31 grudnia 2010

2010: podsuma

  • Nóż Roku: be
  • Za cios w plecy, którego zupełnie się nie spodziewałam.

  • Padlina Roku: Książę
  • Za historie, które ciągnęły się miesiącami i zatruwały życie głównej zainteresowanej i otoczeniu.
  • Fuj Roku: polska pogoda
  • Za zimę do kwietnia, powodzie od maja, dwa tygodnie afrykańskich upałów i fuj wie co jeszcze.
  • Wrzód Roku: rysiek
  • Bo choć w lecie myślałam, że spadł na drugie miejsce to z perspektywy roku, stwierdzam, że zdecydowanie bardziej zasłużył na tę nagrodę za całokształt.
  • Głupol Roku: ja i Homeczek
  • Szłyśmy tak łeb w łeb w tym roku z idiotycznymi decyzjami, że inaczej być nie może. Za schizy szwedzkie, traumy chińskie i terapię krakowską. Niech żyje komuna!

  • Żenua Roku: Alex i skamieniała Karo ;)
  • Oraz bardziej ogólnopolsko: Krzyż, Wawel i Zimny Lech.
  • Ofiara Roku: Nat
  • Bo nikomu innemu czakram tak nie przypierdolił. I to tak bardzo, że niniejszym przyznaję tytuł na najbliższe trzy lata, a może i pięć.
  • Śmiechawa Roku: zlot na daczy, Jesus Christ Superstar i Gremliny
  • Epika Roku: powrót z Fubaru XD
  • Gadżet Roku: Lightroom
  • Zakup Roku: lustrzanka
  • Chaos Roku: rowerowy.
  • Bo nawet Nat jak dzwoni rano i mówi, że będzie w Krakowie za trzy godziny to nie pojawia się tam w końcu dwa dni później ;]
  • Mądrość Roku: w konserwie bezpieczniej [jednak XD :P ]
  • Lol Roku: Karol
  • Za ubarwianie imprez wszelakich ^^
  • Dżagna Roku (nominacja zamówiona): Nat
  • Drink Roku: gin z tonikiem i sokiem pomarańczowym by Grzegorz
  • Terapeuta Roku: ren
  • Za wikt, opierunek i wielogodzinne analizy.
  • Cud Roku: łańcuszek przypadków i łutów szczęścia, które rzuciły mnie do Chin, Wronek, a w końcu dzięki przychylności mombushooo do kraju chudzinek ^^
  • A także aplikacja Homeczka
  • Kuriozum Roku: to, że jeszcze żyjemy po czakramowym bombardowaniu.
  • Oraz to, co powyprawiał Moffat z Doktorem. Wciąż nie mogę pojąć co się stało.
  • Odkrycie Roku: lody na Starowiślnej oraz Kopiec Krakusa
  • Lokacja Roku: Bunkier radomski oraz Badachu *o*
  • Ciacho Roku: Alex (dwa głosy)
  • AMT (za to że jest na żywo :P) oraz susangnim ^^
  • Film Roku: Incepcja
  • Serial Roku: True Blood, Sherlock, Ryomaden
  • Wideo Roku: Jedź, Karol, jedź ;]
  • Piosenka Roku: Olivia Ruiz – Petite Fable

Uff, zaszalałam w tym roku z nagrodami :P

W tym miejscu chciałam pozdrowić wszystkich wiernych czytelników z:
1. Warsaw - pod węzeł stolycy podpada jak mniemam Radom i PT... Nie widzę innego wyjaśnienia tak wysokiego miejsca
2. Krakow ^3^
3. Poznan
4. Rzeszow
5. Nishinomiya - to ja :D Gugl nie dość, że nie rozpoznaje Autorki to jeszcze wykrywa mnie zupełnie w innym miejscu ;] No cóż, dobrze wiedzieć, że jestem jednym z najwierniejszych czytelników :P
6. Katowice
7. Debrecen - Gosia, napisz coś czasem, co? ^^
8. Tarnow
9. Stockholm - jestem wzruszona tak regularnym zainteresowaniem moim życiem. Pozdrawiam.
10. Ioannina
11. Dublin
12. Kobe
13. Bonn
14. Szczecin
15. Lodz

I na zakończenie jak zwykle zachęcam do komentowania^^ Skoro już podejmujecie wysiłek, żeby tu wpaść raz na jakiś czas to skrobnijcie coś, maile z komciami zawsze umilają mi poranek i zachęcają do pisania.

Do siego!

28 grudnia 2010

oomisoka

Wiem, że wszyscy niecierpliwie czekają na podsumę roku, ale nic z tego, pojawi się dopiero 31go :P

Spotkałam się dziś z moją zabieganą tutorką i ze zdumieniem usłyszałam pytanie czy przyjeżdżam do niej do domu na sylwestra o.O A owszem, rozmawiałyśmy o tym kiedy ostatni raz się widziałyśmy, czyli w Halloween, ale od tamtej pory nie miałam od niej żadnej wiadomości, więc uznałam, że to była taka zwyczajowa uprzejmość japońska. I że zobaczymy się na moment tuż przed końcem roku i tyle. A tu proszę, mam jednak plany na sylwestra ^___^ Będę robić z japońską babunią jedzenie noworoczne, pójdę do świątyni i zwiedzę kolejne miasto w okolicy Fukuoki: Saga. Ufufufu ^_______^

Teraz nie wiem tylko na co się przygotować, bo Michał mówi, że jedzenie noworoczne jest pyszne, a znowu japońska znajoma zdecydowanie nie polecała... ;)

A Jiyoon dalej zgłębia tajemnice języka polskiego :D Jej dobór słownictwa postowanego na fb mnie zdumiewa - wczoraj był chrząszcz, a dziś pobrzękiwać XDXDXD

26 grudnia 2010

white christmas

Wczoraj nastąpił cud świąteczny: spadł śnieg ^^ No, powiedzmy zmrożony deszcz. Ale przez godzinę popadało to białe coś z nieba i nawet zostało przez pół godziny na trawnikach tworząc atmosferę białych świąt ;) Oraz zamieszanie na fejsie, ponieważ wszystkie rozentuzjazmowane Azjatki musiały się podzielić nowiną o śniegu ze światem.

Trzy kolacje świąteczne zdecydowanie podniosły mnie na duchu, choć mój żołądek i wątroba z pewnością życzyłyby sobie trochę odpoczynku ;)
Najzabawniejsza była chyba kolacja polsko-koreańska. Załączam filmik z Koreanką uczącą się polskich przekleństw. Absolutnie słitaśne ;)

24 grudnia 2010

Wesołych!

Na początek trochę posmęcę. Jest mi tu wspaniale, ale czasem tęsknię za Polszą i dziś jest właśnie jedna z tych chwil. Moje pierwsze święta od bardzo dawna bez zapachu grzańca na rynku, lepienia uszek, ubierania choinki i prezentowej gonitwy. No i za Wami tęsknię, przede wszystkim.
Całe szczęście nie mam właściwie czasu, żeby za wiele myśleć o tym, jakie polskie atrakcje mnie omijają, bo tu mam ich aż nadto :P Przystępuję do części marudnej ;D W zeszły piątek zaczęłam ferie zimowe i dziś wreszcie miałam czas wyspać się po raz pierwszy od tygodnia. Mochitsuki, kolejna wycieczka z Karolem, czyli dużo rowerowania, impreza naleśnikowa, kolejne grzaniec party, tym razem na zamówienie ;) a potem wizyta znajomego Japończyka, z którym widziałam się ostatni raz rok temu w Krakowie ;D Jaki ten świat teraz mały i pokręcony. Ostatnie trzy dni spędziłam więc na prezentowaniu atrakcji miasta, wybrałam się też do Nagasaki, bo Takeshi zażyczył sobie wycieczki do innego miasta skoro już wybrał się aż z Tokio na Kyushu ;]
Ledwo pożegnałam się z nim na stacji, rozpoczęłam okres Christmas Parties. Wczoraj świętowałam razem z ludźmi z czwartkowych spotkań, także w gronie międzynarodowym (również kulinarnie! chociaż jedna polska tradycja świąteczna jest przeze mnie należycie kultywowana: obżarstwo :P ), dziś wigilia polsko-koreańska, a jutro kolejne spotkanie międzynarodowe u Ahmeda.
Ferii mam niby trzy tygodnie, do 10go stycznia i nieco się obawiałam, że nie będę miała co robić, ale założyłam sobie, że przynajmniej powtórzę trochę materiału z ostatnich dwóch miesięcy, ale ostatnio mój kalendarzyk (nie wyobrażam sobie życia bez niego) zapełnił się błyskawicznie prawie całkowicie... Japończycy tradycyjnie spotykają się przed końcem roku na wspólne świętowanie nadchodzącego roku. W związku z tym nawet moja tutorka odezwała się po półtora miesiąca milczenia ;] Także po świątecznym jedzeniu czekają mnie spotkania przy kawce czy piwie, następnie Sylwester (akurat na niego nie mam jeszcze żadnych planów! XD ), a w styczniu różnorakie matsuri. A na pewno coś jeszcze się ukoci po drodze.
Całe szczęście, że właściwie wszystko co tu robię da się podciągnąć pod naukę japońskiego lub japońskiej kultury :P

Na koniec krótka notka o japońskim Bożym Narodzeniu. Jest to święto czysto komercyjne. W przeciwieństwie do Europy, tutaj to Sylwester jest świętem rodzinnym, natomiast Wigilię spędza się ze znajomymi lub też ze swoją drugą połówką. Jeśli zaliczamy się do wariantu pierwszego to oczywiście idziemy na Christmas Party do kogoś lub na miasto; jeśli do drugiego to opcje są dwie: ciasto bożonarodzeniowe (biszkopt pokryty kremem z bitej śmietany udekorowany truskawkami) lub... specjalny kubełek z KFC! XD Shocker, prawda? Nie mogłam uwierzyć jak to usłyszałam, ale potem na własne oczy zobaczyłam dwa tygodnie temu wielkie reklamy informujące o rozpoczęciu przyjmowania zamówień na w/w kubełek o.O o.O o.O W Maku czy Mister Donuts ich nie ma - człowiek, który wymyślił taką kampanię promocyjną dla KFC był geniuszem.
Drugi shocker: dekoracje bożonarodzeniowe znikają 25go ;] Po to, by zrobić miejsce noworocznym.
I to właściwie tyle jeśli chodzi o japońskie tradycje w tym zakresie. Tutaj to głównie czas wydawania kasy, wyprzedaży i shoppingu.
Mam nadzieję, że na temat obchodów Nowego Roku będę miała coś więcej do powiedzenia ;)

Spokojnych i Radosnych!!!

15 grudnia 2010

sukcesy

  • Mój rower po ostatnich ulewach skrzypi przy każdym hamowaniu. Przy słabym znośnie, przy mocniejszym niemiłosiernie. Niniejszym dołączyłam do Miejscowych ;]
  • Zaczęłam wreszcie rozróżniać dwie starsze nauczycielki od japońskiego A i japońskiego C. Myliły mi się od samego początku i w sumie dalej nie wiem, jakie tematy i teksty przerabiałam na których zajęciach :P Generalnie wiedziałam, że się od siebie różnią, ale w poniedziałek nie pamiętałam twarzy tej z czwartku i na odwrót :P

14 grudnia 2010

Gloomy

No to w ramach podziękowania za prezenty obiecany Zakupowy Żaaaaal :P
Pamiętacie to zdjęcie?

Kupiłam sobie strój Gloomy'ego! XDXDXD I mówiąc strój mam na myśli jednoczęściowy kostium, w którym spokojnie mogłyby się zmieścić dwie osoby :P Sama jeszcze się nie widziałam w całości, ale wszyscy mówią, że zarówno ogonek na wysokości kolan jak i teletubisiowy wielki tyłek robią dobre wrażenie ;] Well, przyjechałam tu z zamiarem kupienia takiego stroju tak czy siak, i mimo że myślałam o Pikachu to jednak wielki różowy miś upaćkany krwią jakoś bardziej trafił do mojego spaczonego ja :P Poza tym było mi już zimno w mojej piżamie bez rękawów, a Gloomy znakomicie się sprawdza, więc jakoś przełknę te kokosy wydane na taką bzdurę :P Tym bardziej, że dalej mnie cieszy ilekroś spojrzę w lustro, a i inni mają sporo radochy ;) A Ola planuje kupić sobie taki sam strój tyle że z innym misiem (którego ja nie lubię, bo przypomina mi pedobera ;] ), więc razem zawojujemy jakąś następną imprezę, kekeke XDXDXD

AAAAAAAAA!!!!!!!!

No normalnie ledwo mogę pisać tak mi ręce drżą... Wróciłam dziś ledwie żywa po zajęciach i marzyłam tylko o kawie lub drzemce, choć raczej tym pierwszym, bo na biurku czekał stos zadań na jutro. Ale wchodząc do akademika rzuciłam okiem do skrzynki a tam... dwa awiza! Och, od razu ciśnienie mi skoczyło na widok Ambasadorów Czakramu oraz Aleksandry B ;)
Popędziłam czem prędzej na pocztę spodziewając się kartek świątecznych, bo na awizie zaznaczone były dokumenty. Jakież było moje zdumienie gdy pani przyniosła dwie paczki o.O

Dobrałam się w pokoju do zawartości i aż mi zawirowało przed oczami na widok różnorodnych opakowań z przyprawami (Ambasadorzy) oraz zawartości bardziej wigilijnej: barszczów, uszek, świecy, czekoladek oraz łazanek z grzybami (to danie wigilijne? u mnie się ich nie je, ale to tak na marginesie :P polskie dania... ach...) (ren i Grześ). Od nadmiaru dóbr aż mnie głowa rozbolała :P
No i do tego opłatki oraz polskie znaczki z Paderewskim i Gloria in Excelsis Deo - ach, nie sądziłam, że aż tak tęsknię za Polszą :P

DZIĘ-KU-JĘĘĘĘĘĘĘ i jak zwykle jestem wdzięczna, że Was mam i o mnie pamiętacie :)

Do pełni szczęścia brakuje mi tylko jednego: rozwiązania zagadki skąd wzięliście adres??? o.O Bo jako żywo nie pamiętam, żebym zostawiała komukolwiek...

12 grudnia 2010

młodzież buddyjska

Zostałam zaproszona przez znajomego na imprezę. Wiedziałam tylko tyle, że za 1000Y będzie jedzenie do woli. Nieco się zniechęciłam, gdy przeczytałam, że całość jest organizowana przez Stowarzyszenie Buddyjskich Młodzieńców, ale co tam, obiecałam to stwierdziłam, że pójdę, choćby po to żeby się najeść :P Potem ktoś mówił, że jakiś koncert będzie czy występy. Na miejscu dowiedziałam się, że będą wybory najładniejszego faceta przebranego za kobietę.
Finał wieczoru przeszedł moje najśmielsze oczekiwania O.O XD Polecam oglądanie w HD :P

edit: Niestety, regulamin Stowarzyszenia zabrania publikowania wideo, a ja chcę dobrze żyć z tymi ludźmi, więc bez kombinowania wyrzuciłam je z youtuba. Na pociechę zostają Wam zdjęcia ;)

przestrzeń sklepowa

Ha, a jednak dzisiaj :P Wreszcie się zebrałam w sobie ^__^v
W tym odcinku spróbuję oddać atmosferę japońskiego sklepu.

  • Wszystko jest pakowane w folię. A ta folia w folię i czasem jeszcze w folię. Ciasteczka oprócz dużego opakowania są jeszcze zawinięte każde osobno; drażetki gumy do żucia to samo; bułki są pakowane w piekarni każda osobno do innego woreczka, a potem wszystkie woreczki do większego woreczka, żeby było wygodniej wynieść. Japończycy mają nawet osobne słowo na zjawisko zalewu folii, ale jakoś nie umieją sobie z nim poradzić. Przy super rygorystycznych przepisach segregowania śmieci stosy woreczków produkowane dziennie w supermarketach są dla mnie niezbadanym paradoksem.
  • W jednym sklepie potrafią rozbrzmiewać trzy różne melodie. Na cały regulator. Nie daj Boże stanąć dłużej w miejscu, w którym się na siebie nakładają. Zdarzają się i takie, gdzie audycja jest tylko jedna, ale bynajmniej nie jest to radio tylko powtarzające się ogłoszenia o promocjach oraz uniżone podziękowania, że zechciało się przyjść do tego sklepu.
  • Większość cen w sklepach czy restauracjach zawiera podatek. Z jednym wyjątkiem: książkami. To dla mnie kolejna Niezbadana Tajemnica... O prawdziwej cenie książki dowiaduję się przy kasie.
  • Nie ma tutaj zachodnich komiksów. Tylko mangi o.O
  • W bookoffach reklamówki są czarne. Zapewne żeby przypadkiem jakiś perwert nie musiał się wstydzić przy wychodzeniu.
  • Informacja o wadze produktu wydaje się być zupełnie nieistotna. Jest albo dobrze ukryta, albo nie ma jej w ogóle :/
  • Jedzenie ma bardzo krótki termin ważności. Tofu czy kiełki psują się po trzech dniach, nawet w lodówce.

11 grudnia 2010

sobotnio

Pozdrawiam świątecznie ^^ Jak tam przygotowania? Karpie zamówione? ;)

Ja się tu zmagałam chwilowo z jesienną chandrą (tak, w grudniu! ech, ta japońska pogoda :P ), ponieważ temperatura spadła i przez kilka dni padało i było bardzo szaro, smutnie i smętnie. Ale już jest ok. Wczoraj zrobiłam u siebie w pokoju grzaniec party i nawet udało się upichcić coś przypominającego grzańca przy pomocy dostępnych tu przypraw (cynamonu, cukru oraz chińskiej przyprawy 5 smaków, która miała na etykiecie goździki ;] ). Dziś wspólna impreza urodzinowa Karola i Oli, którzy dostaną ode mnie prezent łączony, ale jakże luksusowy: butelkę Żołądkowej Gorzkiej, którą chomikowałam w lodówce od przyjazdu ;) Wreszcie nadarzyła się godna okazja^^
Jutro jakaś impreza w akademiku japońskich studentów, a w poniedziałek może wreszcie się pouczę :P

Sama też zrobiłam świąteczne zakupy prezentowe^^ Tradycyjnie dla siebie oczywiście :P Kupiłam za mana (350PLN) trzy słowniki do gramatyki oraz... prawdopodobnie najdurniejszą rzecz na jaką zdecydowałam się wydać pieniądze :P Potrzymam Was chwilę w niepewności (tych bez fejsa, bo na pewno jakieś zdjęcia wyciekną tam wcześniej czy później :P ) ;]

W związku z nawałem atrakcji wątpię, żeby pojawił się jakiś post (poniedziałek, poniedziałek...), dlatego wrzuciłam trochę zdjęć na picasę, żebyście się nie nudzili przez weekend ;) Powtórka z rozrywki, bo miejsca te same, ale zdjęcia są Karola, a on robi inne niż ja, więc pomyślałam, że odmiana nie zaszkodzi. No i mnie będzie trochę więcej ;)

Spokojnego weekendu! ^___^/

3 grudnia 2010

raj

Ło matko! Tak się skupiłam na mękoleniu o kengaku, że zapomniałam o absolutnie cudownej rzeczy jaka przydarzyła mi się w tym tygodniu! A mianowicie ta sama znajoma zabrała mnie do amerykańskiego supermarketu. Amerykański to może przesada, bo jednak asortyment był dostosowany do smaków japońskich i dalej nie udało mi się znaleźć dobrych przypraw (ale Ahmed zna jakiś sklep indonezyjski czy coś takiego, więc niedługo zaspokoję i tę potrzebę ^^ ), ale i tak poczułam się jak na Zachodzie. Przede wszystkich jak przystało na Amerykę wszystko było w wieeelkich opakowaniach: orzeszki ziemne (nie jak w japońskich sklepach po 300g, ale nawet po 5kg), chipsy, muffiny, ziemniaki, soki owocowe, mrożonki - owszem, w większości jednego rodzaju, ale były! Ja akurat nie kupowałam żadnej z tych rzeczy, ale i tak jakoś miło mi się zrobiło na duszy jak je zobaczyłam ;)
Zostałam ostrzeżona, że dobra w tym sklepie jest co niemiara, więc przygotowałam sobie 8000Y (280PLN) i zakupiłam za to: cztery serki ziarniste 400g!!! :D:D:D (jeden za 10PLN, ale nie patrzyłam na cenę i tak się opłacało w porównaniu z tym jednym malutkim co widziałam w sklepie), prawdziwe szczoteczki do zębów :D:D:D (obecnie obiekt zazdrości XD ), wielki sok mango, trzy soki pomarańczowe, sos sezamowy, trzy wielkie kartony płatków (jeeeeej, znów jakieś porządne śniadanie, a nie tylko ryż i ryż :P) i trzy wina. I siedem tysięcy poooooszło. Ale co mnie tam, jestem w siódmym niebie ^______^

A, zaczęłam też chodzić na salsę ヘ( ̄ー ̄ヘ)(ノ ̄ー ̄)ノ♪

2 grudnia 2010

kengaku

Wizyta na lekcji no jawiła mi się jako przyjemnie spędzone dwie godzinki w towarzystwie autochtonów. Potem miałam iść na imprezę urodzinową koleżanki do restauracji mongolskiej. Znakomicie. Szykowała się pożytecznie spędzona środa, a znając Japończyków spodziewałam się, że impreza zakończy się o 20, najpóźniej o 21 i akurat będę miała jeszcze czas przygotować się na czwartkowe zajęcia.
Oczywiście było zupełnie inaczej. A właściwie dalej po japońsku ;] Pamiętajcie: NIGDY nie wierzcie ich organizacji.

Po pierwsze wkopałam się jeszcze w lekcje fletu japońskiego. Mój zdrowy rozsądek coś za słabo krzyczał, że skoro flet jest o 14:30 a no o 17 to zapewne wynudzę się przez ten czas... Nie tylko się wynudziłam, ale jeszcze naraziłam na szwank moją błonę bębenkową nienawykłą do świdrujących dźwięków.
Lekcja wyglądała tak, że nauczyciel śpiewał linię melodyczną (sylabami) oraz uderzał dwoma patykami w drewniany klocek co już samo na dłuższą metę było hałaśliwe i nie do zniesienia. A do tego dochodził jeszcze dźwięk fletu, dużo wyższy niż naszego poprzecznego, niemalże fałszujący.
Oczywiście całą lekcję spędziłam w siadzie japońskim i umierałam. Do tego atmosfera była wyjątkowo podniosła, uczniowie czołobitnie (nie przesadzam) kłaniali się nie tylko nauczycielowi, ale i sobie nawzajem. Ja nawet nie próbowałam, bo na pewno wyglądałoby to pokracznie i żałośnie.

Następnie no. W świątyni. Jak się okazało oprócz mojej znajomej i jej koleżanki, która poznałam na flecie, było jeszcze tylko dwoje gajdzinów. Koreanka zdecydowanie była obznajomiona z kulturą czołobitności, całe szczęście oprócz niej był jeszcze Amerykanin - na nich można liczyć, że zawsze wypadnie się lepiej ;] :P
No było całkiem sympatyczne, tym bardziej, że znałam tekst sztuki, ale tu również sposób śpiewu był na dłuższą metę irytujący dla mych uszu. Następnie przeszliśmy do sąsiedniego pomieszczenia, które mieściło całą regularną scenę no: podest z sosnami i scenę pod dachem. Z ciekawością zobaczyłam ją na żywo, bo do tej pory znałam ją głównie ze schematów w podręczniku. Koleżanka ćwiczyła machanie wachlarzem i stąpanie po scenie, a ja zamarzałam!!! Ta ogromna sala zupełnie nie była ogrzewana i temperatura była taka sama jak na zewnątrz >>>>.> Szczękając zębami zrobiłam kilka zdjęć i filmik i uciekłam z powrotem wystawić się na ciepłą klimę.
Następnie mieliśmy jechać do parku Ohori, który był oddalony o dobre 20 minut rowerem. Stwierdziłam więc, że zostawię rower, pojadę tam razem ze wszystkimi samochodem, a potem odwiozą mnie z powrotem i do akademika wrócę już rowerem.
Jakże się zdumiałam kiedy okazało się, że w parku nie ma restauracji mongolskiej a kolejne tradycyjne zajęcia! ... A była już 20... Nic to, musiałam oglądać kolejny ceremoniał klękania przed przesuwanymi drzwiami, czołobitne ukłony i przepraszanie za to, że przerywamy lekcję, choć na pewno było to umówione. Razem z równie skołowanym Amerykaninem przesiedzieliśmy kolejną godzinę na lekcji tym razem bębenka. I podobnie jak z fletem, nie był to tylko bębenek (oczywiście koszmarnie głośny), ale również śpiew i stukanie w klocek. Umierałam, moje kolana razem ze mną.
Zorientowałam się również, że Japonka chciała mnie zawieźć ze wszystkimi do restauracji, a dopiero potem odwieźć do świątyni. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie to, że restauracja była po drodze do akademika, więc zupełnie nie było potrzeby powtarzać tej samej drogi samochodem dwa razy w te i we wte, a potem jeszcze rowerem. Jak widać dla Japończyków to nie jest takie oczywiste.
Zanim dojechałam do restauracji była 21:30. Przynajmniej jedzenie było smaczne, a ja byłam już strasznie wygłodniała. Zmyłam się jako pierwsza o 23:30 i dojechałam ledwo żywa do akademika po północy. Nawet nie próbowałam robić czegokolwiek na zajęcia, bo i tak nie byłabym w stanie.

I tak to właśnie wygląda kengaku czyli zwiedzanie zajęć po japońsku. Wszystkich atrakcji dnia starczyłoby spokojnie na trzy dni.