Udanego Sylwestra ;)
I oby rok 2009 był jeszcze lepszy niż ten mijający ;) Zarówno pod względem życiowym jak i filmowym.
Postanowienie noworoczne: wyjść z konserwy ;D
31 grudnia 2008
23 grudnia 2008
prezentowo
Wokół przedświąteczne szaleństwo a ja siedzę sobie w cieplutkim pufie, popijam francuskie winko i delektuję się moim nowym nabytkiem. Jednak prezenty ode mnie dla mnie są zawsze najbardziej udane :D Na co dzień staram się unikać wizyt w księgarniach, ale ostatnio przy okazji present hunting dla mojej kuzynki wlazłam nieopacznie do Taniej Książki na Brackiej. Dla kuzynki oczywiście nic nie znalazłam, ale dla siebie i owszem i 2 stówki ulotniły się szybko z portfela, za to w plecaku przybyło 5 kilo książek i albumów. Zwłaszcza 4kilowe Art of East Asia miało tu swój spory udział ^^ Teraz mogę już nic innego nie dostać a i tak zaliczę te święta do wyjątkowo udanych, jeśli chodzi o prezenty ;P
Ale ja właściwie nie o tym... Albo raczej nie do końca ;P
Chcę, chcę, chcę!
Książkowe prezenty jestem gotowa zrobić sobie w każdej chwili, ale na ciuchy zawsze szkoda mi kasy. Więc jeśli przypadkiem na tego bloga natrafi jakiś filantrop, który będzie chciał mnie uszczęśliwić to ja bardzo poproszę taką sukienkę ;P
I jak zazwyczaj moda zupełnie mnie nie obchodzi to kolekcja Lie Sang Bonga wyjątkowo trafia w mój gust XD
Ale ja właściwie nie o tym... Albo raczej nie do końca ;P
Chcę, chcę, chcę!
Książkowe prezenty jestem gotowa zrobić sobie w każdej chwili, ale na ciuchy zawsze szkoda mi kasy. Więc jeśli przypadkiem na tego bloga natrafi jakiś filantrop, który będzie chciał mnie uszczęśliwić to ja bardzo poproszę taką sukienkę ;P
I jak zazwyczaj moda zupełnie mnie nie obchodzi to kolekcja Lie Sang Bonga wyjątkowo trafia w mój gust XD
18 grudnia 2008
Bóg istnieje ;P
Dzięki Ci Panie za młodych, genialnych doktorów, którzy zechcieli zostać w tym kraju.
Definitywnie przerzucam się na magisterkę językoznawczą :D
Etykiety:
M-project i inne badania ;)
16 grudnia 2008
Rodrigo y Gabriela
Usłyszałam ostatnio ich cover Stairway to heaven w Trójce i przeprowadziłam mały research.
Jest to meksykański duet gitarowy wykonujący szybkie i rytmiczne utwory na gitary klasyczne.
Podobno świetny kawałek do zakładania butów narciarskich ;D
I wspomniane Stairway to heaven:
Jest to meksykański duet gitarowy wykonujący szybkie i rytmiczne utwory na gitary klasyczne.
Podobno świetny kawałek do zakładania butów narciarskich ;D
I wspomniane Stairway to heaven:
Etykiety:
plum plum
15 grudnia 2008
Tignes
Oficjalnie otwarłam sezon narciarski 2008 :D
Ach, jednak bycie studentem 5 roku ma swoje zalety - w innym wypadku nie mogłabym sobie pozwolić na 10dniowy wyjazd w środku grudnia.
Jechałam nie znając nikogo, ale sekcja narciarska SGH robi absolutnie genialne wyjazdy. Na tyle dobre, że pod koniec marca też jadę, choć w ogóle tego nie planowałam. Tyle że tym razem z moim ulubionym panem instruktorem ;D
Trochę się bałam jak mi pójdzie integracja z moim pokojem, ale kadra zadbała o wszystko. Jak już wszyscy rozlokowali się w pokojach rozpoczęli tour de vodka z prezentami od sekcji :D Dla każdego po opasce na narty, dla pokoju flaszka. Ach, bardzo mi się podoba taka tradycja ^__^v
Pogoda na początek była śliczna:
Ale bywało też tak:
Przez dwa dni :/
Samo Tignes jest na standardowym poziomie kurortu zachodniego. Czyli z masą wyciągów rozłożoną na kilka dolin. Wszystko powyżej 2500 metrów a atrakcją jest lodowiec 3500 metrów i kolejka podziemna wywożąca ludzi 1000 metrów górę.
Do tego znakomicie były rozwiązane kwestie mieszkaniowe. Całe osiedle takich kilkupiętrowych hoteli tuż przy stoku. Żadnych zabaw z dojazdami jak we Włoszech.
Ogólnie rzecz biorąc, obóz był wybitnie kondycyjny. Rano trzeba było wcześnie wstać, żeby się porządnie wyjeździć jak i gdzie się komu podoba (bynajmniej nie dlatego, że trzeba zdążyć przed kolejkami ;] ), potem były zajęcia w grupach, potem jeszcze trochę jeżdżenia. I to tyle jeśli chodzi o kondycję na stoku.
Bo poza stokiem też się przydawała. Jak nie bardziej ;P
Ja się nastawiałam na całkiem dobre wina francuskie w okolicach 3 euro i dzielnie testowałam co najmniej dwa tytuły dziennie ;) Plus grzańca razem z całym pokojem ;P
Ale nie zabrakło też czasu na szulernię:
I inne social activities ;)
Oprócz tego dzielnie reprezentowałam kącik kulturalny ^^
I tak dzień w dzień, do 1-2 nad ranem ;P
Jedzenie nie było aż tak bardzo drogie, ale w momencie gdy miałam wybór serek za 2 euro i wino za 3 to decyzja mogła być tylko jedna:
Za to pysznych croissantów na śniadanie nie mogłam sobie odmówić. W Polsce takich nie ma...
Tego nie odważyłam się spróbować, może w marcu...
Polskich wyrobów też nie brakuje, ale są w cenach zachodnich :/Za tym panem latałam po całym sklepie, żeby pstryknąć fotkę tego obłędnego beretu. Szybko biegał ;P
Kilka rzeczy mnie zdziwiło:
1. Panie kasjerki nie są w stanie policzyć sobie wygodnej reszty. Miałam zapłacić 8.20 i żeby uniknąć miedziaków dałam 23.50. Prosty rachunek, nie? A pani kasjerka zupełnie nie mogła zrozumieć czego od niej chcę. Karol mówi, że pewnie mają lepsze zarządzanie drobniakami ;] :D
2. W pokojach było wszystko: lodówka, mikrofalówka, nawet zmywarka. Ale nie czajnik elektryczny. Teraz też już wiem dlaczego: Francuzi nie piją takiego świństwa jak herbaty ;] No i zgadza się, bo ekspresy były wszędzie.
3. Nie było dobrych klubów. Wszędzie jakaś fatalna łupanka, do której nie dało się tańczyć. Tylko dwa razy trafiłam na salsę :/
4. Na stoku i w mieście było mnóstwo Polaków, jak nie większość, ale nie było żadnych napisów informacyjnych po polsku. Może w sezonie jest nas mniej, ale i tak wydaje mi się, że więcej niż Włochów...
5. System pościeli. Nie ma kołdry tylko śpi się między dwoma prześcieradłami a na wierzchu jest koc. Nigdy nie udało mi się zachować tego ustawienia ;P
A w ostatnią noc Polacy dali czadu:
Włączyliśmy alarm w hotelu, nasz pokój zatrzasnął w środku oba klucze a z 4 piętra latał koszyk z supermarketu :D A my na dole kłóciliśmy się w którym pokoju będzie kontynuowana impreza, bo ta w klubie zupełnie się nie udała ;]
Byle do marca... :D
Ach, jednak bycie studentem 5 roku ma swoje zalety - w innym wypadku nie mogłabym sobie pozwolić na 10dniowy wyjazd w środku grudnia.
Jechałam nie znając nikogo, ale sekcja narciarska SGH robi absolutnie genialne wyjazdy. Na tyle dobre, że pod koniec marca też jadę, choć w ogóle tego nie planowałam. Tyle że tym razem z moim ulubionym panem instruktorem ;D
Trochę się bałam jak mi pójdzie integracja z moim pokojem, ale kadra zadbała o wszystko. Jak już wszyscy rozlokowali się w pokojach rozpoczęli tour de vodka z prezentami od sekcji :D Dla każdego po opasce na narty, dla pokoju flaszka. Ach, bardzo mi się podoba taka tradycja ^__^v
Pogoda na początek była śliczna:
Ale bywało też tak:
Przez dwa dni :/
Samo Tignes jest na standardowym poziomie kurortu zachodniego. Czyli z masą wyciągów rozłożoną na kilka dolin. Wszystko powyżej 2500 metrów a atrakcją jest lodowiec 3500 metrów i kolejka podziemna wywożąca ludzi 1000 metrów górę.
Do tego znakomicie były rozwiązane kwestie mieszkaniowe. Całe osiedle takich kilkupiętrowych hoteli tuż przy stoku. Żadnych zabaw z dojazdami jak we Włoszech.
Ogólnie rzecz biorąc, obóz był wybitnie kondycyjny. Rano trzeba było wcześnie wstać, żeby się porządnie wyjeździć jak i gdzie się komu podoba (bynajmniej nie dlatego, że trzeba zdążyć przed kolejkami ;] ), potem były zajęcia w grupach, potem jeszcze trochę jeżdżenia. I to tyle jeśli chodzi o kondycję na stoku.
Bo poza stokiem też się przydawała. Jak nie bardziej ;P
Ja się nastawiałam na całkiem dobre wina francuskie w okolicach 3 euro i dzielnie testowałam co najmniej dwa tytuły dziennie ;) Plus grzańca razem z całym pokojem ;P
Ale nie zabrakło też czasu na szulernię:
I inne social activities ;)
Oprócz tego dzielnie reprezentowałam kącik kulturalny ^^
I tak dzień w dzień, do 1-2 nad ranem ;P
Jedzenie nie było aż tak bardzo drogie, ale w momencie gdy miałam wybór serek za 2 euro i wino za 3 to decyzja mogła być tylko jedna:
Za to pysznych croissantów na śniadanie nie mogłam sobie odmówić. W Polsce takich nie ma...
Tego nie odważyłam się spróbować, może w marcu...
Polskich wyrobów też nie brakuje, ale są w cenach zachodnich :/Za tym panem latałam po całym sklepie, żeby pstryknąć fotkę tego obłędnego beretu. Szybko biegał ;P
Kilka rzeczy mnie zdziwiło:
1. Panie kasjerki nie są w stanie policzyć sobie wygodnej reszty. Miałam zapłacić 8.20 i żeby uniknąć miedziaków dałam 23.50. Prosty rachunek, nie? A pani kasjerka zupełnie nie mogła zrozumieć czego od niej chcę. Karol mówi, że pewnie mają lepsze zarządzanie drobniakami ;] :D
2. W pokojach było wszystko: lodówka, mikrofalówka, nawet zmywarka. Ale nie czajnik elektryczny. Teraz też już wiem dlaczego: Francuzi nie piją takiego świństwa jak herbaty ;] No i zgadza się, bo ekspresy były wszędzie.
3. Nie było dobrych klubów. Wszędzie jakaś fatalna łupanka, do której nie dało się tańczyć. Tylko dwa razy trafiłam na salsę :/
4. Na stoku i w mieście było mnóstwo Polaków, jak nie większość, ale nie było żadnych napisów informacyjnych po polsku. Może w sezonie jest nas mniej, ale i tak wydaje mi się, że więcej niż Włochów...
5. System pościeli. Nie ma kołdry tylko śpi się między dwoma prześcieradłami a na wierzchu jest koc. Nigdy nie udało mi się zachować tego ustawienia ;P
A w ostatnią noc Polacy dali czadu:
Włączyliśmy alarm w hotelu, nasz pokój zatrzasnął w środku oba klucze a z 4 piętra latał koszyk z supermarketu :D A my na dole kłóciliśmy się w którym pokoju będzie kontynuowana impreza, bo ta w klubie zupełnie się nie udała ;]
Byle do marca... :D
Etykiety:
wędrowniczek
Subskrybuj:
Posty (Atom)