- Dzień 3




Za Figueres jest już tylko jedna stacja na granicy z Francją a pociąg przyjechał dwugodzinnym opóźnieniem, w związku z czym wyruszyliśmy o 19 a w Barcelonie byliśmy o 23.30 *ARGH* Całe szczęście, że nie rozumieliśmy komunikatów, które co chwilę rozbrzmiewały w głośniku, ale po reakcjach Hiszpanów można było mniej więcej oszacować jak długo będziemy stać w polu tym razem. Ale jak jakieś 20km przed Barceloną padło słowo terminado straciłam już całkiem cierpliwość i udałam się w nieklimatyzowane (zimno! gdzieś w Hiszpanii może być zimno!) miejsce odosobnienia, żeby nie przywalić w twarz komuś postronnemu ;P Vqrv wyjazdu:

Na fiestę oczywiście poszliśmy, bo zdecydowanie tego potrzebowałam - na vqrv najlepszy jest alkohol ;] Zresztą Plan był to trzeba go było zrealizować niezależnie od obsuwy ;]
Fiesta Gracia to coś niebywałego - jedno z cyklicznych świąt w Barcelonie, odbywające się w sierpniu. Udało się nam idealnie, ponieważ tygodniowa impreza zaczęła się dokładnie w dzień naszego przyjazdu. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam - przez cały tydzień, do 3 bawi się cała dzielnica - dekoruje się kilka ulic, które biorą udział w konkursie na najlepszy dizajn ^^ Niektóre były naprawdę pomysłowe. Oprócz tego, na końcu każdej z tych ulic, na skrzyżowaniu odbywa się koncert (myśmy zaliczyli około 6,7 - reggae, rock, jakieś lokalne disco-polo; żałowałam tylko, że nie było nic typowo hiszpańskiego, jakiejś samby, flamenco itp.) a wokół leje się mojito, caipirinha, piwo oraz rozchodzi zapach jedzenia. A po ulicach przelewają się tłumy ludzi wędrujące od koncertu do koncertu i podziwiające dekoracje.
No normalnie jedna wielka impreza - tak typowo po hiszpańsku - jestem zachwycona, że udało się nam na nią trafić ^_____^



- Dzień 4



Udało nam się załapać również na tapas-party u naszej gospodyni ^__^v Zaprosiła swoich znajomych z Gwatemali i Ekwadoru i każdy miał zrobić jakieś tapas albo coś z okolic tapas (czyli czegoś w rodzaju przekąsek do piwa). Oj, pyyyyyszne to było *o*

Kolejne przygody z kolejami hiszpańskimi: pamiętajcie, nie wierzcie temu, co wyświetla tablica na peronie tylko patrzcie na przód pociągu, bo przez przypadek możecie wsiąść w zły pociąg.


Poza tym, na bilecie ma się napisany numer bramki, ale nie wiadomo, w którą ona jest stronę. Ba, w ogóle nie wiadomo, w którą stronę są bramki. Kolejna wizyta w informacji i już wiadomo, że trzeba przejść przez niepozorną bramkę i dopiero za nią jest lotnisko właściwe. Koszmar.

Misz-masz:
Nie mam powodów do narzekania przynajmniej jeśli chodzi o obsługę informacyjną w Hiszpanii - wszędzie można się dogadać po angielsku w podstawowych sprawach, na lotnisku jest specjalna pani "I" przy automacie do biletów a na ważniejszych stacjach, pan "I" wskazujący odpowiedni kierunek:








1 komentarze:
ech te mojito na ulicach Barcelony a wokol wielka fiesta - niezapomniane i bezcenne;)
Prześlij komentarz