19 listopada 2010

sumo

Przyjechałyśmy kupić bilety koło 10 i całe szczęście jeszcze były ^^ Ba, okazało się, że możemy kupić nawet jeden dodatkowy dla Oli, choć w regulaminie było napisane, że jeden bilet dla jednej osoby. Poza dwoma Japończykami do kasy podchodzili tylko obcokrajowcy XD
Najważniejsza grupa miała mieć swoje wejście na arenę dopiero o 15:30, więc w międzyczasie pojechałyśmy na zwiedzanie okolicznych świątyń. Okazało się, że w okolicy jest kilka naprawdę ważnych historycznie, między innymi najstarsza świątynia zen w Japonii o.O Nie sądziłam, że aż takie cuda są w Fukuoce... Niestety, w świątyniach napstrykałam tyle zdjęć, że skończyła mi się bateria -_-" Tato, nie wzdychaj, byłam pewna, że drugi akumulator jest naładowany... Nie był, więc z samego sumo mam tylko kilka zdjęć Aśki :/ Ale nawet jakbym robiła swoim to wielkiej różnicy by nie było.
Wróciłyśmy o 15 i zdumiał nas tłum pań po 40 przepychających się nawzajem w "sznureczku" przy wejściu na halę. W środku również panie również czatowały na przechodzących zawodników. Po raz kolejny byłam przerażona jak wielką siłę fizyczną potrafią przejawić drobne Japonki, jeśli zajdzie taka potrzeba - jedna babunia mało mnie nie stratowała pędząc z aparatem fotograficznym. Ja popatrzyłam z zainteresowaniem, ale nieprzesadnym, bo niestety miałam sporą przerwę w oglądaniu turniejów, a mój ulubiony zawodnik przeszedł na emeryturę :( Byłam jedynie mimo wszystko zaskoczona rozmiarem zawodników - są sporzy wszerz, to normalne, ale są również mooocno rośli. Ale samych zawodników widziałam już podczas wieczornych przejażdżek rowerem, więc skupiłam się raczej na kupowaniu pamiątek ^^ Strappu: +1 ;)
Nasze siedzenia znajdowały się na 2 piętrze, w rogu, ale i tak zaskakująco dobrze było widać ring ^^ Miny jednak trochę nam zrzedły, gdy w pewnym momencie za nami usadowiły się dzieci z przedszkola... I nie tylko za nami - wrzeszczące dzieciaczki siedziały we wszystkich czterech kątach. I były zaskakująco zaangażowane w oglądanie: nieustannie komentowały, dyskutowały i dopingowały zawodników. Chciałam poczuć atmosferę widowni to poczułam, ale po jakimś czasie przeniosłam się na miejsce stojące nieco oddalone od irytującego szczebiotu.
Z żalem patrzyłam też na masę pustych miejsc poniżej nas - gdyby to była Polska już dawno siedziałabym bym tam siedziała, ale z Japonią nigdy nic nie wiadomo :/ Miejsca wokół ringu były za to zapełnione.

Same mecze były interesujące - do gustu przypadł nam zwłaszcza jeden, wygrany przez wypychanie przeciwnika brzuchem XD - jednak dużo lepiej ogląda się je w telewizji. Jestem raczej za okrojoną wersją, skoncentrowaną na walkach, a nie każdorazowym kilkuminutowym straszeniem przeciwnika. Nie mówiąc o zbliżeniach i powtórkach.
Nie żałuję jednak tych 2 tysięcy jenów, bo siedząc przed telewizorem nie można się aż tak wczuć w atmosferę na widowni. Nie mówiąc już o niemożności usłyszenia kilkulatka nazywającego zawodników przystojniakami XD

3 komentarze:

neko pisze...

Oj tam, oj tam. Przeszkadzają Ci rozkoszne japońskie przedszkolaki?

aneczka pisze...

Dla mnie to przerażające hałaśliwe monstra.
Nie wiem, może zawody sumo to jedyna szansa w roku, żeby sobie bezkarnie powrzeszczeć?

neko pisze...

Ja tam nie wiem, może na Twej Południowej Wyspie żyje inny gatunek przedszkolaka, bo moje były aniołkami i nigdy nie wrzeszczały.
Albo ktoś dosypywał im coś do ryżu XD

Prześlij komentarz