9 maja 2010

gyaaaa!!!!

Że powtórzę: GYAAAAAA!!!!! *o* *O*

Jestem absolutnie zauroczona Hangzhou. Zaliczyłam właśnie spacer po okolicy i nie chcę wyjeżdżać z Chin. Jest tak dobrze.
Mieszkam w hotelu przy deptaku z butikami, od którego odchodzi jedna ulica z restauracjami (dziś kolacja muzułmańska ;) ), a zaraz równolegle... Miejsce, od którego zakręciło mi się w głowie. Naprawdę. Ulica przypominająca te w Kioto, z tradycyjnymi drewnianymi domkami, w których mieszczą się różniaste sklepy. I teraz już nawet nie martwię się o nadbagaż (dziś walizka ważyła już 19.5kg ;) ) tylko ile będzie ważyła paczka ;)
Ustalam sobie limit jednej rzeczy do kupienia dziennie, bo inaczej od razu wydałabym pieniądze na te powalające poduszki, buty, strappu i przede wszystkim... rzeczy indyjskopodobne :P Homek, mam pomysł na biznes - trzeba w Kraku otworzyć sklep choćby z połową tego asortymentu co tu jest plus zacząć sprzedać internetową i zbyt zapewniony. Mnie się od nawału tych kolorów i ilości aż zakręciło w głowie.
Jest też masa tradycyjnych wyrobów. I wszystko od razy w rozsądnych cenach!!! Nie jak wcześniej, że na karteczce cena 15 razy wyższa. Bierzesz i kupujesz i wszyscy mają zdrowsze nerwy.

Rany, rany, rany jestem w absolutnej euforii \^______^/ Wreszcie będzie gdzie wyjść na spacer wieczorem i problemem stanie się nadmiar ciekawych rzeczy do kupienia, a nie żal, że wokół tylko tandeta.

Strappu: +1 :P

5 komentarze:

Dorota pisze...

A zdjęcia gdzie???????

aneczka pisze...

Kami-samo... Spokojnie, po kolei. Już się wrzucają. O Pekinie przeczytałaś?

Dorota pisze...

Czy Ty kiedykolwiek widziałaś żebym odłożyła czytanie na później?

homcio pisze...

Damn, no to nawiązuj relacje biznesowe, nie???

ren pisze...

Bycie w euforii to stan godny polecenia! I pozazdroszczenia!

Prześlij komentarz