13 października 2011

chiński misz masz III

Tyle złego napisałam o pociągach, teraz może coś dobrego. Po pierwsze ceny: Średni dystans między lokacjami wynosił 600km, cena za miejsce stojące jakieś 40 zeta. Biorąc pod uwagę, że to jest cena za miejsce siedzące, jeśli się wie jak je dostać, to bilety wychodzą całkiem tanio. A jak jest szczyt sezonu to niestety za takie ceny płaci się brakiem wygód ;)Po drugie, Chińczycy wiedzą, że jest ich dużo i w związku z tym podstawiają tyle wagonów, ile się da. Średnio około dwudziestu. Oj, jak zobaczyłam po raz pierwszy chiński pociąg... Jak podjechał, tak nie mógł się skończyć :P Czasem trzeba było tuptać kilka minut do właściwego wagonu.

Porada na przyszłość: nie wybierajcie pociągów bezklasowych ;) Pociąg z Pingyao do Xi'anu kosztował nas 16zł. Trochę zdziwiło nas to, że ten sam dystans do Pingayo kosztował dwa razy tyle, ale idealnie pasowała nam godzina, więc specjalnie się nie zastanawialiśmy. Dopóki nie podjechał horror z wentylatorami i zrozumieliśmy dokładnie, co znaczy brak literki przed numerem połączenia :P

***

Chińczycy jedzą. I to jedzą mnóstwo i wszędzie. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam ludzi z siatkami pełnymi jedzenia, idących do pociągu, myślałam, że to siatka dla całej rodziny. Dopóki nie stwierdziłam, że KAŻDY taką niesie o.O Średnio na jedną osobę przypadały dwie zupki chińskie, jakieś snacki typu orzeszki i ze 2 litry wody O.O Nieważne, czy dorosłego czy dziecko. Dodam, że pociąg odjeżdżał najczęściej w okolicach 21 i był na miejscu koło 6. My z Filipem zadowalaliśmy się kolacją przed odjazdem i śniadaniem rano ;)
Taki sowity prowiant dotyczy nie tylko pociągu. Również przy wyjściu w góry Chińczycy byli zaopatrzeni w zupki, zielone herbaty i snacki. Nawet jeśli większość z nich wyjeżdżała na szczyt kolejką ;]

***

Myślałam, że to Koreańczycy jedzą najwięcej zupek chińskich (uwaga, w Azji najpopularniejsza postać to duży papierowy kubek z makaronem do zalewania, nie jak u nas, paczuszki do włożenia do miski) dopóki nie zobaczyłam stosów kubków pietrzących się w dworcowych sklepach, ulicznych straganach, hotelach, no dosłownie wszędzie.
Ponieważ to danie narodowe, trzeba umożliwić rzeszom jego spożywanie. Automaty z wrzątkiem (darmowe!) są na lotniskach, dworcach i oczywiście koniecznie w pociągach!
Ja dopiero od koniec wyjazdu wymyśliłam, że można by ich użyć również to robienia kawy :P

***

W pewnym momencie, widząc po raz kolejny Filipa próbującego się wcisnąć do autobusu (nie mógł się wyprostować i musiał stać ze skrzywioną szyją - od razu stał się oczywiście atrakcją dla miejscowych ;] ), stwierdziłam, że przy wyrabianiu wizy do Azji (a zwłaszcza Chin, tutaj problem rzucił mi się w oczy wyjątkowo) powinno się podawać swoje wymiary :> Wnioski za dużych powinny być odrzucane lub powinni podpisać jakąś klauzulę, że nie będą protestować, że środki transportu, siedzenia, czy inna przestrzeń publiczna są dla nich za małe ;]

***

Jedna z ciekawszych osobliwości Chin: sklepy są tu pogrupowane. Niezależnie od popytu na dane usługi, jeśli znaleźliśmy jeden sklep, było pewne, że kilkanaście metrów dalej będzie kolejny. I dotyczy to zarówno warsztatów samochodowych, hurtowni orzeszków (w tych przypadkach ciągnęły się jeden koło drugiego, wzdłuż całej ulicy), jak i sklepów agd, fryzjerów, sklepów muzycznych, z grami, z przyrządami do kaligrafii, kantorów oraz burdeli. Nawet węższe specjalizacje typu sklep ze sprzętem do golfa, czy wędkarski też zawsze chodziły przynajmniej parami.

***

Podróż chińskim pksem męczy chyba bardziej niż pociągiem... Haha, już widzę jakie horrory sobie wyobrażacie :P A owszem, jest wygodniej, bo busy kursują często i nie ma problemów z miejscówkami. ALE program rozrywkowy, jaki jest fundowany pasażerom... Najczęściej jest to kompilacja kabaretów, puszczona na cały regulator... Poziom gagów jest mocno klozetowy, miałam wrażenie, że cały komizm opiera się na jak najgłośniejszym darciu mordy, bo inaczej się tego nie da nazwać. Chwilą wytchnienia od tego jazgotu jest tyrada przewodnika, wygłoszona szczekającym chińskim, również na cały regulator. Oczywiście Chińczycy czują się w tym hałasie znakomicie, nie przejawiali ani cienia zmęczenia decybelami, wręcz przeciwnie dokładali jeszcze trochę od siebie, gadając nieprzerwanie z innymi.
Zanotować: artykuł pierwszej potrzeby w Chinach: stopery

***

Zabawne incydenty w pociągach. W wagonach jednego z pociągów były porozwieszane wielkie czerwone banery. Co kilka metrów coś krzyczało żółtymi znakami na pasażerów. W naszym wagonie ich nie było, nie wiedzieć czemu, dzięki czemu mieliśmy przez jakiś czas zabawę, dumając co może być ich treścią. Ich dostojność oraz fakt, że Partia obchodzi właśnie 90. rocznicę założenia, skłoniły nas ku przypuszczeniu, że sławią potęgę partii i systemu. Ale nie XD Przy okazji wizyty w łazience przyjrzałam się im z bliska i okazało się, że to jedynie element kampanii społecznej, uczącej Chińczyków kultury XDXDXD Może i hasła były patetyczne, czego bym się spodziewała, ale mój poziom chińskiego jest za niski, żeby to stwierdzić. Na pewno natomiast chodziło o to, żeby nie rozmawiać przez komórkę, nie przeszkadzać współpasażerom, nie śmiecić itd.

5 października 2011

pranie

edit: przenoszę posta z wcześniej, bo większość ludzi go nie zauważyła, przyzwyczajona do ostatniej niskiej częstotliwości ;)
Jutro kolejna część Chin, mam nadzieję.

Zapomniałam o jeszcze jednym bardzo interesującym odkryciu. Pralki w akademiku używały jedynie zimnej wody, ale byłam pewna, że wynika to z oszczędności kierownictwa. Otóż nie! WSZYSTKIE pralki w Japonii piorą w zimnej wodzie. Próżno szukać na opakowaniach proszku informacji o temperaturze wody, reklamy również opierają się głównie na przekonywaniu o zapachu, a nie jak u nas, że nawet w niskiej temperaturze, wypiorą wszystko bez śladu.
Jedyny wniosek jaki można z takiego stanu rzeczy wyciągnąć jest taki, że Japończycy się nie brudzą. Co najwyżej mogą przesiąknąć jakimś zapachem izakayi, bo przecież o wydzielaniu samemu brzydkich zapachów nie może być mowy! A jeśli już, jakimś cudem, plama na ubraniu się pojawi, to pozostaje tylko je wyrzucić, innego wyjścia nie widzę.

Przez trzy dni pobytu u znajomej Japonki zaobserwowałam jeszcze jedną osobliwość: ręczniki pierze się tu po jednym użyciu. Po prysznicu czy kąpieli odwiesza się je na szafeczkę i rano wyciąga nowy. Hmm, pewnie w domach z babcią czy niepracującą żoną, które mają czas robić codziennie pranie, taki system się sprawdza...

4 października 2011

moda retro!

Kochana Europa może i ma swoje wady, ale z pewnością jest lepiej ubrana od Nihonii. Idę ja dziś do galerii, a tam wreszcie brak worowatych szarawych sukienek, za to najwyraźniej kolorem kolekcji jesienno-zimowej jest... pomarańczowy! ^___^

A w Cache cache ciuchy są wręcz i-de-al-ne.



Moje ulubione kolory, krój i wzory. Kupiłabym przynajmniej ze cztery, ale co z tego skoro biedna jestem? :/
Więcej tutaj