17 października 2010

jedzenie po japońsku I

Uzbierało mi się już wystarczająco dużo doświadczeń z tutejszą żywnością, więc mogę zrobić jakąś wstępną część pierwszą. Nie wątpię bowiem, że czeka mnie jeszcze wiele niespodzianek ;)
W Osace miałam jakąś tam styczność z daniami japońskimi, ale głównie ze stołówki, więc wielkiego wyboru nie było, ale że miałam opłacone obiady, zakupy ograniczały się do przekąsek czy owoców oraz nabywania prowiantu na wycieczki.
Tutaj natomiast muszę się sama zatroszczyć o jedzenie, więc kupuję to, co miejscowi. Zazwyczaj w ciągu tygodnia, wybieram sobie jakieś bento (drugie śniadanie złożone z ryżu i różnych malutkich smakołyków: sushi, krokietów, ryby, pierożków - codziennie coś nowego) i ono starcza mi na śniadanie i obiad. Wieczorem zalewam sobie misoshiru (zupa na bazie bulionu ze sfermentowanej soi - smakuje o niebo lepiej niż brzmi) i idę na wyprzedaż do pobliskiego supermarketu. Polega ona na tym, że zupełnie świeże rzeczy, z tego samego dnia, przecenia się pod wieczór, żeby ich nie wyrzucać po zamknięciu sklepu. Im bliżej zamknięcia tym obniżka większa (do 50%), ale i trudniej upolować coś smakowitego ;)
Promocja jest też w piekarni - rozmaite nadziewane bułki i sandwiche są w cenie 100Y (3,5PLN) za sztukę. Dziś nabyłam dwie na spróbowanie i jestem nawet zadowolona, ponieważ były całkiem pikantne (choć cena 3,5 (przed przeceną 5,5) za bułkę z topionym serem jest jak dla mnie wygórowana -_-"). Tu uwaga ogólna: w Japonii większość jedzenia jest słodkawa, a prawie większość jest miękka. Noż nawet jedzenie musi być kawaii... Nadrabiam niedobory soli i ostrych przypraw jedząc ryby i od czasu do czasu jakieś snacki. Z wynalazków: chipsy o smaku takoyaki (pieczonych kuleczek z ciasta naleśnikowego z kawałkiem ośmornicy) oraz chipsy o smaku umeboshi (marynowanej śliwki) XDXDXD Moje ulubione: o smaku zielonego groszku.
Osobnym przeżyciem było kupowanie bułek :D Każdy bierze sobie tackę i szczypce do pieczywa , wybiera co chce i idzie z tym do kasy. Ja po nałożeniu bułek odwiesiłam szczypce skąd je wzięłam, żeby nie robić bałaganu przy płaceniu. No i niestety to było faux pas, ponieważ nie zauważyłam, że wszyscy inni klienci mają je dalej na tacce. Jeszcze nie przyzwyczaiłam się na tyle do japońskiego sposobu myślenia... Przecież jakżeby pani kasjerka miała nakładać wszystkie bułki (każdą do osobnego woreczka!) jednymi szczypcami. Każdy klient ma swoje, których używał, a po zapakowaniu zakupów, kasjerka wrzuca je do kosza, z którego kolejna osoba wyjmuje je i przeciera. Kami-samo, a ja odwiesiłam takie ubrudzone na wieszak, co za nieobyty ze mnie prymityw.

Płyny: litr mleka waha się od 150 do 900Y (4-32PLN). Ciężko znaleźć jakieś poniżej 3,6% Ja kupiłam 2,5% i smakuje ono jak nasze rozcieńczone skondensowane (jakkolwiek głupio to brzmi). W połączeniu z miejscową kawą (nie no, co będę kupować neskę, trzeba poeksperymentować :P ), która ma smak zbliżony do zbożowej piję codziennie napój, który trudno nazwać kawą ;] A niestety muszę pić ją przez cały dzień (stąd malutki termosik został zakupem miesiąca), bo inaczej zaczynam odczuwać znużenie i przysypiać >>.>
Soki. Byłam bardzo mile zaskoczona, kiedy kupiłam sok marchwiowo-warzywny i miał on smak słodkiej marchewki, a nie dyni. Zachęcona tym odkryciem kupiłam sok 100% marchwi i oczywiście rezultat był inny od oczekiwanego ;] Marchewka bez dodatku warzyw okazała się słonawa :/
Na tej samej promocji były jeszcze soki z zielonych i fioletowych owoców - jestem ciekawa kolejnych wyników eksperymentu :D

Niebawem na picasie ilustracje plus kilka bonusów.

2 komentarze:

ren pisze...

Bułki i czipsy niekoniecznie, ale bento i misoshiru brzmią smakowicie... Natomiast na kawę bym się nie zamieniła...

Michał Bernat pisze...

na przyszłość prymitywie pamiętaj ze gdybys w Dunkin Doughnuts kupowała pączki zasada ze szczypcami jest taka sama :P

Prześlij komentarz