Wychodząc naprzeciw rosnącym oczekiwaniom, stworzyłam ten oto blog ;) Zapewne umrze śmiercią naturalną za 6 tygodni, ale póki co zaoszczędzi mi sporo czasu, bo wystarczy, że napiszę raz i każdy już sobie wejdzie i przeczyta a ja będę się mogła zająć Szarukowaniem ;P
Feel free do dodawania komentarzy, współczujących pocieszeń i czego tam jeszcze :)
Przygoda zaczęła się od nieużywanych ikon na balickim pulpicie :D
Potem były coraz większe lotniska i coraz większe samoloty :)
W samolocie do Osaki siedziałam koło przesympatycznej babuni, która najpierw biedziła się nad skleceniem na kartce pytania skąd jestem po angielsku, po czym przekazała tę kartkę jakiejś męskiej wyroczni, która zrobiła jeszcze więcej błędów a gdy wreszcie wyartykułowała zdanie nabrało ono jeszcze innej jakości;] Bardzo się ucieszyła jak jej powiedziałam, że rozumiem japoński i przyjemnie spędziłyśmy podróż. Autentycznie się przejęła, jak przespałam śniadanie:)
Urzekły mnie wygody wszelakie: 30 kanałów muzycznych do wyboru: muzyka poważna, chińska, koreańska, japońska, indyjska, tamilska itp., filmy puszczane na ekranikach (oglądałam Diabeł ubiera się u Prady - zdubbingowane na kilka języków a przecież niedawno była chyba premiera, nie?) i JEDZONKO - żadne jakieś suche buły - sushi, soba i mięsko w curry.
Tu mieszkam:

Taki mam widok z okna:
A taki z pokoju wspólnego:
Powinnam być już przyzwyczajona a dalej mnie dziwi podejście Japończyków do spraw organizacyjnych. Nawet nie zdążyłam się zastanowić, gdzie warto pójść a już dostałam teczkę z mnóstwem papierów i podłużną kopertkę z dużo ciekawszą zawartością;)
Myślałam, że wiem jak smakuje zielona herbata, ale okazuje się, że to, co sprzedają tu w sklepach smakuje jak mooocno rozcieńczony sok pomidorowy:/ W każdym razie ten rodzaj:
Ale nie zamierzam się tak łatwo poddać i spróbuję jeszcze co najmniej jednego:)
Telewizor ma 60 kanałów, w tym japońskie MTV, taki śmieszny, gdzie cały czas gotują i mnóstwo japońskiej papki. Wieczorem zajmę się bardziej szczegółowymi badaniami:)
Jadalnia jest wyjątkowo trudna w obsłudze: najpierw można się przyglądnąć plastikowym modelom jedzonka , przy których stoją numerki, ale nie przy wszystkich, jedne są zestawami (choć jest tylko jedna miska) a inne po prostu daniami. Potem bierze się numerek(/-ki), pokazuje pani i czeka aż poda jedzonko i co zaproponuje do dania głównego. Płaci się tylko za danie główne czyli to, co stało przy numerku, ale to, co można do niego dobrać też śmiało można by potraktować jako osobne danie (soba, misoshiro itp.). Oczywiście nie można sprawdzić wcześniej, jakie dodatki przysługują do dania. To wie tylko odpowiednio przeszkolony pracownik;]
Udon kosztuje 480 jenów a kilka kawałków owoców 300 o_O
Zaliczyłam też wizytę w stujenówce i book offie i wiadomo jak się skończyło;P 15 minut w book offie to mało, bo wszystkie mangi wyglądają tak samo jak widać tylko grzbiet i trzeba się dokładnie przyglądać. Ale udało mi się też kupić trzy książki Murakamiego po koło 300 jenów. Takie kieszonkowe wydania;)
Z serii „dla każdego coś miłego” zdjęcie dla elektryka-budowlańca;)

To mi się po prostu spodobało;]
Takie koszmarki stoją w jednym rzędzie z „przykładnymi” japońskimi domami.

Tyle się naszukałam dzwoneczków a tu proszę, w stujenówce znajdziesz wszystko:D (nie omieszkałam nabyć małego co nieco, więc, Michał, lepiej się przygotuj;])

Zdjęcie tego nie oddaje, ale te pierwsze pałeczki są, powiedzmy, normalnej wielkości, a te ostatnie o przekroju koło centymetra spokojnie mogłyby posłużyć za całkiem skuteczne narzędzie mordu;]

Hai, oshimai!