kółko fotograficzne. Zanim to nastąpiło wymieniliśmy kilka mega-uprzejmych maili z opiekunem (and I mean, uprzejmych - ja się niezbyt dobrze czuję przy używaniu tego honoryfikatywnego języka i zazwyczaj wybieram wariant bezpieczny, czyli wersję uprzejmie neutralną - obrazić nie obrażę, a wiem przynajmniej, że nie zrobię jakiejś gafy przy odmianie czasownika czy doborze słów - nie będę tu wchodzić w szczegóły. W każdym razie mówiąc takim językiem czuję się jak sprzedawca w sklepie, więc go nie używam, ale nasza opiekunka powiedziała, że tak się powinno zaczynać działalność w kółku, jeśli nie chcemy, żeby nas postrzegano jak totalnych gajdzinów, więc cóż było zrobić) i wreszcie doszło do Spotkania. Kyudai ma specjalny budynek przeznaczony dla działalności kółek (w Japonii to niesamowicie prężna działalność - w każdej szkole jest ich co najmniej kilkanaście, poczynając od sportowych, poprzez kulturalne po sztuczki magiczne czy stepowanie, poważnie ;) Ale tańca towarzyskiego nie ma :( Bu.), a spotkania kółka fotograficznego odbywają się w... typowym pomieszczeniu japońskim! XD Ze słomianymi matami, wnęką na kaligrafię, przesuwanymi drzwiamu, fusuma itd. XD
Anyway, moje ogólne wrażenie jest takie, że faktycznie lepiej było pisać maila w keigo. Na pierwszy rzut oka (i ucha) widać, kto tu jest najważniejszy, ważniejszy i początkujący. Niby wszystko jest tak po przyjacielsku, ale jak ten ważniejszy coś powie, to reszta tylko kiwa głowami i to robi, choćby było totalnie durne. Oj, będzie ciężko, zwłaszcza z moją niechęcią do wykonywania poleceń. Ale czego się nie robi dla badań kultury ;)
Za dwa tygodnie odbywa się wielkie święto Kyudaja i kółko będzie miało swoje stoisko, na którym zaprezentuje zdjęcia, więc teraz zajmowali się głównie doborem zdjęć. Cóż... Prawdę mówiąc szczęka mi opadła. I to bynajmniej nie ze względu na zajebistość zdjęć, a wręcz przeciwnie na ich totalną przeciętność. Część była bardzo dobra technicznie (kolory, kontrast, wyrazistość szczegółów), ale tematyka i kadrowanie... Nudy, nudy, nudy. Wieczorna chmurka, facet na brzegu morza, gałązka sosny o świcie... A to takie najbardziej interesujące. Jeden gość przyniósł zestaw tak randomowych zdjęć, dobranych jedynie pod względem kolorystyki (nieba, ziemi, kwiatów), że aż mi ręce opadły. Ja takie robiłam może w podstawówce, a i to chyba nie, bo trzeba było film oszczędzać ;)
Z każdym kolejnym zdjęciem patrzyliśmy na siebie ze zdumieniem, natomiast Japończycy zupełnie nie przejmowali się tym, że zdjęcie jest do d. (a nie chce mi się wierzyć, żeby wcześniej nie robili jakiejś selekcji, więc tym bardziej jestem przerażona ;)) O nie. Patrzyli na oprawione foto pod każdym możliwym kątem, żeby sprawdzić, czy między passe-partout a zdjęciem nie ma szparki, czy zdjęcie gdzieś się nie wybrzusza, czy nie ma paproszków. Kaman, ludzie, większość zwiedzających tylko rzuci okiem na te foty i pójdzie dalej o.O Nikt nie będzie ich oglądał z perspektywy podłogi... Ale nie, zamiast strzelić lepsze ujęcie to oni przez 5 minut będą debatować jakby tu lepiej oprawić przeciętne zdjęcie w ramkę...
To niestety kolejny przejaw azjatyckiej logiki, którą boleśnie odczułam we Wronkach. Oni wydają się nie zauważać większego problemu tylko skupiają się na totalnie bzdurnych szczegółach. Tak jak jest tutaj ze śmieciami. Ale wybiegam wprzód.
Ogólnie poziom lekko mnie zniechęcił, bo nie zauważyłam, żeby ktokolwiek bawił się kolorem czy kontrastem zdjęcia, a to mnie w tym momencie interesuje najbardziej, ale zamierzamy dać im szansę ;) Po pierwsze dlatego, że chodzi tam jeszcze jeden Rosjanin, więc jeśli stworzymy jakąś słowiańską frakcję, która bez kozery powie, że zdjęcie jest beznadziejne i trzeba się bardziej postarać to może coś z tego wyniesiemy. Po drugie, jak słuchałam ich debat na temat ramek to rozumiałam z połowę o.O Raz, że nie bardzo rozumiałam DLACZEGO jakaś rzecz jest problemem, a dwa faktycznie nie rozumiałam co mówią, więc choćby dla poprawienia zrozumienia takiego potocznego języka zacisnę zęby i będę tam chodzić i robić jakieś bzdurne rzeczy :P
No i w zimie jest obóz, który jest połączony z jeżdżeniem na nartach ;D

9 listopada 2010

bajkowo


WTF? o.O

16 września 2010

francuski lokator

Zrobiłam małą francuską przerwę w dramie i urządziłam sobie powtórkę Delicatessen oraz Lokatora. I wiecie co? Zaczynam się poważnie zastanawiać nad zrewidowaniem mojego wielkiego marzenia o mieszkaniu w Paryżu :P Jeśli wierzyć reprezentatywnej grupie dwóch filmów to te cudowne kamieniczki są piękne tylko wewnątrz a w środku czekają same okropieństwa ;]

5 września 2010

turecki plan widmo

Szybki przegląd ostatnio obejrzanych filmów:

  • Tureckie Gwiezdne Wojny
Piorunujące wrażenie absolutnie nie do opisania. Kretynizm fabuły i inwencja w wykorzystaniu muzyki oraz fragmentów z oryginalnego filmu wyniesione na zupełnie nowy poziom. A widz na poziom świadomości. Ostra jazda bez trzymanki.

  • Plan dziewięć z kosmosu
Klasyka. W pełni zasłużenie ;] Naiwność i pomysły na fabułę rozbrajają.
Mam teraz wielką ochotę na powtórkę Eda Wooda z Deppem ^^

  • Autor widmo
Piękne plenery, wspaniałe wykorzystanie kolorystyki wnętrz i szarej plaży, wysmakowane kadry. Tyle że intryga polityczna mało wyrazista. A tak zachwalane zakończenie mnie w ogóle nie zaskoczyło. Mistrz Polański ma na koncie dużo lepsze filmy.

  • Brothers Bloom
Sympatyczna komedyjka o kanciarzach z Adrienem Brodym. Interesująca fabuła, ładne lokacje, całkiem zaskakujące zwroty akcji. Niby tak mało, a tak wiele. Zwłaszcza w obecnych czasach posuchy filmowej. Polecam.

  • Pit and the pendulum (1961)
Znalazłam chyba kolejnego ulubionego reżysera: Rogera Cormana. Pierwszy film, jaki wpadł mi w ręce jest oparty na opowiadaniu Poe'go, ale byłam absolutnie zachwycona atmosferą upiornego zamczyska i Tajemnicy z przeszłości. Polecam wielbicielom ramotek. Osobiście jestem bardzo zadowolona z tego, że kolejne trzy filmy już mam gotowe do obejrzenia w każdej chwili ^^

  • Micmacs
Długo czekałam na ten film i niestety się zawiodłam :( Mój ulubiony francuski reżyser wrócił niestety do swoich wcześniejszych filmów w stylu Miasta zaginionych dzieci. A tak liczyłam na powtórkę z Amelii... Wizualnie genialnie, ale fabuła nieco zawodzi. (Choć oczywiście i tak bije na głowę większość obecnych produkcji). Zrobię sobie dla pocieszenia powtórkę z Delicatessen.
Jeśli jednak ktoś ma ochotę na kino francuskie to polecam - choćby dla warstwy wizualnej.

  • Centurion
Kolejny świetny reżyser jakby w tendencji spadkowej. Descent byłam zachwycona, a Centurion nieco mnie znużył. I pewnie, w porównaniu z tegorocznymi Clash of the titans czy innymi mitycznymi superprodukcjami wypada znakomicie, a wręcz bezkonkurencyjnie, ale Marshalla stać było na więcej :P Zdjęcia są wspaniałe, galeria postaci również (wreszcie ciekawie zarysowane, nawet te drugoplanowe! to teraz rzadkość), ale film nie angażuje - no tak biegną ci Rzymianie i biegną, Piktowie ich gonią, a widz spogląda co 5 minut na pasek postępu.
Ale i tak polecam ;) Choćby ze względu na sporą reprezentację obsady Doctora Who ;) No i co Brytole to Brytole ^^ Nawet średni film jest wart zobaczenia ;)

  • Black death
Tym razem Brytole średniowieczni w czasach plagi dżumy. Film raczej telewizyjny niż kinowy, bo bardzo skromny, ale całkiem interesujący. No i Boromir znów w boromirowym looku, choć tym razem jako siepacz na usługach biskupa ;)

4 sierpnia 2010

dobry film

Polecam Incepcję, jak i pół fejsa przede mną ;) Arcydzieło to nie jest, ale z pewnością już trzeci dobry tegoroczny film po Shutter Island i Kickass i jak tylko wyjdzie na blurayu urządzę sobie powtórkę, żeby ogarnąć całość fabuły. Czem prędzej zaopatrzę się również w soundtracka, bo ile zdołałam wysłyszeć w trakcie seansu, zachęciło mnie do dokładniejszego przysłuchania.
Mam również nadzieję, że siostra Nataszy dostanie się kiedyś na wymarzoną filmówkę i będzie mi mogła wytłumaczyć jak się kręci takie zajebiste sceny jak te w hotelowym korytarzu *o* A póki co, będzie mi musiał wystarczyć making of ;)

***

Obejrzałam ostatnio Conana Barbarzyńcę. Ło matko, ale to słaby film. Jedyne co go ratowało to siermiężny klimat, ale starczyło go tylko na tyle, żebym raz na jakiś czas zerkała na telewizor znad lapciaka. Taki sam los wróżę za paręnaście lat Prince of Persia i innym super mega produkcjom, które opierają się wyłącznie na efektach a poza tym zieją nudą scenariuszową.

***

Całe szczęście moje źródełko dobrych filmów wyszabrowanych od filmoznawców pewnego zimowego sylwestra jeszcze nie wyschło i co rusz natykam się na interesujące eksperymenta jak na przykład Widmo wolności Bunuela - rewelacja. Ktoś kręci jeszcze takie komedie? Szkoda, że Dyskretny urok burżuazji miał już inny format.
Japończycy też nie zawodzą - Tampopo to połączenie klimatu Widma z fabułą na temat szkolenia umiejętności w robieniu ramen (*zupki chińskiej). Uwielbiam takie miksy.
Z zaliczonych dziwów filmowych: Jesus Christ Vampire Hunter - podobno klasyka campu ;]

W najbliższym czasie trzecie podejście do Pieśni z drugiego piętra :P

15 listopada 2009

Hamnet

Oj, ale się będę ukulturalniać w okolicy Świąt/Nowego Roku. Ooj, będę :D Czyż nie znakomity Hamlet z niego? ^^ Że o Tshircie nie wspomnę *o* ;P

Ale chyba bez pomocy Barańczaka się nie obędzie ;P

I po raz kolejny pomstuję na naszą telewizję, która w życiu nie dorobi się takich produkcji jak BBC >_<

5 maja 2009

Edzio

Na długim weekendzie wybrałam się do Katowic na adorację Edzia - uznałam, że czas najwyższy poznać bożyszcze nastolatek ;]
No i cóż mogę rzecz - jestem zauroczona tym filmem i nie mogę się już doczekać kolejnych części, więc zapewne sięgnę niedługo po książki, żeby rozsmakować się również w niepowtarzalnym, jak słyszałam, idiolekcie autorki XD

Edzio to dla mnie fenomen: w założeniu miał być zapewne wielce mhrrroczny, ale wyszło to wszystko mocno groteskowo a ja przez cały film zastanawiałam się co próbuje wyrazić swoją twarzą i w sumie to dalej nie wiem ;] Pewnie pokoleniu emo przychodzi to bez trudu, ja się muszę dopiero nauczyć i może następnym razem lepiej mi pójdzie. Bo co do tego, że film zobaczę jeszcze co najmniej raz, nie ma wątpliwości - dawno nic mnie tak nie ubawiło :D ;] Niemalże żałuję, że nie wybrałam się na Zmierzch do kina, bo rechotałam przez większą część tego wspaniałego dzieua a zapewne na wielkim ekranie zrobiłoby jeszcze mocniejsze wrażenie XD Ale odpowiednia ekipa też jest ważna - jestem wdzięczna wszystkim obecnym w sobotę, że mogłam z nimi przeżywać i komentować rozterki bohaterów. I porcelanową twarz Edzia oraz jego usta różane, ach! To mój nowy bohater tygodnia.

A z całego spotkania morał płynie jeden: Edzia nie należy lekceważyć, o czym przekonałam się przeglądając swoje zdjęcia - wszyscy wyglądają na totalnie zmiażdżonych nawet następnego dnia ;] Łącznie z psem Nadii.

5 lutego 2009

Perhaps love (2005)

Ech, skoro nikt nie chce czytać o pięknie językoznawczego języka ani zachwycić się wysublimowanym poczuciem humoru prof. H, dziś wychodzę naprzeciw wymaganiom masowemu odbiorcy ;) Będzie trochę chudzinek, trochę bolly, trochę koloru, tańca i śpiewu i trochę melodramatu.

如果·愛

Chiński musical, do którego choreografię robiła, uwaga, Farah Khan :D Obiektywnie muszę stwierdzić, że nie miała za wiele do roboty, bo taniec nie był zbyt skomplikowany, ale swoją rolę spełniał i nawiązywał do typowych amerykańskich produkcji.

Film jest z gatunku tych, które bardzo lubię czyli taki, w którym rzeczywistość splata się z fabułą filmu kręconego w filmie ;P [hmm, strasznie dużo tych "filmów", ale wybaczcie, spędziłam dziś cały dzień nad tłumaczeniem norm to i część tego tautologicznego stylu na mnie przeszła ;P ]
Aktorów, którzy spotykają się na planie musicalu łączy wspólna przeszłość. Reminiscencje przeplatają się z wydarzeniami, które rozgrywają się w musicalu i bardzo często są ich odzwierciedleniem.
Trochę zamotany ten mój opis, ale nie ma problemu z rozróżnieniem tego co teraz, kiedyś i samego musicalu, bo każda z tych rzeczywistości rozgrywa się w zupełnie innym otoczeniu.

Film jest zrobiony z rozmachem. Widać, że nie szczędzono pieniędzy na kostiumy i scenografię.

Aktorzy również są piękni ^^ Nie mogłam się napatrzeć zwłaszcza na Xun Zhou. Panowie tym razem stanowili dodatek. Choć również atrakcyjny ^^

Polecam, to kawał dobrego kina:) Ja spędziłam bardzo miło te półtora godziny w pracy ;D

30 stycznia 2009

Café De Los Maestros

Kolejny znakomity film o muzyce. Podobny w formie do Buena Vista Social Club i trochę mniej do filmów Saury.
Śledzimy drogę powstawania tytułowego koncertu, w którym wzięły udział największe sławy tanga argentyńskiego. I dodam, że wszystkie te sławy mają powyżej 70tki. Kamera towarzyszy muzykom przy komponowaniu, spotkaniach towarzyskich, próbach. Dodatkowo opowiadają oni o latach świetności tanga, czyli latach 40 i 50, największych twórcach oraz o własnej drodze artystycznej. Wszystko to okraszone wspaniałą muzyką oraz sporą ilością nagrań archiwalnych.
Jestem dalej pod wielkim wrażeniem żywiołowości i optymizmu staruszków. W każdej scenie widać wyraźnie, że duchem są wciąż młodzi i entuzjastycznie nastawieni do życia :) Najbardziej podobała mi się opowieść tokarza, który do warsztatu wstawił sobie pianino :D
Polecam wszystkim a szczególnie tym, którym podobała się wspomniana Buena Vista.

Trailer:


I jeszcze jeden, tym razem bardziej widać wigor staruszków ^^

17 stycznia 2009

Repo! The genetic opera

Notkę dedykuję barankowi - niestrudzonemu Odkrywcy Nieznanego, Niezbadanego i Niepojętego ;)
Dziś o Repo! The genetic opera, czyli o czymś w rodzaju połączenia Sweeney Todd'a z Łowcą androidów i Rodziną Addamsów (mnie jeszcze kojarzyło się z anime Alita Gunm Battle Angel).

W niezbyt dalekiej przyszłości władzę nad światem przejmuje korporacja zajmująca się przeszczepami genetycznie czystych organów. Jeśli ktoś nie może za nie zapłacić, wysyła (firma) siepacza Repo, który zajmuje się ich odzyskaniem.

Trailer dość dobrze oddaje klimat filmu ^^
 

Mamy oto połączenie rocka i opery - stroje i scenografia przywodzą na myśl gotyckie Castle Party, ale wszystkie dialogi są wyśpiewywane. W mniej lub bardziej rockowym czy operowym stylu ;] Ciężko było było wyodrębnić jakąś wyraźniejszą linię melodyczną a już o zanuceniu motywu nie ma mowy ;] 
Do tego jak to zwykle - dekadencja, pęd ku władzy, panienki w kusych strojach a w tym wszystkim bezbronna dzieweczka z chorobą krwi :D I jej nadopiekuńczy tatuś z niezbyt popularną profesją ;]





Fabuła nie powala ani specjalnie nie zaskakuje, ale forma jest dość interesująca (filmy ze wstawkami komiksowymi zawsze mają u mnie kilka punktów więcej a tutaj pasują one znakomicie). Nie polecam jakoś szczególnie, ale mnie film się podobał i fanom wszelakich postmodernistycznych eksperymentów i dziwactw również powinien przypaść do gustu ;)

2 stycznia 2009

Dobry film wczoraj widziałam...

Ostatnio udało mi się trafić na naprawdę dobre filmy :) Polecam, jak dla mnie każdy jeden to pozycja obowiązkowa.

Into the wild (Wszystko za życie)
Utalentowany absolwent koledżu postanawia zerwać ze swoim dotychczasowym życiem. Rezygnuje z robienia kariery i bez grosza przy duszy udaje się na łono przyrody. Po drodze zmierzy się z siłami natury, spotka wielu ciekawych zwykłych ludzi oraz odkryje sens życia ;)
Film jest dość długi jak na standardy amerykańskie, bo trwa 2.20, ale w ogóle mi się nie nudził. Tak naprawdę niewiele się w nim dzieje, widzimy głównego bohatera, który przemierza kolejne pustkowia lub rozmawia z napotkanymi ludźmi, a ogląda się znakomicie. Nigdy nie sądziłam, że Amerykanie będą w stanie zrobić tego typu film, który mi się spodoba ;P

Le Scaphandre Et Le Papillon (Motyl i skafander)
Film jest oparty na prawdziwej historii Jean-Dominique'a Bauby, redaktora naczelnego Elle, który w wyniku udaru został całkowicie sparaliżowany i mógł się porozumiewać wyłącznie za pomocą lewego oka.
Największe wrażenie robi w filmie sposób kręcenia z perspektywy chorego. Wszelkie nagrody dla Janusza Kamińskiego są w pełni zasłużone. Już dawno nie widziałam tak sugestywnej pracy kamery, człowiek całkowicie zapomina, że to tylko film i wczuwa się całkowicie w sytuację sparaliżowanego.
Ogromną zaletą było dla mnie to, że film jest pozbawiony sentymentalizmu, co jest sporym osiągnięciem przy takiej tematyce. Bauby nieustannie komentuje otaczający go świat i swoją sytuację w złośliwy i sarkastyczny sposób, nie użala się nad sobą i nikt nie próbuje udawać, że oto, ach, bohater tak dzielnie radzi sobie w tak tragicznej sytuacji.
Do tego odrobina magii i mamy francuskie kino w najlepszym wydaniu.

Angelus
Pozycja obowiązkowa dla tych, którzy lubią filmy Kolskiego. Tutaj również mamy przepiękny polski realizm magiczny, kadry, które wyglądają jak obrazy i bardzo ciekawą historię.
Film jest oparty na wydarzeniach autentycznych: opowiada historię gminy okultystycznej w Janowie pod Katowicami. Pewnego dnia mistrz gminy na łożu śmierci wieści koniec świata i trzy znaki, które będą go zwiastować. A niedługo potem nadchodzi II wojna światowa a po niej komunizm. Mieszkańcy gminy robią wszystko, żeby nie dopuścić, żeby promień z Saturna uderzył w Ziemię.

Akcja dzieje się w małym miasteczku, w którym obok siebie żyją anioły przechadzające się po hałdach, święta Barbara i zwykli-niezwykli górnicy, którzy w nietypowy sposób postrzegają świat.
No i wszyscy mówią po śląsku ;)

Piękny, liryczny film. Bardzo żałuję, że reżyser Lech Majewski przyjeżdża do Polski z USA tylko raz na czas.

13 listopada 2008

Quantum of solace

Wróciłam właśnie z nowego Bonda. Zaznaczam na początku, że jestem wiernym fanem agenta Jej Królewskiej Mości, ale nie takim konserwatywno-zagorzałym i otwartym na nowe koncepcje, ale...

No właśnie "ale" :/ Trochę mi się nie podoba, że twórcy za bardzo chcą się oderwać od dawnych Bondów. W QoS nie uświadczysz martini (tu jeszcze rozumiem, bo Bond dopiero tworzy swój słynny drink, jak się domyślam), powalających gadżetów (nic, absolutnie NIC nie ma w tym odcinku T__T ), nie ma też My name is Bond, James Bond, ba, nie ma momentów z panienką na końcu! No skandal po prostu >_<
Dla mnie Bond bez tego wszystkiego to już nie ten sam Bond. A na pewno nie lepszy :/

Ale co do samego filmu:
Bond jest r e w e l a c y j n y. I mówię to całkowicie obiektywnie, bo Craig zupełnie nie leży w kręgu moich zainteresowań ;] Choć muszę przyznać, że scena, w której przechadza się po luksusowym apartamencie w smokingu poruszyła nawet moje zorientowane na chudych brunetów serce XD Ale do rzeczy ;P Bond jest odpowiednio cyniczny, złośliwy, pociągający i zabójczo skuteczny. Jemu nic nie można zarzucić.
Gorzej z fabułą i realizacją. Najbardziej irytował mnie sposób kręcenia scen walk i pościgów. Bardzo dużo zbliżeń, rwany montaż i filmowanie z perspektywy bohaterów powodowały, że właściwie nie do końca było wiadomo co się dzieje. Tak sobie teraz myślę, że może chodziło o to, żeby stworzyć wrażenie realistycznej walki, bo wtedy faktycznie wszystko dzieje się tak szybko i chaotycznie, że nie wszystko się rejestruje. No i fajnie, można było tak nakręcić jedną walkę, wtedy pewnie bym się zachwyciła ciekawym eksperymentem, ale kiedy przez cały film nie mogłam sobie podziwiać widowiskowych kaskaderskich wyczynów to byłam mocno zawiedziona.
Fabuła jest trochę zagmatwana, skaczemy sobie co chwilę z kraju do kraju i innych luksusowych lokacji a w sumie dalej nie wiadomo czym jest Organizacja (widzę tu doskonały materiał na co najmniej 3 kolejne odcinki ;] ).

Ogólnie, Casino Royale podobało mi się dużo bardziej, ale i tak nie żałuję, że widziałam kolejnego Bonda w kinie ^^

Zimno się zrobiło, nowa czołówka jest hołdem dla Nosiciela Szaliczków Wszechczasów i ma na celu zaczarowanie pogody i dużych opadów śniegu w Alpach Francuskich ;)

19 października 2008

Velvet goldmine

Jeden z lepszych filmów jakie widziałam. Oparty na życiu Davida Bowie i Iggy'ego Popa, opowiada historię Briana Slade'a - gwiazdy brytyjskiego glam rocka lat 70. W rolach głównych Jonathan Rhys Meyers i Ewan McGregor.

Film pokazuje kolejne etapy kariery - od próbnych przebieranek, występów w klubach po gwiazdorstwo i co robi ono z człowiekiem i jego otoczeniem. Wszystko to doskonale zilustrowane muzyką, która jest w filmie obecna prawie cały czas.
Doskonale oddaje klimat lat 70. z ich kolorowymi strojami, muzyką i rewolucją seksualną.
Dla mnie dodatkową atrakcją był książę Henryk ;) - no jak można być tak zgrabnym, to nieuczciwe ;P ;)

Polecam gorąco, to kawał dobrego kina z wyższej półki :)
Na zachętę kilka zdjęć:
Zazdroszczę im tych duuużych rozkładówek z płyt winylowych ;) Ale tylko trochę - wyżej stawiam jednak współczesną jakość dźwięku ;]

Erizo, sank ju! ^^

18 września 2008

skośnie cz.3

  • Korea
Samaria, Bad Guy Kim Ki Duk, który zupełnie mi się nie podobał. Całkiem interesująca tematyka prostytutek w różnych ujęciach, ale filmy zbyt przegadane (jak na KKD, oczywiście ;) Uwielbiam jego filmy właśnie za to, że nie potrzebuje słów, żeby wszystko wyrazić.) i w sumie nic z nich nie wynika. Do tej pory sięgałam po jego filmy w ciemno, ale teraz zaczynam się bać...

Dirty carnival Rzecz o koreańskich gangsterach. Mieli być realistyczni bohaterowie, realistyczne walki, realistyczna fabuła. No i byli, ale film mnie jakoś zupełnie nie zainteresował. Chyba ideałem pozostaną dla mnie filmy o mafii z okresu Prohibicji.
DC opowiada historię współczesnego gangstera, który wygląda jak milutki chłopczyk, ale jak trzeba to bez wahania zabije kogo trzeba. Pewnego dnia zaczyna pomagać swojemu przyjacielowi z dzieciństwa przy filmie o gangsterach a przy okazji zaczynają go dręczyć lekkie wyrzuty sumienia.

Windstruck Jeden z najbardziej znanych koreańskich filmów. Podobno wyciskacz łez. Zawzięłam się i postanowiłam zobaczyć w związku z tym cały, ale nie było łatwo. Bo oto w pierwszej połowie mamy powtórkę z mojego znienawidzonego My sassy girl: jakaś rozwrzeszczana i szurnięta baba (grana zresztą przez tę samą aktorkę >_< ) pomiata gościem i oświadcza mu, że jest jej chłopakiem. A ciućmok jest zupełnie bezwolny i daje sobą kierować. Żal.pl.
W drugiej połowie jest trochę lepiej, bo On ginie. Wiadomo o tym od początku, więc czekałam jak rozwinie się akcja. I jestem mocno zawiedziona. Film zupełnie mnie nie poruszył a nawet mój kolega mówił, że się popłakał O.O Motyw wiatru też odgadłam jak tylko pojawił się w retrospekcji. Słowem: nic nadzwyczajnego a do tego ta pierwsza połowa... Raczej odradzam a na pewno nie polecam.

Lover's Concerto
Główną rolę grał ciućmok z My sassy girl, więc od samego początku byłam lekko zniechęcona. Potem pojawiła się umierająca Son Ye Jin ze swoją przyjaciółką i stworzył się trójkąt miłosny ze śmiercią w tle. Potem została już dwójka i ich rozmowy o śmierci i pogrzebie.
Film trochę ratował dość zaskakujący zwrot akcji, ale tylko trochę. Jak ja bym chciała, żeby skośni już odstawili motyw umierającej przez 3/4 filmu (albo w końcówce) ukochanej...

200 Pounds Beauty utalentowana ale wyjatkowo gruba playback singerka powraca po operacji plastycznej jako piękność i pragnie, żeby jej dyrektor muzyczny odwzajemnił jej miłość.
Proste i lekkie. Do obejrzenia w pół godziny.

[Hmm... coś w tym odcinku trafiam na gorsze filmy :/ Więc chyba czas na odmianę i Asano XD On nie zawodzi ^^ ]

Miracle on 1st Street Gangster przyjeżdża do biednej dzielnicy, żeby "przekonać" jej mieszkańców do sprzedania ziemi pod luksusowe apartamentowce. Ale tytułowa 1st street powoli staje się jego domem. Można zobaczyć, ale mnie nie powalił.

Guns and talks Czwórka młodych morderców i fragment z ich życia. Trochę o miłości, trochę o honorze, trochę pościgów i strzelanek. Jak na film o zabijaniu jest wyjątkowo pogodny a bohaterowie są bardzo sympatyczni. To było bardzo ciekawe, natomiast fabularnie średnio. W kategorii filmów o mordercach z sąsiedztwa zdecydowanie wolę Pattiyal.
[Ech, kończę ten odcinek, bo trafiam na prawie same cienkusze i opisuję je tylko z kronikarskiego obowiązku. Coś się kończy coś się zaczyna, mam nadzieję, że część 4 będzie lepsza^^ ]
  • Japonia
Be with you Zmarła żona wraca do męża i syna na 6 tygodni pory deszczowej. Tyle że nic nie pamięta ze swojego życia. Prosta historia miłosna z fantastyką w tle i bardzo interesującym finałem. Warto przeczekać cały film, który nieco się dłuży, żeby zobaczyć o co naprawdę chodzi.

L: Change the world O L była już osobna notka. Tym razem L nie jest postacią drugoplanową jak w Desu Noto. Bardzo się cieszyłam na ten film a okazał się być Porażką Sezonu. Beznadziejny scenariusz, drewniana gra aktorska, sztampowe rozwiązania fabularne. L i jego dziwaczne zachowania były rewelacyjne, ale to trochę za mało żeby uratować tak słaby film. Zmarnowany duży potencjał. Szkoda.

Survive Style 5+ Po tych kilku średnich filmach sięgnęłam po coś sprawdzonego (tao, sank ju!).
Asano i spora dawka surrealizmu zapowiadała niezłą zabawę. I tak było ^____^ Film jest rewelacyjny. Powalają zwłaszcza kiczowato kolorowe wnętrza i stroje, ale fabuła też nie zawodzi.
Mamy oto pięć różnych historii opowiadających o życiu "przeciętnego" Nihończyka. Galeria postaci jest zaiste interesująca: homoseksualni włamywacze, pani wymyślająca dziwaczne reklamy, hipnotyzer, zabójca zafascynowany Sartrem, mąż próbujący zabić swoją żonę, która nieustannie się odradza i wiele innych.
Trailer dobrze oddaje ducha filmu ^__^

Ale nie odmówię sobie wklejenia również kilku zdjęć. Tym razem głównie wnętrza ;)
oraz wyjątkowo zdjęcie kobiety, ponieważ Reika Hashimoto szalenie mi się podobała. Piękna jest...
Pozycja obowiązkowa dla fanów Mechanicznej Pomarańczy (choć SS5+ jest dużo lżejsze) i japońskich odjazdów ;)
So what's your function in life?
;]

15 września 2008

fados

Ostatnio cierpiałam na dwa kryzysy. Jeden został już prawie zażegnany (kwestia sporna czy to dobrze czy źle, ale zostawmy to ;)), więc czcionka czołówki wraca do swojej pokręconej formy ^^
Drugi kryzys dotyczył muzyki. Jak przeżywałam podobny trzy lata temu to akurat przydarzyła się muzyka z filmów indyjskich, która zaspokoiła wszystkie moje potrzeby przy niewielkiej pomocy ostów ze skośnych produkcji. Ale ostatnio znowu odczułam potrzebę posłuchania czegoś nowego. A że zbiegło się to z powrotem do Krakowa i szybkiego internetu postanowiłam nadrobić zaległości siestowe.
Bardzo lubię audycję Kydryńskiego, bo to jedno z nielicznych miejsc, gdzie można jeszcze usłyszeć ładną polską mowę (drugie to audycja redaktora Manna :D ), ale ostatnio przy nawale atrakcji wakacyjnych jakoś nie bardzo miałam czas, żeby jej posłuchać. Ale całe szczęście jest teraz cała zarchiwizowana w internecie :D I przy okazji przypomniałam sobie o fado. Jeszcze w liceum bardzo lubiłam słuchać Madredeusa, ale teraz poznałam parę nowych wielkich nazwisk: Marizy, Camane, Carlosa do Carmo. Słuchałam sobie ich muzyki od miesiąca a dziś poszłam wreszcie na Fados Carlosa Saury.
Trailer:

Polecam gorąco ten film. Tylko od razu uprzedzam na co trzeba się nastawić, jeśli ktoś jeszcze nie zna Saury ;) Na pochwałę muzyki i tańca, zwłaszcza tego pierwszego, bo przy fado nie bardzo jest jak potańczyć ;) Fabuły nie ma, film to po prostu zbiór różnych pieśni. Najważniejsi są w nich śpiewacy o wyjątkowo ekspresyjnych głosach oraz muzycy akompaniujący im w tle. Do tego trochę kolorowych ekranów i ewentualnie kilku tancerzy. Takie to proste a jak przejmujące...

30 sierpnia 2008

skośnie cz.2

Nie byłam ostatnio w nastroju do pisania i komunikowania się ze światem w ogóle, ale powoli mi przechodzi z pomocą wiernych sztabowych (i Wiedźmina ;P ) i niedługo wszystko powinno wrócić do normy (swoiście pojętej ;P ).

A póki co, stara notka, którą sobie przygotowałam ze dwa tygodnie temu ;)


Jak się okazało, mój szef jest na drugim końcu Polski do końca miesiąca a w biurze posypał się internet, więc jestem na urlopie przymusowym i kontynuuję skośną edukację filmową.

Fly daddy fly - powód dla obejrzenia tego filmu miałam tylko jeden...
I nie zawiodłam się ani trochę. Junki-licealista był chou-sexy a ja nabrałam ochoty na taką fryzurę ;P
Fabularnie - średnio. Podstarzały tatuś chce się zemścić na młodniaszce, który pobił jego córkę i prosi LJK, żeby go wytrenował do pojedynku bokserskiego.
Temat średni, ale kto by zwracał na niego uwagę gdy na ekranie LJK się bije, wspina po skałkach, słowem: wygląda obłędnie? ^^ A fragmenty z biegami tatusia można zawsze przewinąć ;]

The Art Of Seduction - dwójka podrywaczy-naciągaczy próbuje się nawzajem oszukać. Film poprawny, bez fajerwerków, ale miło było zobaczyć Son Ye-Jin w roli "z pazurem" a nie tylko bezwolnych piękności.

Temptation of Wolves - dwóch przywódców licealnych gangów zakochuje się w jednej dziewczynie. Okazuje się, że jeden z nich jest jej bratem.
Ja od razu przewidziałam jak ten impas rozwiąże koreański scenarzysta ;] Jakieś pomysły, drodzy Czytacze? ^^

Once Upon a Time in High School - w jaki sposób funkcjonowało koreańskie szkolnictwo w latach 70. na przykładzie pewnego liceum męskiego. Problemy z dziewczynami, problemy z kolegami, problemy z nauczycielami, kary cielesne, bójki oraz rozterki pewnego młodzieńca.
Dobry film do zapoznania się z realiami epoki.
Ale jego główna zaleta jest dużo bardziej analfabetyczna *ufufu*
Jak nie lubię tego aktora to trening jest faaajny ^^ Jak tylko odzyskam film to może nawet go wrzucę w całości na tubisie. Trening, nie film ;)

Innocent steps - Dirty Dancing po koreańsku. On - światowej klasy tancerz po przejściach, ona - młodziutka Chinka, która bierze z nim małżeństwo dla obywatelstwa.
Dużo tańca, bardzo zgrabny pan tancerz ^^ Przyjemny film.

Il Mare - pierwowzór amerykańskiego Domu nad jeziorem. On i Ona oddaleni od siebie o dwa lata mieszkają w tym samym domu i wysyłają sobie listy przez magiczną skrzynkę.
Przeróbkę tylko przeglądnęłam z ciekawości co Hamerykanie zrobili z tego cudownego filmu i z kilku scen wnioskuję, że przeciętny film hamerykański. Oryginał jest rewelacyjny - senna, nieco odrealniona atmosfera, piękne, przygaszone zdjęcia, prosta, ale piękna i wciągająca historia. Czego chcieć więcej. Jak dla mnie: pozycja obowiązkowa skośnego kina.

Turn Left Turn Right - Dwójka Chińczyków żyje według wiersza Szymborskiej...

Oboje są przekonani, że połączyło ich uczucie nagłe. Piękna jest taka pewność, ale niepewność piękniejsza. Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej, nic między nimi nigdy się nie działo. A co na to ulice, schody, korytarze, na których mogli sie od dawna mijać? Chciałabym ich zapytać, czy nie pamiętają- może w drzwiach obrotowych kiedyś twarzą w twarz? jakieś "przepraszam" w ścisku? głos "pomyłka" w słuchawce? - ale znam ich odpowiedź. Nie, nie pamiętają. Bardzo by ich zdziwiło, że od dłuższego już czasu bawił sie nimi przypadek. Jeszcze nie całkiem gotów zamienić się dla nich w los, zbliżał ich i oddalał, zabiegał im drogę i tłumiąc chichot odskakiwał w bok.

Bardzo ciekawa historia, pełna zbiegów okoliczności i igraszek losu.
Bohaterowie czytają też po polsku cytowany wiersz :D W dużych ilościach, więc jak ktoś nigdy nie słyszał polskiego w skośnym wykonaniu to ma okazję.

Love Letter - dziewczyna próbuje sobie poradzić ze śmiercią narzeczonego. Pisze list na jego stary adres, do domu, który nie powinien już istnieć. I dostaje odpowiedź. Jak się później okazuje od imienniczki chłopaka. Dla niej korespondencja będzie okazją do podróży w przeszłość i paru nieoczekiwanych odkryć, dla narzeczonej możliwością pogodzenia się ze stratą.
Jak wyżej, nie można przegapić. Pozycja obowiązkowa.
Ale od razu uprzedzam, że nie należy przesadzać w interpretacjach przy oglądaniu, bo choć fabuła jest trochę zawiła (sprawę komplikuje fakt, że narzeczoną i imienniczkę gra ta sama aktorka) to sam film jest w gruncie rzeczy bardzo prosty i nie ma się co spodziewać zakrzywienia czasoprzestrzeni czy innych nadprzyrodzonych zjawisk ;)