4 listopada 2006

zakupy po japońsku

Pojechałam z koleżankami do centrum Osaki i planowałyśmy wizytę w jakiejś większej księgarni, sklepie ze sprzętem elektronicznym i stujenówce. Myślałyśmy, że 6 godzin to aż nadto. Otóż nie.
shoppingu
Komentarz nie jest zbyt wyrafinowany, ale byłam już strasznie zmęczona;P To był tylko malutki fragmencik - jedna taka ulica ciągnie się dobry kilometr ma kilka przecznic, które też są równie długie i tylko miejscowi wiedzą, gdzie czego szukać. Szłyśmy na chybił trafił i udało się nam trafić do dzielnicy elektronicznej.
I w związku z tym proszę przywitać się z moim nowym przyjacielem:)
Dałam za niego tylko dwa many:D Dla niezorientowanych - nowy kosztuje 5 manów cz. 50000 jenów, po zniżkach zazwyczaj koło czterech. Ten jest używany, ale wygląda i działa idealnie. A ponieważ tyle zaoszczędziłam to może niedługo przywitacie się z przyjacielem iPodem;]
Księgarni nie udało nam się znaleźć;P Zanim pojadę do Osaki drugi raz, będę musiała zapytać jak dojść do książkowej dzielnicy:)
Bilety można kupić tylko w takiej maszynie po uprzednim zorientowaniu się, ile trzeba zapłacić. Baka aneczka nie zrobiła zdjęcia takiej tablicy, ale jak tylko będę miała okazję to nadrobię zaległości.
Na peronie ławek nie uświadczysz a wszyscy elegancko stoją w kolejkach do miejsca, w którym zatrzymają się drzwi. Oczywiście my zrobiłyśmy wiochę i stanęłyśmy pomiędzy kolejkami uradowane, że wsiądziemy pierwsze i będziemy miały miejsca siedzące;P

6 komentarze:

Anonimowy pisze...

Powodzi się - wyjazdy, zakupy... Powtórkę z wakacji masz;)

A teraz głupie pytanie (znowu się zbłaźnię u.u) - ile to będzie 2 many na złotówki? Nigdy nie umiem z jenów przeliczać...

aneczka pisze...

Przy kursie za jaki kupowałam - 520 złotych.
Dobrze, że nie próżnujesz i zostawiasz komentarze - przynajmniej wiem, że mam po co pisać:)

Anonimowy pisze...

A jak - zawsze czytam^^ Tylko z opóźnieniem odpisuję. Ale u mnie wszystko z opóźnieniem u.u

Czyli stosunkowo niedrogo. No, groszen w sumie^^ A mnie nie stać nawet na głupie denshi jisho u.u Chyba jako jdyna w grupie nie mam (no, w zasadzie mam, ale takie sprzed epoki - wielkie, ciężkie, nieforemne, na dyskietki - z łaski koleżanki u.u)

Zdecydowanie masz po co pisać, liczę na Ciebie~.^

Anonimowy pisze...

PS1. Japonia to naprawdę dwa różne światy - wystarczy spojrzeć na Twoje dwa osatnie wpisy - tradycja i nowoczesność, osobno a jednak razem^^
PS2. Jestem dumna z siebie - przed chwilą pierwszy raz w życiu sama zatankowałam paliwo^^ Teraz wszystkim się chwalę^^ Taka mała głupotka;)

aneczka pisze...

Cieszymy się razem z tobą:)
A u nas nikt nie ma denshijisho - tylko jeden chłopak, który doszedł no i teraz ja.
A z tym połączeniem tradycji i nowoczesności to nardzo interesująca sprawa - myślę, że w innym kraju to by raziło a tutaj nawet dla gajdzinów jest wyjątkowo naturalne.
Nawet panie, które nas obsługiwały w ryokanie miały za obi komórki z dzwoniącym badziewiem;]
Ale mnie najbardziej ciekawi jak to się stało, że z krzyczących samurajów tutejsi panowie zamienili się w kobiecych bishonenów. Może to historia zatacza krąg w stronę Heian;) Nagrałam nawet chód Yamashity-sana, ale głupio mi było takie bzdurki wklejać;P

aneczka pisze...

Hihi, no dobra:)
http://www.youtube.com/watch?v=Tr2RcLsaQmE
Tylko proszę mnie tu o coś nie posądzać - zainteresowało mnie to badziewie wystające z kieszeni.
Co do słowników to kwestia szczęścia - po prostu mi się udało, że był taki tani model, na który miałam ochotę. Ale był tylko jeden.

Prześlij komentarz