29 kwietnia 2009

spiesz się powoli ;]

Moje guru slow life'u nie mieszka jednak w Warszawie.
Dziś odebrałam list polecony z UJotu który poinformował mnie, że przyznano mi stypendium naukowe w dniu 19.11.2008.

Z opieszałością zbudowaną na 700 latach tradycji nikt nie wygra ;]

22 kwietnia 2009

biuletyn kulturalny

W ramach Festiwalu Kultury Rumuńskiej wybieram się w sobotę na warsztaty... wina :D Czyż to nie idealna forma ukulturalniania? ^^

Przy okazji zanotuję co ciekawego będzie się działo w Krakowie w najbliższych miesiącach :)
  • Festiwal Plakatu Reklamowego 04-23 - 05-24 Planty, Barbakan
  • Festiwal Tanga Argentyńskiego 05-08 - 05-10 
  • Juwenalia 05-05 - 05-10 Lao Che, Strachy na lachy, Happysad, Hey i inni
  • 11 Festiwal Filmów Kultowych 05-11 - 05-25 Najgorsze filmy świata rulez :D
  • Krakowskie Spotkania z Muzyką Cerkiewną 05-17 - 05-24 
  • II Festiwal Muzyki Filmowej 05-21 - 05-23 
  • Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie 06-27 - 07-05 
  • Festiwal Muzyki Tradycyjnej Rozstaje 07-24 - 07-26 
I jak tu znaleźć czas na pracę, naukę i magisterkę? ;P

21 kwietnia 2009

mądrości szefa: komputer-rupieć

Stare sprzęty też dobrze mieć, bo jakby ktoś chciał się włamać to prędzej czy później komputer się zawiesi i nic się nie da ściągnąć.

Jest nowy komputer w pracy. Z XP O.O
Nie sądziłam, że dożyję. Ten stary odmówił współpracy. I tak jestem pod wrażeniem jak długo wytrzymywał ten burdel. Ciekawe ile przetrzyma ten ;]

20 kwietnia 2009

bliskie Spotkania

Wrażeń z obozu ciąg dalszy.
Tym razem monotematycznie ;P

Przez cały obóz czaiłam się, żeby zrobić zdjęcie doktorowi M albo zrobić mu filmik w czasie wykładu. Ale się na to nie zdobyłam. Podobnie jak na poproszenie o wspólne zdjęcie przy ognisku, choć wszyscy pstrykali je sobie po kolei a Boscy robili cierpliwie za misie. Bo jak pisałam, kretyńskie prośby załatwiam od ręki a zwykłych codziennych nie jestem w stanie.
Całe szczęście sempajki czuwają \^o^/
Wygląda mi to na rozmowę o dystrybucji komplementarnej fonemów. Tudzież o asymilacji perseberacyjnej XD

Spędziłam też przed pokojem M dobrych 20 minut :D W ostatnią noc przypomniałam sobie, że miałam zgrać od Krzysia zdjęcia, ale było już po północy i nikt nie mógł mi powiedzieć, w którym mieszka pokoju. Najbardziej dokładnych informacji udzieliła dziewczyna, z zastrzeżeniem, że nie pamięta o które drzwi chodzi, chyba te na prawo, w każdym razie po drugiej stronie mieszka M. Super. Nie ma to jak obudzić pukaniem przez pomyłkę swojego promotora ;] Podsłuchiwałam chwilę pod jednymi drzwiami i pod drugimi, ale nic nie zdziałałam, więc stanęłam w holu i pytałam wszystkich przechodzących czy może nie wiedzą czegoś więcej. Najbardziej podobała mi się rada doktorantki S: A nie da się tak bez pukania? Ha, pewnie się da, byłoby nawet zabawniej, ale tym bardziej wolałabym tego uniknąć ;P
W końcu znalazłam dziewczynę, która otworzyła właściwe drzwi, ale co poszydziłam w własnej sytuacji to moje ;]

19 kwietnia 2009

Kieszonkowe Długopisy

Postanowiłam spisać dokładnie wczorajsze wydarzenia, ponieważ jestem pewna, że zarówno one jak i to zdjęcie [trochę zamazane, ale ręce mi drżały z emocji ;P ]
staną się pewnego dnia częścią miejskiej legendy, w którą pewnie uwierzę też ja, biorąc pod uwagę moją znakomitą pamięć, więc póki jeszcze pamiętam, zarejestruję prawdziwy przebieg wydarzeń tutaj XD

- Panie profesorze, jest taka sprawa...
- No no no [ciężko to wytłumaczyć jak się nie przeżyło, ale tym słowom towarzyszy taki niewidzący, lekko błędny wzrok i intensywne kiwanie głową ;) ]
- To nic poważnego...
- No no no
- Wczoraj odbył się turniej ping ponga i chcielibyśmy [wiadomo, że ja, ale zawsze to bezpieczniej być częścią jakiejś bliżej nieokreślonej grupy], żeby to pan profesor ufundował nagrody. Wszystkie zawody wygrali nasi z Krakowa i ustaliliśmy, że najcenniejszą nagrodą byłyby Długopisy z Kieszeni pana profesora. *bezcenne zdumienie na twarzy H :D* Czy pan profesor zgodziłby się podarować trzy długopisy?
- *ścieszony wyraz twarzy* Oczywiście.
[Tu pan profesor sięgnął do Kieszeni i zorientował się, że nie ma na sobie marynarki, więc zaprosił mnie do swojego pokoju ^^ ]
- Nie sądziłem, że te długopisy są tak popularne...
- Ależ panie profesorze, Kieszeń jest absolutnie KULTOWA, znajdujące się w niej Długopisy również. Są bezcenne.
Mogę jeszcze zrobić zdjęcie na dowód, że one faktycznie w niej były? Żeby nie było, że oszukuję.
- Bardzo proszę.
Proszę sobie coś wybrać. Tylko nie ten, to ołówek.
- Najlepiej takie, które są panu najmniej potrzebne...
- Może ten? Z Todaja [Uniwersytet Tokijski].
- A ten?
- Tu już nie ma wkładu. Może te dwa.
- Może lepiej ten bardziej zużyty?
- Nie, lepiej ten, którym będzie można dłużej pisać.
- Panie profesorze. Przecież NIKT nie będzie nimi pisał. Każdy sobie oprawi w ramkę.
Czy na pewno nie będzie panu przeszkadzało, że je zabiorę?
- Nie, zawsze dużo ich kupuję. Może następnym razem przywiozę więcej na pamiątki?
- O nie nie, one muszą poleżeć odpowiednio długo w Kieszeni, żeby nabrały Mocy.

Podziękowałam uprzejmie i uniżenie i wyszłam, pewnie równie ścieszona jak H. XD
Ale warto było zobaczyć radość i zdumienie na twarzach pozostałych zwycięzców ^__^

Zupełnie nie rozumiem czemu przez cztery lata wydawało mi się, że on mnie nie lubi i zawsze jest wobec mnie złośliwy. 

Jak wróciłam do pokoju, koniecznie chciałam wypróbować jak pisze mój Długopis, ale jak to tak po prostu pomaziać po kartce? To niemożliwe, więc musiałam wymyślić coś naprawdę wartego napisania. Uznałam, że Kocham H... będzie idealne XD And that's official ^^

murzasichle gasshuku

Przez ostatnich kilka dni byłam na obozie naukowym. Przedsięwzięcie było spore albowiem zjechały się na niego japonistyki krakowska, poznańska oraz praska i bratysławska. Ogółem 150 osób. Pewnie, że na prawie tyle liczy pewnie grupa ćwiczeniowa, ale dla nas to straszne tłumy ;)

Atmosfera panowała iście kolonijna i okazało się, że ludzie najlepiej bawią się przy grach znanych z przedszkola XD Ba, nawet turniej ping ponga był! Sama go organizowałam, czym zaskoczyłam najbardziej samą siebie. Ale warto było wziąć udział - prof. H ufundował nagrody: długopisy z Kieszonki. Też dostałam jeden, bo wygrałam w deblu, więc tym bardziej ochoczo przystąpiłam do załatwienia sponsoringu XD
Zupełnie tego nie rozumiem: zawsze zbieram się kilka dni do napisania prostego maila o to, żeby przywiózł mi książkę za to załatwienie takiej kretyńskiej sprawy nie przysparza mi żadnych kłopotów :D
Opiszę to dokładnie później, bo to doniosłe wydarzenie zasługuje na osobną notkę ^^

Charakter obozu był zaskakująco naukowy. Serio serio. Wszyscy wiemy, że czy nazywa się to zieloną szkołą, obozem naukowym czy konferencją to i tak chodzi o jedno: żeby się upić, a tu proszę, program był wyjątkowo napięty . Warsztaty, cztery wykłady na raz, więc trzeba było dumać którego posłuchać i lekcje japońskiego. Tak naprawdę dopiero wieczorem można było pobalować.
A rano wstać prędziutko, żeby o 7.45 czatować pod drzwiami stołówki, bo alternatywą było stanie w wężyku jakieś 15 minut i wyjadanie resztek :/ A myślałam, że obóz narciarski jest kondycyjny - ten zmęczył mnie dużo bardziej ;]

Wykłady były całkiem interesujące. I tu znowu zaskoczenie, choć w sumie powinnam mieć większą wiarę w naszych naukowców ;P Oczywiście doktor M. wykosił konkurencję i za wykład o metodach zapisu X-wiecznej poezji dostał takie owacje, że sam je musiał uciszać ^___^ Ach, przynajmniej z niego możemy być naprawdę dumni jeśli chodzi o nasz Zakład.

Inni wykładowcy też byli bardzo sympatyczni. Skorzystałam z okazji i poradziłam się Jabu senseja w sprawie mojej magisterki i wygląda na to, że odejdzie ona dość znacznie od wstępnych zamierzeń XD
Okazało się również, że nie taki Poznań straszny jak go malują :D Ba, może wymiatają jeśli chodzi o mówienie, ale nie znają się na niczym innym ;] Bosch, jak można dalej korzystać z sylabicznego podziału... ;]
Ja jestem po jedynej słusznej stronie XD

Byłam absolutnie zachwycona tym, że wszyscy wokół dzwonili telefonami, opakowaniami na słowniki elektroniczne, rozpoznawali Alucarda na mojej koszulce i nie gapili się jak chodziłyśmy sobie z Eri po ośrodku w yukatach. "Swoi" rządzą XD
Kobiety w ruchu: temat wielu arcydzieł i nieustanna inspiracja dla artystów. No czyż to nie idealne piękno? ;)

W sobotę pojechałam sobie radośnie na lans do Zakopca, rezygnując bez żalu i zastanowienia z aktywnego wypoczynku w Tatrach XD
Wypad udał się niemalże idealnie: zakupiłam kawę na wynos oraz obowiązkowy oscypek, po Krupówkach przechadzałam się wolno i z aparatem zawieszonym bez przerwy na ręce, zakupiłam nawet pamiątkę :D (co prawda nie zestaw muszelek tylko szal, ale liczy się, że pamiątka jest ;) I pomyśleć, że jeszcze ze dwa lata temu gardziłam takimi ludźmi: shopperami krążącymi sobie po deptakach z kawą w ręku ;] Niestety, nie udało się nam zaliczyć ostatniego punktu programu czyli piwa na Gubałówce, ponieważ kolejka była nieczynna ;] Wchodzenie na górę na nogach nie wchodziło w rachubę, of koz.
Zakopane jest teraz schludniejsze niż parenaście lat temu, ale zrobiło się do bólu plastikowe, niestety. Jednak wizytę zaliczam do wyjątkowo udanych tym bardziej, że okazało się, że na Krupówkach można zjeść dużo i smacznie za całkiem rozsądne pieniądze. I jakkolwiek nazwa jest kuriozalna to jakość produktu (i jego ilość) była bardzo dobra.
Jak miło było zobaczyć, że salon gier, w którym spędzało się większość czasu na kolonii 15 lat temu dalej istnieje :D
Lans mniej udany ;] (zwróćcie uwagę na buty!)

Inwazja Arabów ;)

Ogólnie było super i poznałam masę fajnych ludzi, założyłam z tej okazji konto na facebooku, ale jednak jestem już trochę zmęczona maratonem obozowo-imprezowym ;P Czas zabrać się za magisterkę :D

Na koniec krokusy w Dolinie Chochołowskiej
oraz
głupol kalkulujący: do Zakopanego jechaliśmy sporą grupą, więc pan kierowca wydał nam bilet grupowy i kazał zapłacić razem. Nastąpiła dość szybka zrzutka a we mnie odezwał się duch skarbnika i zebrałam te pieniądze. Jednak po przeliczeniu okazało się, że brakuje jednej złotówki. Z wyrzutem wydarłam się więc na busa kto zapłacił za mało, ale nikt się nie przyznał. Chłopaczek z I roku dopłacił z własnej kieszeni a ja dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że wydałam sobie za dużo i to właśnie ja jestem tym podłym sabotażystą ;P

15 kwietnia 2009

pfff

Jestem zmęczona. Zamykam teatrzyk. (do odwołania ;P )
I jestem tylko ciekawa czy główny aktor miał w ogóle świadomość, że odgrywane jest Przedstawienie ;]

Świat idzie naprzód. I jest pełen pięknych Koreańczyków XD

Hasło przewodnie dnia dzisiejszego: If you don't like Bruce, you walk!!!

Tack sa mycket ^^

12 kwietnia 2009

soulmate koszyczkowy

Ach, ach, ten radosny czas świąt spędzany w gronie rodzinnym przeznaczony na chrześcijańską refleksję i pracę nad sobą, jak chciałaby go wykreować telewizja. Tak sądzę, bo na każdym kroku w kółko tylko o tych chrześcijańskich refleksjach i o tym jak znaleźć na nie czas przy nawale zajęć ;]

Przy całym moim cynizmie i niechęci w kwestii Kościoła (bo do religii jako takiej nic nie mam, jest dobra i z odpowiednimi wartościami jak każda inna), pojawiam się w świątyni raz na rok - na święceniu koszyczków XD Bo po pierwsze mama mnie wysyła, po drugie czemu nie, całkiem fajny to rytuał a po trzecie raz na rok dobrze mieć styczność z instytucją, której się nie lubi, żeby sobie przypomnieć, czemu się jej nie lubi.

W tym roku wizyta w kościele była wyjątkowo udana, ponieważ nieoczekiwanie dołączył do mnie mój religijny soulmate ;] Którego również mama wysłała na święcenie XD No więc weszliśmy do kościoła, usiedliśmy sobie w pustej ławeczce z przodu (bo niby czemu nie, nigdy nie potrafiłam zrozumieć dlaczego ludzie lubią sobie stać rządkiem pod ścianą ;] ) i zajęliśmy się obserwacją. PokaPoka-san zapytał co to za skupisko ludzi tam z boku, bo on wykupił pakiet standardowy i chciałby się dowiedzieć co go ominęło. No to z satysfakcją wyjaśniłam, że tam się całuje figurę i za tym kolejka ta stoi. Potem przyszedł ksiądz i tu rozczarowanie: nie dość, że składał poprawne zdania to jeszcze mówił z normalną intonacją! Skandal, człowiek przychodzi do kościoła raz na rok i nawet normalnego księdza zobaczyć nie może :/ No ale teraz podobno kryzys powołań to pewnie przyjmują byle kogo i wysyłają do roboty zanim przejdzie pełne szkolenie.
Kropienie trwało dość długo i PPs stwierdził, że mógł przynieść swoje kropidło to by usprawnił proces XD
Na koniec zdziwiłam się, że ksiądz zaprosił na adorację krzyża. Krzyża? To teraz adoruje się przedmioty? ;] o.O
A w drodze powrotnej zastanawialiśmy się czy nie zabrać jakiejś serwetki, których sporo walało się po ulicy, bo PPs miał nieprzepisowy koszyczek bez serwetki i bukszpanów ;] I bez babki, o zgrozo! (zresztą ja też ;P )

Ach, wyjątkowo miła była Wizyta w tym roku XD

9 kwietnia 2009

Val Tho: suplement

Chciałam zainaugurować kolejny dział: Głupol. Wkurzyłam się na siebie, że w ciągu roku przydarzają mi się stosy kretyńskich akcji a pod koniec jestem w stanie przypomnieć sobie tylko jedną. Co to to nie, zaczynam prowadzić ewidencję i w tym roku uderzam w pierwszą trójkę XD
Ten wyjazd oczywiście też obfitował w moje idiotyzmy ;]
  • głupol daydreamujący: wryłam się do grupy mojego ulubionego pana instruktora, z czego jestem zachwycona, bo zdecydowanie były to najlepsze zajęcia jakie kiedykolwiek miałam i naprawdę dużo mi dały. Jednakowoż powodowało to nieoczekiwane zagrożenie na stoku, bo okazało się, że pan instruktor jeździ za ładnie XD Raz tak się zapatrzyłam w te idealne skręty, że wpadłam na koleżankę z grupy ;P

  • głupol solarowy: przez cały wyjazd smarowałam się kremem z wysokim filtrem, nawet jak była mgła, bo wiadomo, że promienie UV przechodzą przez chmury. Ale ostatniego dnia stwierdziłam, że po co smarować czoło skoro jest schowane pod czapką. Niestety, okazało się, że między goglami a czapką robi się szpara i w związku z tym chodzę kolejny dzień z poziomą krechą na środku czoła ;P
  • głupol dogorywający: chodzenie w klapkach w zimie do sklepu to nie najlepszy pomysł, bo potem spędza się 16 godzin w łóżku w morderczo suchym pokoju walcząc z bólem gardła ;P No ale komu by się chciało przebierać buty jak Francuzi jak zwykle wygodnie wszystko zorganizowali i zadaszyli wszystkie przejścia? ;]

A jeśli chodzi o suplement to chciałam dodać, że w kwietniu spokojnie da się jeździć na nartach na pełny etat: od 9 do 17 :D Ech, tak to bym mogła pracować, czas sam leci. Tylko tak koło 14 śnieg zaczyna się robić mokry i ciężki - nawet przy mrozie, jak słońce tak mocno świeci to nic się na to nie poradzi.

Doszłam również do wniosku, że stara babcia ze mnie, bo nie bardzo umiem się już bawić z ludźmi poniżej 3 roku. Następnym razem jadę do sanatorium - tam znajdę odpowiedniejsze towarzystwo :D

No i zupełnie inaczej wraca się do Polski po takim wyjeździe w kwietniu. Nie jak w grudniu do smętnej, brudnej, zimnej Warszawy po oglądaniu bielutkich szczytów przez tydzień tylko tak, że można sobie wyskoczyć z autokaru w Tshircie i posiedzieć na bagażach w słońcu.

7 kwietnia 2009

mentally healthy ;]

Ostatnio trochę mnie niepokoiło moje zdrowie psychiczne. Właściwie niezbyt mi przeszkadza to, że jestem aspołecznym, złośliwym typem, który lubi wybraną grupę kilkunastu osób a resztę ignoruje albo toleruje. I przy tym jestem na tyle inteligentna, że nauczyłam się reagować odpowiednio na dane sytuacje społeczne i wychodzi mi to w miarę naturalnie ;]
A to, że zazwyczaj tragedie ludzkie zupełnie mnie nie obchodzą to moja sprawa. Z czystej uprzejmości nie lubię zasmucać ludzi jeszcze bardziej.
Ale jak ostatnio przy wyjazdach na narty zaczęłam mieć atak paniki i trudności z oddychaniem na widok setki obcych ludzi to doszłam do wniosku, że może jednak jest coś nie tak. Nawet się zastanawiałam, czy nie iść z tym do jakiegoś psychologa - to chyba dalej modne i w sumie można mieć chyba na koncie kilka wizyt ;]
I akurat w tym momencie odezwała się do mnie moja była współlokatorka-praktykujący psycholog z zapytaniem czy nie chciałabym zrobić sobie testów, bo musi poćwiczyć analizę.
I co się okazało? Że winę za moje zachowanie ponosi mój charakter. Ot, typowa skrajna introwersja ;] Połączona z wyjątkowo niskim neurotyzmem i wyjątkowo wysokim psychotyzmem.
Czytam sobie analizę a tam dokładnie o mnie:
Wylewna ekspresja emocjonalnego ciepła kosztowałaby ich znaczną utratę energii. Od lat powtarzam, że plotkowanie i wyrażanie emocji męczy :D Nie mówiąc o stracie czasu ;]
Zwykle sprawiają pierwsze wrażenie osób pełnych rezerwy i przypuszczalnie trochę chłodnych. W swoim praktycznym widzeniu świata często nie widzą potrzeby bycia bardziej czarującymi i czułymi. Mogą ponieść porażkę, nie rozpoznając własnych emocji i reprezentowanych przez nie wartości. Z tego powodu mogą być odbierane jako ludzie bezwzględni i pozbawieni wrażliwości. Są też niekiedy nieustępliwi w działaniu.

Mają wyostrzone poczucie dobra i zła.

Osoby tego typu łatwo frustrują się niekonsekwencjami w zachowaniu innych, szczególnie kiedy nie dotrzymują oni swoich zobowiązań. Zazwyczaj zachowują swoje uczucia dla siebie, jeśli nie są o nie pytani. Jednak spytani, mówią bez owijania w bawełnę. Prawda zwycięża u nich nad taktem.

Wyłapujesz nieścisłości w odkryciach innych ludzi i bezsensowny tok ich rozumowania; krytykujesz to, co widzisz w nich negatywnego. Zawsze myślałam, że to z mojej wrodzonej złośliwości a to część Myślenia XD [to jakaś tam kategoria w tym teście]
Mają skłonność do materializmu. No nigdy bym nie pomyślała, że to też można sobie wygodnie usprawiedliwić psychologicznie XD
Miałyśmy dłuższą korespondencję na temat wyników tego testu i konkluzja była taka, że: Myślę, że w naszym społeczeństwie całkiem dobrze się odnajdują Introwertycy, skoro jest ich tak dużo i to raczej takich mocno uspołecznionych i "normalnych" osób ;-) więc nie masz się co martwić :)
A specjalista na Introwersję wiele nie pomoże, bo to raczej temperamentalne sprawy ;) Może co najwyżej zwiększyć samoakceptację w tym zakresie i wyjaśnić, że Introwertycy to też wartościowi ludzie :DDD
Więc jakby ktoś miał do mnie jakieś wąty w przyszłości to przykro mi, nie ponoszę winy za moje zachowanie, to temperamentalne sprawy ;] A samoakceptację potrafię sobie zwiększyć sama :D

6 kwietnia 2009

bibliografia XD

Buahaha, ale mi dziś szef humor poprawia :D
Właśnie mi powiedział, że rozmawiał już z bibliotekarką AGHu i ona się zajmie wyszukiwaniem dla mnie materiałów do magisterki. On jej oczywiście za to zapłaci, bo przecież ja się nie będę z tym męczyć. No oczywiście, że nie, zgadzam się z nim w zupełności :D
Muszę się tylko zastanowić nad słowami-kluczami ^^v

No i naturalnie mogę sobie używać drukarki biurowej do woli XD

Val Thorens

Zakończyłam sezon narciarski 2009.
Nartowo było super, socjalnie gorzej a nawet dupnie, ale tu już winę ponosi moja inteligencja emocjonalna na poziomie kartofla. Tym zajmie się Grupa Wsparcia i nie jest to treścią notki.

Gdyby ktoś się zastanawiał gdzie jechać na narty to polecam Val Thorens z całego serca. To najlepszy ośrodek narciarski w jakim byłam. Oprócz rewelacyjnych tras dysponuje też masą innych atrakcji, między innymi basenem, sauną, salą gimnastyczną itp. O klubach i restauracjach nie wspomnę ;)
Myśmy chodzili do tej:
Fajnie zamaskowana, nie? Wchodzi się do tej budy (to znaczy duży pan murzyn cię wpuszcza ;P Wydawało mi się, że nigdy nie ma z tym problemu, ale raz widziałam jak się kłócił z grupą Brytoli ;] Może Angielki nie spełniały wymogów estetycznych ;]) i okazuje się, że na dole jest spora sala do tańczenia z zespołem grającym na żywo.

Nie odmówiłam sobie powtórki z fondue - tym razem zjadłam całe i jeszcze poprawiłam creme brulle i tiramisu. I dalej nie czułam się najedzona - widocznie akurat nadszedł ten Dzień Jedzenia, który nawiedza mnie niespodziewanie z raz na miesiąc ;D
Tradycyjnie tuż przy hotelu piekarnia ze świeżymi bagietkami. Ten miesiąc fitnesa jednak zrobił genialną robotę: nawet przy imprezowaniu do późna, codziennie rano wstawałam bez problemu o 7.45, żeby udać się na expresso z croissantem ^^ Żadnego bólu mięśni, który powoduje, że tak ciężko zwlec się z łóżka.
A, kolejny plus Val Tho - obsługa sklepów mówi po angielsku o.O W stopniu nikłym, ale wystarczającym, żeby wreszcie się nie frustrować przy prostej czynności kupowania bagietki ^^

Tutaj mieszkałam:
Oczywiście wyjście bezpośrednio na stok :D
6 pięter w górę, 6 na minusie, poziom zerowy był liczony od poziomu recepcji. A środek był tak zagmatwany, że nie mogłam wyjść z podziwu, że ktoś to ogarnął ;] Właściwie każde piętro wyglądało inaczej.

Ale dość o facilities - stoki były super. Oczywiście jak to we Francji, dość trudne i tutejsze niebieskie trasy są bliższe czerwonym włoskim, ale jak na kwiecień i globalne ocieplenie, przygotowane rewelacyjnie i z masą śniegu. Zresztą w Val Tho dają gwarancję na śnieg. Dokładnie tak, jak nie ma śniegu, zwracają kasę za skipassy :D
I choć w pierwszy dzień była straszna mgła i nie bardzo wiedziałam, gdzie jadę to już następnego czekała mnie miła niespodzianka: na dole mgła była jak zwykle, ale stwierdziłam, że jak już zapłaciłam te 120 ojro za skipass to pójdę jeździć. I w miarę jak wyjeżdżałam w górę wyciągiem robiło się coraz jaśniej a w końcu zobaczyłam słońce - ach, jak niewiele potrzeba człowiekowi do pełni szczęścia XD

Jestem cały czas pod wrażeniem wygodnictwa Francuzów - gdzie się da są ruchome chodniki, windy, ruchome schody a już najbardziej podobał mi się wyciąg rozwożący ludzi po miasteczku.
I takie śmieszne puszki - pierwszy raz widziałam taki wynalazek XD
No i fantastyczny snow park - hopki, pipe'y i poducha. Ach, poducha dostarczyła mi sporo wrażeń :D
Zdjęcia robią wrażenie, nie? A tak to wygląda z boku ;)
Taki lot w nartach jest niesamowity. Z boku wygląda niepozornie, ale skok w nartach i twardych butach narciarskich dodaje adrenaliny ^^

Imprezowo było gorzej niż w grudniu, bo było nas dwa razy więcej i nie dało się zintegrować ze wszystkimi, nie mówiąc o tym, że byliśmy rozrzuceni po paru piętrach. Za to mieliśmy własnego wielebnego XD
A hitem wyjazdu był przebój Gosi Andrzejewicz. Posłuchajcie koniecznie do końca tej finezyjnej liryki XD
gosia andrzejewicz- nieśmialy chlopak
I powiedzialeś do mnie slowa te, że...
Oh yeah ;]

translatorski lans

Ha, pochwalę się, a co. Robię się sławna :D W mocno hermetycznym gronie, ale kto by się tym przejmował ;] Uczestniczę teraz co miesiąc w przygotowywaniu słownika do Przeglądu Spawalnictwa. Oto fragment części pierwszej z nr 3/2009 :

enigmatyczny sms

Wysyłam sms do szefa o wydawałoby się jasnej treści: Będę jutro o 9.
Telefon.
- Będzie pani jutro o 9?
- Tak, będę jutro o 9.
- Dobrze. Do widzenia.

XD