13 marca 2010

*polska* poczta

Dziś opowieść o zmaganiach z pocztą polską w wyniku procedur ambasady chińskiej.

Jak wiecie, backupuję się jak mogę po zawodzie, jaki wycięło mi w tamtym roku mombusho (btw. zapdejtowałam jakis czas temu podsumowanie roku) i oprócz stypendium do Japonii aplikowałam również o roczny kurs chińskiego na garnuszku rządu ChRL.
Właściwie załatwianie było dużo prostsze, bo trzeba tylko było skompletować kilka papierów i wysłać je do Brukseli: formularz aplikacyjny, zestawienie ocen, list polecający (tu pomoc znajomych humanistów okazała się niezastąpiona ;)), tłumaczenie notarialne dyplomu i list motywacyjny. Banał.
Dobrze jednak, że zajęłam się tym odpowiednio wcześnie, bo kiedy przeszłam do etapu wysyłania listu okazało się, że ambasada życzy sobie, żeby załączyć kopertę z już opłaconą wysyłką do Polski, na wypadek gdyby mnie zakwalifikowali i chcieli odesłać potrzebne formularze. Na poczcie usłyszałam, że to niemożliwe, bo mogą mi sprzedać tylko polskie znaczki, ważne na Polskę. Trzeba więc było zrobić własny research, dzięki któremu dowiedziałam się, że jest takie coś jak "kupon międzynarodowy", który upoważnia do zamiany tego papierka na znaczek danego kraju. Wszystko fajnie, ale tylko na znaczek pozwalający na wysłanie listu do 50g. Mój będzie ważył około 150g... Uzbrojona w Informacje poszłam na pocztę jeszcze raz i po kilku minutach, po upewnieniu szeregowego pracownika, że wiem o czym mówię i na pewno coś takiego istnieje, rozmawiałam z kierowniczką :D
Pani powiedziała, że taki znaczek jest dla 50g priorytetem i wszystkich innych wag listem zwykłym. No ale pewna nie byłam, nawet po wspólnym przeczytaniu regulaminu i stwierdziłam, że pojadę jeszcze na Główną, tym bardziej, że na mojej osiedlowej poczcie takich kuponów mieli aż dwa ;]
W międzyczasie napisałam do pana Chińczyka, czy w ogóle taka forma przedpłaty wchodzi w rachubę i czy ktoś będzie się chciał z tym bawić.
Podzwoniłam również po kurierach. Dowiedziałam się, że takie coś jest niemożliwe, jeśli nie mam z nimi podpisanej umowy. Jako osoba prywatna nie mogę tego zrobić, a jednorazowo to już w ogóle. Ale w TNT dowiedziałam się, że taka przedpłata będzie możliwa. Po prostu zapłacę przy wysyłce gotówką a oni zalogują w systemie, że przesyłka zwrotna jest opłacona. Hurra, hurra. Do czasu. A dokładnie do momentu kiedy pani obliczyła mi koszt wysyłki. Do Brukseli 420 złotych, w drugą stronę 560. O.O O.O O.O Rączki mi opadły. Byłam przygotowana na jakąś stówkę. Zapytałam jeszcze czy to bez względu na wagę, bo ja mam raptem kilka kartek. Tak, do pół kilograma.
Wróciłam do planu A. Mail od pana Chińczyka dał zielone światło dla kuponów.
Na poczcie pani ze sklepu zawołała starszego pana z filatelistyki, który nie bardzo mógł mi pomóc, bo nie znał taryf belgijskich. Ale ja znałam, bo sprawdziłam je w necie. Minimalna opłata to 1 euro a opłata do 50g to 3.5E. W Polsce taki kupon daje znaczek za 3.5zł.
Po konsultacjach ze wszystkimi możliwymi osobami, nabyłam w końcu 6 takich kuponów i mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.

Oczywiście pytanie dlaczego ambasada nie wyśle tych listów po prostu za pobraniem pozostaje bez odpowiedzi ;]

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Sprawdzają Twoją determinację :P

Anonimowy pisze...

To mówiłam ja - Nat

Prześlij komentarz