Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wynurzenia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wynurzenia. Pokaż wszystkie posty

29 lipca 2011

終了

Ostatni tydzień upłynął mi bardzo intensywnie pod znakiem jednoczesnego pisania raportów końcowych, imprez pożegnalnych i ostatnich chwil spędzonych z moją znajomą Francuzką. Większość ludzi z anglojęzycznego kursu wyleciała dziś rano, kiedy ja miałam ostatnie zajęcia. Wczoraj była tu ostatnia wspólna impreza, z której zmyłam się dość szybko, bo dzień wcześniej imprezowałam się z Vanessą, a bladym świtem żegnałam ją w drodze na lotnisko, więc przez cały dzień ledwo kontaktowałam i nie mam zielonego pojęcia jakim cudem zdołałam zrobić prezentację na zajęciach. Chyba na autopilocie. I dobrze, że wyszłam, bo podobno wszyscy się na końcu poryczeli i nie mogli uspokoić.
Anyway, dziś miałam ostatnie zajęcia, zostały mi jeszcze dwa raporty do poprawienia, ale zrobię to jutro w godzinę. Akademik opustoszał, smutno się zrobiło :( Całe szczęście wylatuję do Chin we wtorek to nie odczuję tego tak mocno. Tyle że nie będzie mnie w Fuk jak Anya i Karol będą wyjeżdżać, więc ostatni wspólny weekend przed nami.

***

Ze spostrzeżeń ogólnych: czy ktoś mi może wytłumaczyć, dlaczego pomidory i inne warzywa są teraz droższe o jakieś 30-40% niż w zimie???
Wracając do tematu czereśni: tutaj jest taka oferta, że jedzie się samemu zrywać truskawki czy inne owoce, płacąc określoną ilość pieniędzy i można jeść do woli. Wiecie, ile kosztuje taka "przyjemność" za czereśnie? TRZYSTA złotych. Oszaleli.
Próbując sobie jakoś kompensować brak zup z truskawek czy wiśni, piję codziennie mleko bananowe/truskawkowe/melonowe - jakoś da się przebiedować. No i melony są całkiem tanie - połowa za 3 zeta.

***

Mieliśmy tu tajfun tydzień temu. A raczej nie tu, a na sąsiedniej wyspie i bynajmniej nie był to powód do smutku, wręcz przeciwnie. Wiatr ruszył powietrze i zrobiło się SUCHO! ^_____^ Jejku, jejku, jaka wspaniała była pogoda przez 4 dni... Teraz wszystko wróciło do normy i jest parno i upalnie. Ja poza tym że się lepię to czuję się znakomicie, ale wszyscy naokoło zdychają :P

***

Cykady! Słyszało się opowieści od sempajów, że są głośne, spać nie dają i ogólnie są uciążliwe, ale to wszystko prawda... Ja śpię bez klimy przy otwartym balkonie, ale o 8:30 budzi mnie zarówno upał jak i ściana hałasu za oknem. Na kampusie czasem trzeba krzyczeć, żeby się przebić przez ten hałas, serio serio... Tu możecie sobie posłuchać z czym musimy się borykać na co dzień.
Komary! Tutejsze bardzo mnie lubią, bo jak tylko siądziemy gdzieś w parku to wszyscy chilloutują, a ja mam 10 ugryzień w ciągu pięciu minut. I to naprawdę bolesnych i swędzących :/ Ech, w tym miękkim i słodkim kraju chyba tylko natura jest twarda i uciążliwa...

***

Z wiadomości specjalnych: dostałam mega-fantastyczną wiadomość, że ekipa we Wronkach tęskni za mną i czeka na mój powrót! ^______^ Rany, rany, jak to miło, być docenionym za starania. Tym bardziej, że dostałam tu w d. kilka razy i trochę straciłam wiarę... A teraz powrót do Polszy nie jawi się już tak potwornie jak jeszcze tydzień temu :P

11 maja 2011

zar tropikow

Trzy dni temu przerzucilam sie nagle ze swetrow na sukienki i tshirty. Obcielam moje dzinsy i zaczelam spac przy otwartym na osciez oknie. W poniedzialek bylo tu 27C i bardzo wysoka wilgotnosc. Wszyscy gajdzini czekali na deszcz, ktory nie przyszedl. Przynajmniej tego dnia, bo jak rozpadal sie nastepnego to nie przestal az do nastepnego poranka. I nie mowie tu o polskiej letniej burzy co to przyjdzie, poleje i pojdzie dalej. Mowie o rzesistym deszczu, o scianie wody, ktora zaslania mi budynek oddalony o 15 metrow i nie znika przez caly okragly dzien.
Mamy tu teraz polski sierpien tyle ze w duzo wilgotniejszym wydaniu. Ja czuje sie znakomicie, inni gajdzini wlaczyli juz klimy na chlodzenie w swoich pokojach. My lepimy sie zaraz po wyjsciu z pokoju, Japonczycy wydaja sie zupelnie nie przejmowac ciepla zawiesina wiszaca w powietrzu.
Poki co jestem zachwycona, poza tym, ze znowu mam szope na glowe i nic z nia nie zrobie, bo jest za wilgotno. Dzis nie bylo nawet jak siasc na laweczkach na zewnatrz, bo wszystkie byly mokre, choc deszcz ustal kilka godzin temu. Mysle ze tak wlasnie jest w tropikalnej dzungli (w zimie :P ). Znajoma Japonka powiedziala mi, ze ten poziom wilgotnosci sie utrzyma, bedzie tylko coraz cieplej... A niedlugo przyjdzie jeszcze pora deszczowa i bedzie lalo non stop przez dwa tygodnie albo i dluzej. Rodzice, przysylajcie szybko ten stroj kapielowy.

W przyszlym tygodniu choc na chwile wyrwe sie z tej parowy - wracamy z Ola na 6 dni do Busanu ^__________^

17 września 2010

gruba kreska

Wraz z uregulowaniem rachunku przez ryśka (nie całkiem, ale nie będę się gardłować o kilka procent, dostał już zasłużony tytuł wrzoda nr 2, nie ma sensu urządzać wyścigu o miejsce pierwsze) zamykam wreszcie wszystkie zaległe sprawy.
Zlecenie oraz magisterka są już skończone, a o Wronki nie mam powodu się martwić, więc niniejszym zrzuciłam ostatni balast. Jestem teraz piękna, młoda i bogata i zaczyna się radośniejszy rozdział w moim życiu, o!

Dziękuję serdecznie wszystkim, którzy wspierali mnie niestrudzenie w tym roku - zwłaszcza w styczniu oraz czerwcu/lipcu. Jestem dozgonnie wdzięczna - bez Was wszystkich to byłby koszmar.
Mam nadzieję, że teraz będę się mogła tylko odwdzięczać, a w ogóle to wierzę w to, że czakram zaczął odpuszczać i wszystkim zacznie być wreszcie jak nie z górki, to choć po płaskim (i równym ;) to do naszej bidulki-kaleki) ^^
Proszę zwłaszcza trzymać kciuki za Homeczka, który jeśli u rowerowego nie wybuchnie jakiś pożar, zastąpi mnie w chińskiej dziczy ^___^v

Ja zaś odliczam już z ulgą i w pełni radośnie dni do momentu, w którym wsiądę w samolot i przeniosę się do Kraju Chudzinek, który już nie żałował 20 kafli na mój bilet :P Niech żyje beztroski fangirling i bezwstydny drooling!
Alleluja i do przodu! Yarp!

8 września 2010

mały odkrywca na budowie

O budowaniu chodników, wjazdów i łuczków wiem już chyba wszystko. Od trzech dni nie robię właściwie nic innego poza nadzorowaniem coraz to nowych wymysłów brukowych samsungów.
I oczywiście dziś rano, jak już miałam rozstawionych ludzi, zamówiony sprzęt i materiał to wpadli i kazali przerwać wszystkie prace na trzech frontach, bo jakaś kolejna czwarta jest super ważna i musi być skończona do piątku. Ugh! No ale wybrnęłam i teraz pod koniec dnia wygląda to dość dobrze ^^
Tylko trochę kręgosłup mnie boli, bo trawniczek wzdłuż mojego pięknego nowego chodnika rozkładałam już sama, podobnie było z rozgarnianiem i grabieniem ziemi oraz szczotkowaniem piasku. No cóż, jestem swoim najlepszym pracownikiem :P

***

Prowadziłam wywrotkę XDXDXD Poza tym, że jest trochę długa to w sumie jeździ się nią całkiem dobrze - tak fajnie wysoko się siedzi ^____^

***

A jeszcze fajniej siedzi się w tirze :D Dziś też się przejechałam, bo raniutko przyjechała świeża kostka i trzeba było panu kierowcy pokazać, gdzie ma ją zostawić.
Tak sobie myślę jakie jeszcze fajne pojazdy mi zostały do przejechania się... :P

***

Trzy tygodnie wystarczą, żeby się całkowicie przestawić na inny rytm życia. Mój obecny to 6-22. Około 21 zaczyna mi lecieć głowa, a o 22 już moocno śpię. I choć dalej właściwie nic mi się nie śni to przynajmniej od jakiegoś czasu nie miałam koszmarów, miła to odmiana.

***

Przez ostatnich kilka wieczorów nasłuchałam się od moich gospodarzy, że moja smutna historia sporo zbladła, a moje ogólne samopoczucie znacznie się poprawiło.

Życie na budowie fajne jest. Wciąż^^ Tylko coraz zimniej -_-"

3 sierpnia 2010

110/71

Z każdym mailem dostaję palpitacji serca. Marazm trwa, ale w tym tygodniu na podwyższonym ciśnieniu.

26 lipca 2010

hip hip

Udało mi się dostać do zasobów ze skośnymi filmami i serialami. Bez kupowania kolejnego sprzętu. Hurra, mój pierwszy sukces od bardzo dawna. I nawet mnie nie ucieszył. Co mnie smuci, a w połączeniu z innymi czynnikami smuci mnie bardzo. Trochę pocieszył mnie ostatnio Hausu, czyli japońska horrorowa schiza, którą chciałam od dawna zobaczyć, ale była nie do dostania, czyli niespodzianka, która czekała na mnie w Rz - bardzo miła, muszę przyznać. Przeżyjmy to jeszcze raz, choć w trailerze.


Rodzice wychowali mnie na zbyt dobrego, uczciwego i ufnego człowieka, dlatego chciałam jeszcze raz wyraźnie powiedzieć, że jestem wdzięczna za to, że Was mam i że ma mnie kto kopnąć w dupę, żebym zrobiła co należy. Nawet jeśli szambo podobno dobrze mi robi ;)

Muzyczna odkrycie weekendu:

18 lipca 2010

po co dalej pić to samo piwo

Choć zgadzam się z przesłaniem tytułowej piosenki, która mnie ostatnio prześladuje gdy tylko nawiązuję kontakt ze społeczeństwem, to trochę na przekór Alkoholicy 85 wciąż są w natarciu, a moje niezdrowe zainteresowanie prognozą pogody zostało przyhamowane, za co składam niniejszym wielkie dzięki. Niech żyje Sarabia Audyjska.
Kwestia ze stypendium chińskim została już wyjaśniona i wszystkie dostępne mi wyrocznie mówią, że to oznacza tylko i wyłącznie, że Japonia jest już zaklepana. Oby. Jeśli ktoś zarządza tym całym burdelem to powinien sobie zdawać sprawę, że po prostu zasłużyłam dla odmiany na rok świętego spokoju.
Póki co jaram się nowymi presetami do lightrooma, kilogramami pięknych albumów oraz nową promocją w Media Markcie, z której niezwłocznie skorzystam jak tylko pojadę wreszcie do Rz. A na miejscu czeka na mnie podobno coś fajnego, ale zachowuję spokój ^^

Dawno nie było nic z serii plum plum. Takie ostatnio otaczają mnie dźwięki:


6 kwietnia 2010

krakowska wielkanoc

Przez ostatni tydzień żegnałam się z Krakowem: zarówno z samym miastem jak i z ludźmi.
Zaliczyłam kolejny obowiązkowy punkt, czyli lody na Starowiślnej, kiermasz na rynku (och, jaki on był pusty bez budek z różnościami), przeprosiłam się, mam nadzieję, z Czakramem oraz podążyłam śladem wspomnień, po starych salach wykładowych, barach mlecznych, księgarniach itp.
Wielkanocny dzik absolutnie mnie zmiażdżył XD XD XD
Wyjazd przeżyłam dość mocno, nawet się popłakałam, bo Kraków to w końcu miejsce, gdzie spędziłam najlepsze lata mojego życia. A moja rodzina tylko się dopytywała, kiedy wreszcie przyjadę, bo muszę zacząć ogarniać klamoty, oraz czy na pewno zdążę na święcenie koszyczków. Jak to dobrze czuć się potrzebnym ;] Tym bardziej, że moj soulmate koszyczkowy był w Rz tydzień temu i wrócił za granicę a jego mama zastanawiała się, kto w takim razie pójdzie z koszyczkiem. "Daj Ance" XD XD XD

Mimo że mieszkanie zmieniałam już trzy razy i za każdą przeprowadzką dokonywałam redukcji sprzętu oraz kserówek i tak masa nagromadzonych dóbr zawsze mnie zaskakuje i nieco przerasta oraz wywołuje wątpliwości, czy na pewno się wszystko zmieści. Pakowałam się dwa dni i całe szczęście wszystko się zmieściło.
Teraz ogarniam całość trzeci dzień i jutro może wreszcie skończę. Zanim się rozpakowałam musiałam zrobić miejsce na nowe klamoty, wyrzucając stare graty z czasów podstawówki i liceum. Więc do kosza poleciało cztery torby ciuchów i ze trzy kartony papierów. I teraz na finiszu widzę już, że może nawet za bardzo się zaangażowałam w redukcję, bo nie dość, że się zmieszczę ze wszystkim to jeszcze zostanie spooooro miejsca na książki. A jak wiadomo, natura nie znosi próżni :P

Jeśli chodzi o Chiny: wizę mam mieć w środę, wylot gdzieś na początku przyszłego tygodnia.

22 marca 2010

apdejt

No to chyba jednak jadę. Przez weekend znowu do końca nie było wiadomo, ale przed chwilą mój nowy szefo zadzwonił i w środę finalizujemy całą rzecz. Podpiszę cyrograf, rowerowy pojedzie w poniedziałek po wizę a gdzieś w okolicach świąt przeniosę się 8h do przodu.

***

Zima wreszcie sobie poszła... No, prawie - dziś rano jak szłam na francuski to jednak trochę zmarzłam, ale byłam już w cienkiej kurtce tylko.
I pomyśleć, że jeszcze jak w środę byłam w stolycy to była niemalże zamieć a w piątek stałam sobie na balkonie z poranną kawą i słońce już nie tylko dawało światło, ale i ciepło ^_____^
Uch, zołza jedna przetrzymała nas w tym roku ile się dało.

***

Ruszyłam na nowo z mgrem. Przystopowałam, bo czekałam na mail od promotora, który wreszcie znalazł czas, żeby odpowiedzieć na dręczące mnie pytania dotyczące metod zapisu.
Po uronieniu kilku łez szczęścia i rozpływaniu się przed monitorem nad jak zwykle uroczo uprzejmym listem, rozpoczęłam Wielką Rozkminę z Eri na temat zawiłości zmian fonetycznych języka japońskiego. A po wczorajszej harówce wreszcie przesiadłam się z tabelek na tekst zwarty.
Ech, jeszcze tylko ostatni wysiłek, żeby ponaprawiać omówienie analizy i będę mieć spokój z tym cholerstwem ;P

***

Homeczek obejrzała DW i jest zachwycona ^___^v Tralalala, wreszcie możemy sobie podroolować na gg jak za dawnych czasów i obu nam bardzo dobrze robi ta terapia ^__^ Oczywiście focham się lekko, że zwlekała z obejrzeniem pół roku, no ale wybaczam, z właściwą mi wspaniałomyślnością ;]
Tylko dostaję lekkiej schizofrenii widząc siebie na różnych forach, po czym po chwili orientuję się że to tylko Homek w moim avku ;P

13 marca 2010

*polska* poczta

Dziś opowieść o zmaganiach z pocztą polską w wyniku procedur ambasady chińskiej.

Jak wiecie, backupuję się jak mogę po zawodzie, jaki wycięło mi w tamtym roku mombusho (btw. zapdejtowałam jakis czas temu podsumowanie roku) i oprócz stypendium do Japonii aplikowałam również o roczny kurs chińskiego na garnuszku rządu ChRL.
Właściwie załatwianie było dużo prostsze, bo trzeba tylko było skompletować kilka papierów i wysłać je do Brukseli: formularz aplikacyjny, zestawienie ocen, list polecający (tu pomoc znajomych humanistów okazała się niezastąpiona ;)), tłumaczenie notarialne dyplomu i list motywacyjny. Banał.
Dobrze jednak, że zajęłam się tym odpowiednio wcześnie, bo kiedy przeszłam do etapu wysyłania listu okazało się, że ambasada życzy sobie, żeby załączyć kopertę z już opłaconą wysyłką do Polski, na wypadek gdyby mnie zakwalifikowali i chcieli odesłać potrzebne formularze. Na poczcie usłyszałam, że to niemożliwe, bo mogą mi sprzedać tylko polskie znaczki, ważne na Polskę. Trzeba więc było zrobić własny research, dzięki któremu dowiedziałam się, że jest takie coś jak "kupon międzynarodowy", który upoważnia do zamiany tego papierka na znaczek danego kraju. Wszystko fajnie, ale tylko na znaczek pozwalający na wysłanie listu do 50g. Mój będzie ważył około 150g... Uzbrojona w Informacje poszłam na pocztę jeszcze raz i po kilku minutach, po upewnieniu szeregowego pracownika, że wiem o czym mówię i na pewno coś takiego istnieje, rozmawiałam z kierowniczką :D
Pani powiedziała, że taki znaczek jest dla 50g priorytetem i wszystkich innych wag listem zwykłym. No ale pewna nie byłam, nawet po wspólnym przeczytaniu regulaminu i stwierdziłam, że pojadę jeszcze na Główną, tym bardziej, że na mojej osiedlowej poczcie takich kuponów mieli aż dwa ;]
W międzyczasie napisałam do pana Chińczyka, czy w ogóle taka forma przedpłaty wchodzi w rachubę i czy ktoś będzie się chciał z tym bawić.
Podzwoniłam również po kurierach. Dowiedziałam się, że takie coś jest niemożliwe, jeśli nie mam z nimi podpisanej umowy. Jako osoba prywatna nie mogę tego zrobić, a jednorazowo to już w ogóle. Ale w TNT dowiedziałam się, że taka przedpłata będzie możliwa. Po prostu zapłacę przy wysyłce gotówką a oni zalogują w systemie, że przesyłka zwrotna jest opłacona. Hurra, hurra. Do czasu. A dokładnie do momentu kiedy pani obliczyła mi koszt wysyłki. Do Brukseli 420 złotych, w drugą stronę 560. O.O O.O O.O Rączki mi opadły. Byłam przygotowana na jakąś stówkę. Zapytałam jeszcze czy to bez względu na wagę, bo ja mam raptem kilka kartek. Tak, do pół kilograma.
Wróciłam do planu A. Mail od pana Chińczyka dał zielone światło dla kuponów.
Na poczcie pani ze sklepu zawołała starszego pana z filatelistyki, który nie bardzo mógł mi pomóc, bo nie znał taryf belgijskich. Ale ja znałam, bo sprawdziłam je w necie. Minimalna opłata to 1 euro a opłata do 50g to 3.5E. W Polsce taki kupon daje znaczek za 3.5zł.
Po konsultacjach ze wszystkimi możliwymi osobami, nabyłam w końcu 6 takich kuponów i mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.

Oczywiście pytanie dlaczego ambasada nie wyśle tych listów po prostu za pobraniem pozostaje bez odpowiedzi ;]

5 marca 2010

orientalny wiatr

Powiało zmianami.
Teraz wszystko zależy od tego, czy zdołam się ekspresowo przekształcić w grafika i oddalę się od czakramu na jakiś czas.

Od baranka, który od sierpnia wysysa ze mnie całe ogromne pokłady szczęścia, które przecież nigdy mnie nie opuszczało, również.
(Nocny, tak właśnie ostatnio pomyślałam po rozmowie z barankiem, który dalej sobie beztrosko doktoratuje, że to może wcale nie czakram narobił bałaganu na sylwestra ;] ;) ). Kwestia zdecydowanie do dyskusji ;P

3 lutego 2010

apdejt

Zaniedbuję strasznie bloga, ale w życiu za bardzo gonią mnie różne terminy, godziny, ogólnie dzieje się wiele, najwięcej w sferze spekulatywno-teoretycznej, ale w rzeczywistości też.
Latam między stosami faktur, lekcjami francuskiego, japońskiego, dentystą, tańcami, robotą dla ryśka, robotą dla Eri, w wolnych chwilach prowadzę księgarnię. Powinnam zakuwać do mombu, ale zupełnie nie mam melodii, starałam się przez dwa lata a teraz straciłam już nadzieję. Na horyzoncie wyraźniej majaczą teraz Chiny.

Damn you czakram.

6 stycznia 2010

podsuma roku suplement

W odpowiedzi na postulat Homka jeszcze jedna kategoria XD

  • Ambi/Malkontent/Mękoła Roku: aneczka ^^v
Bo jakże to tak, żeby Autorka nie wygrała ani jednej konkurencji ;P
Za Planistę tyrana na eurotripie, za mękolenie i wymuszenie fejsa na Homku, za nieustanne narzekanie jak to wszyscy wokół są niepozbierani, bezmyślni i niekompetentni oraz za Kącik Malkontenta ;P

późny edit: zapomniałam o jeszcze jednej kategorii. To dlatego, że laureat wykazał się dość dawno temu.

  • Chuj roku: mombushooooo

4 stycznia 2010

Rok 2009 podsuma

Tytuł raczej mylący, bo będzie głównie o sylwestrze oraz osobisty lans, ale cóż ;P

Ogólnie miniony rok uważam za udany choć jego końcówka lekko mnie zmiażdżyła i sprasowaną wrzuciła do dołka, ale jeszcze jakoś się trzymam, choć bez wsparcia byłoby kiepsko (tu dziękuję wszystkim bardzo serdecznie). Doprawdy nie rozumiem jak neurotycy są w stanie żyć, mnie to smucenie się normalnie dobija ;] No ale miejmy nadzieję, że grosz wylosowany w pierwszym uszku oraz czakram zwiastują Pozytywne Zmiany ;)
Bo poza kasą wszystko inne było fantastyczne ^^ No ale cóż poradzę, że ta kasa to jednak ważna jest. A dla mnie szczególnie, jak mówi mój psychologiczny profil ;)
No ale koniec smęcenia, czas na najważniejsze podsumowanie:
  • Głupol Roku: Homek i jej poimprezowy mail (tu należy wspomnieć o fb, który uwzględnił również i tę bolączkę współczesnego człowieka ;)) choć uważam, że wyprzedziła tylko o włos mojego głupola z rowerkiem na Kleparzu ;P
  • Głupol Literacki Roku: Baranek i jego pytanie o to, co śpiewał Wokulski XD XD XD
  • Pech Roku: Homek i czakram rzucający jej co chwilę kłody pod nogi, żeby sprawdzić poziom zaangażowania
  • Żenua Roku: Nadia i jej landryna. Wielka szkoda :(
  • Rozczarowanie Roku: PokaPoka-san
  • Odkrycie Roku: BBC i wszystkie jej fantastyczne produkcje
  • Kuriozum Roku: Edzio
  • Terapeuta Roku: Baranek
  • Lol Roku: rysio
  • Cud Roku: Homek i fb :D
  • Ciacho Roku: DT *o*
  • Drink Roku: mojito ;D
Wnioski płynące z tegorocznego sylwestra:
  • Czakram działa: odblokował moją nową gadżeciarską komóreczkę oraz umożliwił Nat płynne dotarcie do domu. Działa również negatywnie: rychliwie wymierza sprawiedliwość w postaci wypadania komórek, z których chce się zadzwonić w miejscu niedozwolonym
  • Anniyan to dobry film ;D A ja odkryłam w sobie Ambiego ;P
  • Doktor Caligari to film ponadczasowy
  • Avatar to film, który wejdzie do historii kina - wizualnie zwala z nóg
  • mój obsessive compulsive zaczyna chyba przybierać na sile, biorąc pod uwagę jak bardzo wyprowadza mnie z równowagi brak Planu albo jego sypanie się
  • nie organizuję już żadnej imprezy ;P
  • z jazdą na łyżwach jest trochę inaczej niż z jazdą na rowerze ;P
  • Wiara. Nadzieja. Dobro Dobro.
gdybym o czymś zapomniała, dajcie znać ;)

A teraz tradycyjnie foto-opowieść^^ Neutralna, bo trzecia noga baranka, Wędrujące Oko oraz inne wariactwa znalazły już swoje miejsce na fejsie.
Mogłam się, fufufu, pobawić trochę cyfrową lustrzanką to bezwstydnie to wykorzystywałam ^__^v Nie spodziewałam się, że moje mieszkanie może być aż tak malownicze ;P A jakie piękne emo-zdjęcia wychodzą, vah vah!
Ale najpiękniej wychodził nocny Kraków:

Jak podsumowała Nat: Sylwester został spędzony godnie, zaliczyłyśmy także dwa miejsca z top 2 miejsc, które trzeba w Krakowie zaliczyć ^^
Kawiarnię Rio:

Oraz Czakram ;) Wszak każdy Krakowianin musi choć raz w życiu pełnić wartę przy Drzwiach XD
Moher trzyma się mocno ;]

16 grudnia 2009

wyznanie

Chciałam tylko powiedzieć, że kocham mojego tatę bardzo.
Za rzadko to mówię a to moja nieoceniona ostoja spokoju.

Zaczęłam lekko wystawać z potwornego dołka, w który wpadłam ostatnio.

A uniwersytet w Gotheborgu ma beznadziejną stronę www :/ Od pół godziny nie mogę znaleźć ich japonistyki a WIEM, że jest *grrr*
edit: A nie, jednak to jest na African and Oriental Languages Dept. Trzeba się było przebić przez te publikacje o Tanzanii :/

7 grudnia 2009

Pokręcone Koleje Państwowe

Natuś, zamawiałaś ostatnio posta o pkp, więc proszę ^^

Egzamin z certyfikatu japońskiego miał się odbyć w Warszawie, więc po raz kolejny czekała mnie wyprawa do stolycy. Nie tak znowu przykra, odkąd pojawiły się InterRegio ^^ Ale zbyt różowo być nie może, oczywiście. Jak jeszcze dwa tygodnie temu sprawdzałam połączenia z Krakowem to miałam w niedzielę rano dogodne IR, więc spałam sobie spokojnie. Całe szczęście przytomnie postanowiłam to potwierdzić w piątek i okazało się, że pociąg zniknął z rozkładu i został mi pośpiech o 4 albo ekspres za 8 dych :/ Całe szczęście moja awaryjna noclegownia jest przyzwyczajona do załatwiania wszystkiego w ostatniej chwili, z właściwym jej wychilloutowaniem, więc szybko przerzuciłam się na plan B i wyjazd w sobotę.
Okazało się, że mam IR o 18:50, dzięki czemu nie musiałam jeszcze kombinować z przesuwaniem lekcji. Przyszłam więc radośnie na dworzec, ale pani w kasie na zamówienie biletu zareagowała: Przecież ten pociąg dzisiaj nie jedzie. Co?! WTF? Jak to nie jedzie, w rozkładzie był o.O Pani kazała mi sprawdzić tablicę i tam pociąg też był, więc okazało się, że miała złe informacje na karteczce. No co za burdel tu macie, siostry o.O A i tak mi się udało, bo w końcu tablicami na dworcach zarządza zupełnie inna spółka niż samymi pociągami. Że to wszystko jeszcze działa to jak dla mnie dowód na istnienie Boga ;]

Sam egzamin był koszmarny. Według mnie zaprojektowany nie dla ludzi tylko robotów. Między poszczególnymi częściami niby 20 minut przerwy, ale realnie poza salą tylko 5, bo reszta czasu potrzebna jest na rozdanie kart, wpisywanie numerków i przeczytanie instrukcji dotyczących egzaminu.
Rozumienie ze słuchu składa się między innymi z wybierania obrazka odpowiadającego słuchance. Oczywiście obrazki są na pierwszy rzut oka takie same i chwilę schodzi zanim człowiek się zorientuje, że jeden kwiatuszek ma równoległe listki a drugi nie, a w tym czasie słuchanka jest już w połowie. I jeszcze trzeba w międzyczasie zakreślić odpowiedź. Oczywiście nie ma mowy o powtarzaniu nagrania.
Gramatyka plus czytanie też dla cyborgów. Czytasz tekst, czytasz pytania i albo znasz odpowiedź albo nie, nie ma czasu na zastanawianie się.
Sam egzamin trwał 3h. Podejrzewam, że brytyjski byłby z półtora godziny dłuższy. Niech się schowają Advance i Profy dla ludzi, Nihończycy swoje certyfikaty przyznają tylko nadludziom.

Tyle z tego dobrego, że wreszcie mam wolne wieczory ^__^v Bo do mombu zamierzam już tylko dużo czytać, koniec z wkuwaniem gramatyki i znaków.

No i jak wróciłam wykończona z podróży to na progu mojego pokoju czekał na mnie czekoladowy Mikołaj ^^ Nie ma to jak dobrzy współlokatorzy ^^

Miałam w planie posta o japońskich spójnikach, ale chyba dam sobie z nim spokój ;]

30 listopada 2009

sounds of joy

Nie przypuszczałam, że dźwięk wody szumiącej w kaloryferze może dawać tyle radości ;P
Dublin jest zajebisty, ale wolę miasto, które nie gwarantuje przeziębień ;]

Home, warm home ♥ ♥ ♥ ^^

27 października 2009

strefa czasowa

Kiedyś jakoś mniej mnie dotykały zimowe zmiany czasu...

W sobotę musiałam kombinować jak tu uciec przed dodatkową godziną w nocy, bo z uwagi na beznadziejne kursowanie pociągów zamiast dłuższego snu zanosiło się na dłuższe czekanie na transport. No ale się udało ^^v

Rano zdecydowanie wstaje się lepiej, bo jest już jasno, za to teraz dobiega dopiero 15.30 a już robi się ciemno. Jeszcze chwilę i będę wychodzić z pracy po ciemku :/ I wiadomo, że kiedyś zajęcia też kończyły się już za ciemnicy, ale one były jakoś mniej regularne i tak się to nie rzucało w oczy. A teraz jak każdy dzień wygląda jak co dzień to nawet najmniejsze zmiany są zauważalne.

Hmm... Czas na wprowadzenie drugiej kawy w porządek dnia...?

19 października 2009

blackout

(kolejny post z gatunku czysto kronikarskiego, można pominąć ;))

Stało się. Zaliczyłam swojego pierwszego kaca w życiu. I to nie byle jakiego, imo. Jak ja już coś robię, to porządnie ;P Chociaż z drugiej strony, nie mam doświadczenia to mogę sobie wyolbrzymiać moje osiągnięcia, bo z opowieści znajomych pan K. zdaje się być jednak większym monstrum ;]
No w każdym razie, ponieważ ten był mój osobisty to jest wyjątkowy i bass ;P I to jeszcze połączony z innymi atrakcjami, żeby było zabawniej.
Większość z Was wie, że ja alkoholu nie odmawiam ;P I to właśnie z tej prostej przyczyny, że następnego dnia nic mi nie jest, więc co się mam ograniczać ;] Zazwyczaj zdrzemnę się tylko w trakcie imprezy, albo w ogóle zakończę ją wcześniej, ale to już wkalkulowane ryzyko, z dwojga złego wolę ten mniej bolesny wariant.
I wydawało się, że ostatnia weekendowa impreza potoczy się zaprogramowanym trybem. Wino z żołądkową zmogło mnie w trakcie, zdrzemnęłam się trochę i obudziłam akurat na finisz imprezy, po czym zeszłam na dół, żeby przygotować się do spania właściwego i... ostatnie co pamiętam to kolejne kielonki z wiśniówką ;P
Z informacji przekazywanych przez osoby trzecie dowiedziałam się, że w stanie wyłączonej rozumnej świadomości byłam jeszcze w stanie tańczyć, przeprowadzić sensowną dyskusję na temat HD, a także, uwaga, pamiętałam o zmyciu makijażu O.O No doprawdy, bardzo mi miło, że potrafię się jeszcze tak zaskoczyć XD Tańczenie jeszcze jestem w stanie zrozumieć, HD tym bardziej, ale fakt, że w mojej podświadomości jest zakodowany program dotyczący makijażu to chyba Zaskoczenie Miesiąca XD XD XD
W każdym razie poranek nie należał do najprzyjemniejszych, południe już bardziej, ale jednostajne *tuk, tuk* pociągu obudziło jeszcze Posępny Czerep @.@ Dlatego apeluję, choćbym nie wiem co mówiła, w trakcie imprezy proszę mi nie dawać wiśniówki ;P Niestety, w tym względzie jak widać nie mogę polegać na sobie ;P

7 października 2009

łzy szczęścia

Nocny wrócił!!!
^__________^
Normalnie się popłakałam.