11 września 2009

eurotrip: Paryż, cz.2

Dzień 2
  • Wersal
Jestem pełna podziwu dla Ludwika - facet miał pomysł i zrealizował go z rozmachem, bez jakichś półśrodków i krygowania się ;] No ale jak się było królem mocarstwa to można sobie było na to pozwolić :D
Sam pałac trochę mnie znużył po jakimś czasie, bo jednak pokoje za bardzo się od siebie nie różniły i trochę żałowałam, że nie pokazywały tak naprawdę jak ci ludzie wtedy w nich żyli, tylko służyły za pomieszczenia do ekspozycji obrazów. Dlaczego wycieczka nie obejmuje na przykład królewskiej łazienki albo pomieszczeń dla służby albo kuchni? Szkoda.
Za to Sala Luster miażdży... Ale tu musiały być bale...
Bardzo mi się podobały te maluteńkie łóżka z fuuuch! wysoko umieszczonym baldachimem ;]
Hihi, jakoś tak socjalistycznie swojsko :D Nie ma obrazu to wywieśmy bon zastępczy ;] XD
Największy rozmach widać w ogrodach. Ach i och.
Nie omieszkałam zburzyć nieco podniosły nastrój siedziby królewskiej śniadaniem złożonym z przaśnej kiełbasy i bagietki ;]
Niedaleko Wersalu znajdują się pałacyki i włości Marii Antoniny. Najbardziej rozwaliła nas wioska typu Disneyland: estetyczna, sterylna i wypiękniona wersja wsi dla arystokratów ;] ;] ;] w której właścicielka, przebrana za pastereczkę doiła wymyte krowy XD
A ta latarenka morska nad jeziorem to majstersztyk.
Pomimo całej szydery z pomysłu, wioska naprawdę mi się podobała :) Choć nierealna, jest bardzo malownicza ^^
Najbardziej podobało mi się to, że przez cały dzień z lubością prażyłam się w słońcu, stojąc na przykład z zachwyconą miną w kolejce do Wersalu, podczas gdy inni chowali się pod gazetami i byłam absolutnie zachwycona, że wreszcie jest mi ciepło ^____^v I byłam pewna, że jest z 28C. A wieczorem dowiedziałam się, że było 38C XD A ja chodziłam w rybaczkach ;P Klimat Paryża rządzi ^^
  • La Defense
Pociągiem przenieśliśmy się błyskawicznie w zupełnie inny świat ^^ I już pierwszy widok mówił, że jest OK :D

Dzielnica La Defense, zbudowana na przełomie lat 80 i 90 w założeniu miała być mieszkalna, ale okazała się niestety zbyt nowoczesna i "zimna" i teraz mieszczą się tam jedynie siedziby firm.
Ja jestem nią zauroczona - to zdecydowanie moje ulubione miejsce w Paryżu. Mogłabym godzinami siedzieć na schodach nowego Łuku i patrzeć na okolicę.Deser, jak przystało na deser francuski, był pyszny, ale kelner zażądał zapłaty jeszcze w trakcie jedzenia *grrr*
Dzień 3
  • Luwr
Mnie Piramida zupełnie nie przeszkadzała ;] Jak to w Paryżu - bardzo udane połączenie Nowego i Starego, imo.Wszystkie hajlajty zaliczone ;] Mona Lisa jest przereklamowana, nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, zwłaszcza z 5 metrów, widziana między ramionami tych, co bardziej się pchali.
Wenus wydaje się jeszcze bardziej naga, jakby starała się okryć przed tymi wszystkimi fleszami.
Samo muzeum zrobiło na mnie wrażenie głównie swoim rozmiarem - nie spodziewałam się, że jest aż tak rozległe. Kolekcja jest również imponująca - praktycznie każdy obraz widziałam w jakimś podręczniku o sztuce, ale realizm i klasycyzm to jednak nie moje klimaty. 3.5h wystarczyły na zwiedzanie a ja pokrzepiłam się lansiarsko kawą ze Starbucksa ;P
  • Les Halles
czyli Hale, czyli Hala Targowa. Kolejna budowla stworzona przy okazji Wystawy Światowej i jedyna, która Paryżanom nie przypadła do gustu. Wcale się nie dziwię - jest koszmarnie brzydka. Choć z drugiej strony i tak ciekawsza od naszych klockowatych domów towarowych z lat 50-60 ;]
Szliśmy do centrum Pompidou, ale okazało się, że jest to pierwsze muzeum z rozlicznych, w których już byliśmy, które nie posiada przechowalni bagażu (nasza poprzednia host wyjeżdżała, więc rano musieliśmy się wyprowadzić z dużymi plecakami). Postanowiliśmy więc pójść do d'Orsay. Po drodze zaliczyliśmy kolejne brzydactwo:
Niestety, okazało się, że w muzeum d'Orsay również nie ma przechowalni, więc zrobiliśmy sobie dalszy spacer z plecakami wzdłuż bulwaru Saint-Germain - bardzo pięknego przykładu paryskiej architektury. Zwłaszcza sąsiadujące uliczki są przepiękne.
Dotarliśmy nad Sekwanę w pobliżu naszego nowego mieszkania i zrobiliśmy sobie odpoczynek na ławce. Jednak po godzinie, mimo bólu nóg po całodziennym chodzeniu, pojechałam do d'Orsay, które w czwartki, jakże wygodnie, jest otwarte do 21.45.
Poleciałam od razu na ostatnie piętro na impresjonistów, spędziłam przed obrazami z godzinę i pobiegłam na dół, zobaczyć resztę. Jednak po 15 minutach musiałam sobie siąść, bo moje nogi odmówiły już współpracy. Przysiadłam więc na 5 minut i zaraz wstałam, bo jakże tak siedzieć jak tyle rzeczy jeszcze do zobaczenia. Ale poruszała mną już tylko silna wola ;P

W muzeum zrozumiałam wreszcie dlaczego te obrazy impresjonistów są tak znane. Większość widziałam oczywiście w albumach, ale to na żywo robią naprawdę wrażenie. W obrazy Moneta mogłam się wpatrywać po 15 minut i w ogóle się nie nudziły. Żadne zdjęcie czy reprodukcja nie odda wrażenia jakie robi oryginał.
Wróciłam do mieszkania ledwo powłócząc nogami gdzieś po 22 i przeniosłam się do rzeczywistości wirtualnej natomiast baranek udał się na spacer wzdłuż Sekwany.

Dzień 4
  • Wieża Notre Dame
Mieliśmy dużo czasu, więc ustawiliśmy się grzecznie w kolejce i po odstaniu ze trzech godzin mogliśmy się cieszyć kolejnym widokiem Paryża ^^ Gargulce są śliczne ^^

  • Pompidou
Muzeum sztuki nowoczesnej - moje drugie ulubione miejsce w Paryżu. Nie spodziewałam się, że aż tak mi się spodobają współczesne konceptualne twory a tu proszę ;P Oczywiście na wystawie Wielkich (Picasso, Miro, Braque, Dubuffet, Pollock, Rothko - wszyscy najważniejsi artyści ostatnich 60 lat mieli tu swoje dzieła - nie wiedziałam na co patrzeć, tyle tam było Dobra :D ) spędziłam z półtora godziny, ale również na czasowej ze sztuką kobiecą bardzo dobrze się bawiłam.

I co ciekawe, o ile we wszystkich zabytkach czy muzeach Polaków jest tyle, co wszystkich innych nacji, tak w d'Orsay i Pompidou byliśmy w większości ^___^v
Chyba moje ulubione zdjęcie z tripa ^^

Ciąg dalszy zabaw z kiełbasą ;P Na mój gust salami było jednak za tłuste i trzeba było wydłubać choć część tłuszczu ;]
Zdecydowanie preferuję inny typ jedzenia. Muszę znaleźć jakieś dobre quiche w Krakowie ^^ Bo to, że dobrych croissantów nie ma to już wiem po researchu po nartach ;]
Ostatnia noc w Paryżu - dołączyliśmy do połowy miasta, które piknikowało sobie spokojnie nad Sekwaną, choć zapewne zakaz picia alkoholu w miejscu publicznym obowiązuje tak samo jak u nas ;] Ale spróbuj otworzyć tylko piwo nad Wisłą a zaraz zza krzaków wyskoczy policjant ;]
I jeszcze mieliśmy dodatkowe atrakcje w postaci sznura barek wypełnionych ludźmi ze świecami, śpiewającymi psalmy a następnie procesji idącej za naszymi plecami. Nigdy bym się nie spodziewała, że w laickim Paryżu aż tak hucznie obchodzi się wigilię 15 sierpnia.
Ostatni widok Paryża - godzina 3 w nocy, jedziemy na samolot do Barcelony o 5.30 ^^
Teraz, już po całej wycieczce stwierdzam, że Paryż to moje ukochane miasto - wprost idealne dla mnie: piękna, zwarta, tradycyjna zabudowa, idealnie pasująca do rozmaitych nowoczesnych detali upakowanych tu i ówdzie, wspaniałe muzea, na czele z Pompidou, dzielnica La Defense, która jest tak piękna mimo tego chłodu nowoczesności i szklanych ścian, genialny klimat (ciepło i sucho, właściwie przez cały rok^^), przyjaźni i tolerancyjni ludzie, francuskie jedzenie, kosmopolityczna atmosfera no i to metro ;P To zdecydowanie miejsce, w którym mieszkanie się nie nudzi.
I zupełnie mnie nie dziwi, że kiedyś było stolicą świata - te wszystkie ogromne kamienice, które kiedyś przecież były stawiane na zamówienie jednego człowieka a nie spółdzielni ;), pałac za pałacem stojący wzdłuż Sekwany i wszechobecny powiew dawnego dobrobytu unoszący się nad całym miastem naprawdę robią wrażenie. Arystokracja musiała tu niesamowicie trwonić pieniądze na każdym kroku (bo nawet teraz atmosfera zachęca do zrobienia jakiegoś balu ;)), że nic dziwnego, że lud się w końcu zirytował ;]
Amsterdam to jeden wielki chillout - ludzie włóczący się po uliczkach, imprezy, dżointy, relaks - fajne miejsce na wypad weekendowy. Paryż to miasto z klasą - miejsce, które się nie nudzi i wprawia w zachwyt na każdym kroku. Nie być tam to nie znać świata ;) Absolutne must see ^^

11 komentarze:

Unknown pisze...

Ah, jestes niesamowita. Ja przez dwa miesiace w Edynburghu zwiedzilam moze 1/10 :/ blagam zabierz mnie w przyszlym roku ze soba, bede Ci nosic plecak :D

p.s tak wiem, za duzo "ah" zawsze i wszedzie, kajam sie :P

aneczka pisze...

Nat, nie kajaj się, to jest takie stajli raperskie :D

Ha, póki co nie mam nawet pomysłu na przyszły rok ;) Poza tym, że raczej będzie to Azja, najlepiej muzułmańska. Ale lista towarzyszy jest zawsze otwarta ^^
Tylko ostrzegam, że zobaczenie wszystkiego wiąże się z wytrzymaniem mnie w stanie podirytowanym i pospieszającym ;P

Unknown pisze...

Moge uzyczyc swoj Powroz Smierci do poganiania :D

aneczka pisze...

XD
Kuszące :D

homek pisze...

Ja też reflektuję. o ile Nat stawia:P

Unknown pisze...

Sory, nie wygralam w totka, Elfka - nie bedzie auta :/
Moge Ci postawic co najwyzej lizaka :D ewentualnie Irn Bru jak juz bedziemy na miejscu :P

aneczka pisze...

Ja też nie :/ No cóż, doceniam chęci i gotowość do podwyższenia mojego standardu życia :D
O, ja zdecydowanie bardziej reflektuję na alkohol niż na słodycze. Choć akurat Irn Bru to bardziej słodycze ;] Optuję za prymitywnym piwem lub mniej prymitywnym winem ;)

Anonimowy pisze...

to może ja też się do Azji za rok załapię? :P bo na razie naszym największym sukcesem jest samodzielny weekendowy wyjazd na działkę :DDD
nina

aneczka pisze...

Hihihi, może ja zamiast tych tłumaczeń zajmę się organizowaniem wycieczek dla znajomych? :D

Anonimowy pisze...

a wiesz, że to całkiem dobra myśl? :D szkoda, żeby taki talent się zmarnował! :) jako profesjonalny doradca zawodowy:P proponuję Ci wykorzystanie naturalnego potencjału i wybranie takiej ścieżki rozwoju zawodowego :D dla dobra samej siebie i nas wszystkich :DDD tylko czy nas będzie stać na Twoje usługi? ;-)

aneczka pisze...

Stać to na pewno, jakąś promocję na początek się zrobi ;) Tylko obawiam się, że po jakiejś większej wycieczce zostanę bez znajomych ;P

Prześlij komentarz