11 maja 2011

zar tropikow

Trzy dni temu przerzucilam sie nagle ze swetrow na sukienki i tshirty. Obcielam moje dzinsy i zaczelam spac przy otwartym na osciez oknie. W poniedzialek bylo tu 27C i bardzo wysoka wilgotnosc. Wszyscy gajdzini czekali na deszcz, ktory nie przyszedl. Przynajmniej tego dnia, bo jak rozpadal sie nastepnego to nie przestal az do nastepnego poranka. I nie mowie tu o polskiej letniej burzy co to przyjdzie, poleje i pojdzie dalej. Mowie o rzesistym deszczu, o scianie wody, ktora zaslania mi budynek oddalony o 15 metrow i nie znika przez caly okragly dzien.
Mamy tu teraz polski sierpien tyle ze w duzo wilgotniejszym wydaniu. Ja czuje sie znakomicie, inni gajdzini wlaczyli juz klimy na chlodzenie w swoich pokojach. My lepimy sie zaraz po wyjsciu z pokoju, Japonczycy wydaja sie zupelnie nie przejmowac ciepla zawiesina wiszaca w powietrzu.
Poki co jestem zachwycona, poza tym, ze znowu mam szope na glowe i nic z nia nie zrobie, bo jest za wilgotno. Dzis nie bylo nawet jak siasc na laweczkach na zewnatrz, bo wszystkie byly mokre, choc deszcz ustal kilka godzin temu. Mysle ze tak wlasnie jest w tropikalnej dzungli (w zimie :P ). Znajoma Japonka powiedziala mi, ze ten poziom wilgotnosci sie utrzyma, bedzie tylko coraz cieplej... A niedlugo przyjdzie jeszcze pora deszczowa i bedzie lalo non stop przez dwa tygodnie albo i dluzej. Rodzice, przysylajcie szybko ten stroj kapielowy.

W przyszlym tygodniu choc na chwile wyrwe sie z tej parowy - wracamy z Ola na 6 dni do Busanu ^__________^

1 komentarze:

ren pisze...

To smacznego Wam życzę na tym wyjeździe:D

Prześlij komentarz