24 października 2010

jedzenie po japońsku III

Dziś z cyklu Kącik makontenta - przyznajcie, że się stęskniliście ^^

Po pierwsze, kupuję jednak naczynia i sprzęty kuchenne. Nie jestem już w stanie wytrzymać diety opierającej się na smażeninie, jakkolwiek smaczna by ona nie była :/ Wczoraj usiłowałam znaleźć na śniadanie rybę z sałatką i okazało się to niemożliwe. Sałatka jest albo sama, albo z szynką, a jeśli ryba to zawsze z ryżem. Nie pozostaje mi nic innego jak zaopatrzyć się w patelnię, nóż i deskę do krojenia, a następnie testować te wszystkie dziwne składniki, sosy i półprodukty i wymyślić dla nich jakieś zastosowanie. Niby malkontencę, ale w sumie cieszę się na te eksperymenty ^^
Jedyny minus to brak białego sera :((((( Ach, już tęsknię, a co to będzie za miesiąc i dalej??? >>>.>

Irytują mnie nieco tutejsze zwyczaje zachowania się w restauracji - a raczej w izakayi, bo trzeba to jednak rozróżnić. A zatem, dygresja: restauracja to wszelkiego rodzaju lokale (także sieciowe), które serwują dany typ jedzenia (chiński, ramen - zupki z makaronem, tempurę, sushi itp.); izakaya to miejsce raczej nastawione na picie po pracy, ale także z dość sporym wyborem jedzenia, raczej ogólnego. W izakayi płaci się kolektywnie za stolik, nie spotkałam się z możliwością podzielenia rachunku. Trudno, taki zwyczaj, w Polsce też tak bywa, tyle że u nas zabiera się rachunek i dzieli zgodnie z zasadą kochajmy się jak bracia, rozliczajmy się jak Żydzi. Zasadą, dodam, rozumianą znakomicie w szerokich kręgach europejskich. Niestety, biedni ryugakuseje (zagraniczni studenci) są skazani na płacenie horrendalnych rachunków, jeśli chcą się zaprzyjaźnić z Japończykami, ponieważ zamawianie wygląda tak: najpierw wszyscy mówią, czego chcą się napić - jeśli ktoś nie jest zdecydowany dostaje piwo, potem wybiera się jedzenie, a potem Japończyk zamawia sam jedzenie dla reszty, a na końcu dzieli się rachunek po równo. I tak właśnie dziś zostałam uszczęśliwiona sałatką, na którą zupełnie nie miałam ochoty, bo wcześniej wzięłam sobie całkiem smaczną zupkę. Kufa, jak będę chciała coś dla siebie zamówić to zrobię to sama. Rozumiem, że pewnie chcą być mili i umożliwić nam spróbowanie różnych dań, ale dlaczego nikt się nie zapyta czy w ogóle mamy na to ochotę??? Tak samo wczoraj: Francuzi byli zainteresowani tylko piciem, ale Japończycy zamówili do tego kilka dań i w rezultacie rachunek był dwa razy wyższy.
Następnym razem będę chyba chamem i na początku zapowiem, że zamawiam sama dla siebie, i płacę tylko za to, co zjem, bo niby z jakiej racji mam płacić za dania innych osób.

Dla rozluźnienia atmosfery, ciekawostka japonistyczno-lingwistyczna.
Przeprowadziłam wczoraj rozmowę o kuchni polskiej, między innymi o pierogach, które są podobne do chińskich gyoza, ale się ich nie smaży tylko wrzuca na wrzątek. I zabrakło mi czasownika gotowanie na wrzątku. Japonka bez namysłu rzuciła boiru-suru (robić boilowanie - zapożyczenie z angielskiego), ale pamiętałam z lekcji u Sakamoto, że na pewno był osobny czasownik japoński. Japonka nie wiedziała jaki, więc spojrzałyśmy do słownika (znacie inny naród, który zawsze nosi ze sobą przenośne słowniki?) i oczywiście było w nim yuderu. Wniosek z tego taki, że nie ma co przesadzać z nauką japońskiego, bo i tak przeciętny Japończyk będzie na niższym poziomie, lepiej rozbudowywać umiejętności w zakresie potocznego mówienia, co czynię ^_^v

PS. Dziś był tu pierwszy deszcz, odkąd przyjechałam. Choć ja go głównie słyszałam, bo odsypiałam do połowy dnia wczorajszą imprezę :P
A tak ogólnie to wciąż chodzę nawet wieczorami w krótkim rękawku, chyba że akurat wilgotność spada i temperatura jest bardziej odczuwalna.

4 komentarze:

mama pisze...

trudno, jutro post....

ren pisze...

Biały ser to tylko u nas...

Michał Bernat pisze...

lol... a jak zobaczysz mine kasjerow w restauracji kiedy chcesz im powiedziec ze placisz(-cie) za siebie to padniesz... oni wtedy nie maja pojecia jak to zrobic, uruchamiene sa wszelkie zasoby ludzkie restaracji zeby zapobiegnac chaosowi... tym sposobem po moim obiedzie pozegnalnym w sushiya na ok 15 osob placilismy rachunek przez ponad godzine :D paranoja !!!

aneczka pisze...

:D Nie no, restauracje przy naszym kampusie są już chyba w miarę przyzwyczajone do wizyt gajdzinów :P W sushiya ostatnio pan zapytał od razu czy chcemy płacić osobno, a wczoraj jak zapytałam czy można to kasjer powiedział, że nie, bo rachunek jest już "matome", ale może pomóc w rozmienieniu banknotów ;)

Prześlij komentarz