3 listopada 2006

Nandesukeredomo (Hiroshima, Miyajima)

Kwiatuszki dla dzisiejszej solenizantki: (mam nadzieję, że tu zagląda;)
A teraz do rzeczy:
Shinkansen nie jest tak szybki jak myślałam, ale z Osaki do Hiroszimy jechaliśmy niecałe 1.5h. To znaczy, że pewnie jest szybki, ale tak się tego nie czuje;)
Ogólnie jest tak szybki jak samolot i równie drogi, ale jest dużo wygodniejszy - spokojnie mozna sobie wyciągnąć nogi.
Tutejszy kiosk - żadnych zabezpieczeń, wszystko leży na wierzchu.
Dzieciaczki wszędzie tak siedziały - nie wiem, może to sposób, żeby je jakoś w ryzach utrzymać?..
Specjalność Hiroshimy - okonomiyaki
Zaczyna się od naleśnika:
Na to kapusta, kiełki rzodkiewki i co się chce (czyli okonomi:) - krewetki, bekon, warzywa
Potem całość ląduje na makaronie (który wcześniej tak fajnie się przerzuca łopatkami;))
I wychodzi takie coś jak na talerzu:) A wszystko na oczach okyakusama:) Tylko strasznie ciepło przy tej płycie;P
Kandelabr w autokarze do Miyajimy;]
Widok na Miyajimę z drugiego brzegu - brama torii na wysokości linii brzegowej między mną a promem.
A to w ręce to nie piwo tylko kawa:) (Aha, tutejszy zwyczaj salarimanów spiących we wszelkich środkach transportu jest wyjątkowo zaraźliwy;P)
Na miejscu trochę się rozczarowaliśmy, bo każdy spodziewał się ryokanu w stylu shinden-zukuri a okazało się, że będziemy mieszkać w hotelu z washitsu, po którym chodzi się w yukatach.
Zabezpieczenie naszych bagaży;]
Itsukushima jinja:
A tu rano jak jest otoczona wodą:
Obowiązkowy spacer po straganach z pamiątkami:
I główna atrakcja Miyajima: (to jeden z trzech najpiękniejszych widoków Japonii)
Wieczorem:
W nocy:
I wczesnym rankiem:
Nasz pokój:
I z futonami:
Wszyscy spieszą na kolację:
Do tego pokoju:
Taki zastałam zestaw:
Potem co chwilę nam coś donosili:
Hihi, nawet nie chcę myśleć, ile zasad regulaminu jedzenia takiego obiadu złamaliśmy;P
Ogólnie karta dań liczyła 17 pozycji i był to najdroższy obiad w moim życiu - podejrzewam, że na osobę wyszło z tysiąc złotych. I teraz będę bluźnić - wolałabym zjeść 10 razy tańszy obiad w kaitenzushi cz. takim barze sushi z taśmą, po której jeżdżą talerzyki z sushi. To w większości nie były zbyt smaczne rzeczy, albo nie na tyle, żeby za nie tyle płacić. No chyba, że ktoś lubi surową rybę, małże o smaku zbliżonym do wątróbki, ale takie jakby żylaste i bardziej galaretowate, mięso z głowy ryby, która się w ciebie patrzy (to akurat po zabawie w dorabianie uśmiechu pstrągowi w Szczawnicy niewiele mnie ruszyło;). Naprawdę smakowało mi to, co można dostać w każdej restauracji.
Onsen też nie był gorącym jeziorkiem pod gołym niebem otoczonym głazami tylko basenem z bardzo ciepłą wodą. Ale jak już miałam okazję, to spróbowałam (z oczywistych powodów zdjęć nie robiłam:) - samo siedzenie w wodzie jest przyjemne, ale po rozlicznych zachwytach Dżapańców, spodziewałam się czegoś więcej. Naprawdę fajnie było jak już się wyszło - zdecydowanie czuć było, że ciało się zrelaksowało i rozluźniło.
Potem zwiedzanie muzeum w Hiroszimie i parku Pokoju. Nie wiem, czy wiecie coś o żurawiach z origami, jakie się tam zostawia:
Dziewczynka cierpiąca na chorobę popromienną zaczęła je składać, bo usłyszała, że kto złoży ich tysiąc, tego życzenie się spełni. Niestety zmarła, ale do tej pory zostawia się żurawie w intencji zmarłych od bomby ludzi.
I jeszcze Shukkeien czyli miniaturowy ogród koło Muzeum Narodowego w Hiroszimie (mają mój ulubiony obraz Kandinskiego^____^ Po raz pierwszy się cieszyłam, że dali nam tyle czasu wolnego;))
Ponieważ tłumy się dopominają o zdjęcia bishonenów to dziś malutki rzucik:
Yamashita-san uczy nas jak się obsługuje chochelkę do mycia rąk w świątyni:) Ale najbardziej lubię go za to, że mówi tak, że czlowiek nie czuje się jakimś przygłupem. Na przykład: ..shinkansen to iu totemo hayai densha (shinkansen czyli bardzo szybki pociąg). No myślałam, że odpadnę jak to usłyszałam;] Niestety oprowadzała nas babcia, która tak wszystko zawoalowywała keigo, że prawie nic nie zrozumiałam. I do tego co drugie zdanie kończyła "nandesukeredomo" (naprawdę - specjalnie słuchałam).
I jeszcze taki pozytywny osobnik:)
Hai, oshimai!



6 komentarze:

Anonimowy pisze...

Sugeeee !!!
Wiesz co Aniu dobrze,ze pojechalas tam :D Masz naprawde fajne wakacje a Twoj blog sprawil,ze nabralem ogormnej motywacji by walczyc o taki wyjazd :D Jak ogladam zdjecia i czytam to co napisalas, odrazu chce sie dzialac :) Bardzo sie ciesze razem z Toba,ze wyjazd udany. Pozdrawiam goraco. papa

Anonimowy pisze...

P.S.
Czekam z na kolejne epizody :D

Anonimowy pisze...

czesc aneczka! gratuluję i zazdroszczę takiej cudownej przygody, codziennie sprawdzam noinki i z przyjemnoscia ogladam zdjecia. mila to odskocznia od mojej małej medycznej rzeczywistosci.pozdrawiam Cie bardzo serdecznie, zycze jak najwiecej owocow tej upragnionej (rowniez dla mnie) podrozy! i do zobaczenia w już NASZYM szarym krakowku!
caluje

aneczka pisze...

O kurcze, Asiu, zaskoczyłaś mnie:) Nie sądziłam, że wywiad działa aż tak dobrze;P Ciekawe kto tu jeszcze zagląda..

Anonimowy pisze...

jak masz adres w info to co sie dziwisz!;):):)pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Zdjęcia z wyprawy na Miyajimę cudowne! I choć to tylko zdjęcia, emanuje z nich niezwykły spokój... A co dopiero być tam samemu, to chyba niesamowite przeżycie:) Świątynia i torii przepiękne! I morze (kocham morze:).

Ten pan Yamashita to kurczę całkiem niach niach jest^^, proszę o więcej zdjęć;)

A ten osobnik z ostatniego zdjęcia wygląda zupełnie jak Tadanobu Asano**... Kurcze, piękna ta Japonia;P

U Ciebie cieplutko a Polskę śnieg zasypuje (chociaż ja bardzo lubię śnieg) i zimno strrrasznie...

Prześlij komentarz