- Dzień 1
Najpierw odczuwało się różnicę w temperaturze (a raczej nie tyle w temperaturze, bo była taka sama co w Paryżu, ok 35C, tylko w wilgotności - powietrze było takie nieprzyjemnie lepkie) a zaraz potem w architekturze. Nie mogę się zdecydować czy wolę kamienice paryskie czy barcelońskie ;)


Casa Milo:



Tuż przy morzu znajdował się drugi najważniejszy punkt programu ;) Czyli dzielnica gotycka Barri Gothic - to właśnie tu znajdują się te wąskie, malownicze, klimatyczne uliczki, z których Barcelona słynie. Robiłam zdjęcie w każdej jednej, z różnych stron i cały czas wydawało mi się, że mam tych fot za mało ;P
No ale czy można się oprzeć takim widokom?







Chciałam się tylko podzielić smutną historią La Boquerii - starożytnej hali targowej, istniejącej od kilku wieków. Figurowała we wszystkich przewodnikach, ale trochę nam zeszło zanim ją znaleźliśmy. Widok był opłakany - brud, smród, atmosfera ruskich targów. Na pięknym, starożytnym placu otoczonym kolumnami zbudowano wielki blaszak ze "szczękami", który teraz stoi zamknięty :/ Nawet nie było jak zrobić zdjęć tych kolumn... Zresztą szybko stamtąd zmykaliśmy, bo kręciło się sporo dziwnych typów podejrzanej prowieniencji.

Baranek zażyczył sobie wizyty w oceanarium ;D



- Dzień 2
Park jest rewelacyjny - rozległy, z pięknym widokiem na miasto i z oryginalnymi... hmm... lokacjami architektonicznymi ;P bo jakiejś konkretnej funkcji poza ozdobniczą to one nie spełniały ;) Zaskakujące było tylko to, że "park" nie przypominał w niczym "parku" w naszym rozumieniu ;) To znaczy można się było spodziewać, że przy takiej temperaturze nie będzie tam jakiejś bujnej roślinności, ale zaskoczył mnie widok suchej ziemi, a właściwie nie ziemi tylko proszku ziemnego, na którym rosły kaktusy i niskie krzewy. Trochę drzew też było, ale musiałam nieco przesunąć pole semantyczne słowa "park" ;)








Sagrada Familia:




Byłam pod niesamowitym wrażeniem głównie tego jak musi wyglądać projekt - przecież te wszystkie detale trzeba było dokładnie rozrysować a to nie są jakieś proste linie tylko wykrętasy z zawijasami. Gaudi to geniusz. Podziwiam również decydentów - zatwierdzenie projektu katedry przypominającej potwora musiało wymagać sporej odwagi.
W poszukiwaniu kolejnego obiadu znów łaziliśmy po ulicach i wydawało się, że nic nie znajdziemy, bo była niedziela po południu a dzielnica nie była zbyt jedzeniowa, ale znowu nam się udało :D Jak tylko zobaczyłam faceta w białym podkoszulku wchodzącego do lokalu już wiedziałam, że to nasz kolejny spot :D
Udało nam się znaleźć sklep serwujący croquettes - i pani sprzedawczyni nawet mówiła trochę po angielsku. Na pytanie co jest w tych krokietach powiedziała: cheese... hmm... cheese... cheese and chicken... cheese a tu jeden krokiet wyglądał jak racuch, drugi jak klopsik trzeci jak drożdżówka. Wzięłam trzy zupełnie różne, ale w smaku były takie same ;P No cóż, cheese :D
A w momencie jak powiedziałam, że przydałoby się do nich piwo obok usiadł pan z kuflem napoju mlecznego. Jak miejscowy pije, znaczy że dobre, więc po chwili byłam zaopatrzona w jugos z mango. Dooobre :D Taki trochę rozwodniony shake.

Wzgórze Montjuic ze stadionem olimpijskim (brzydki, wygląda jak arabski pałac, zupełnie od czapy). Mnie dużo bardziej podobały się znajome słupy z drutami pod Zniczem :D



7 komentarze:
Tłuszcza jest zachwycona :D kocha fontanny, a takie z (uwaga, ulubione słowo :D ) ILUMINACJĄ to już w ogóle ;)
Szkoda, że na Wawelu nie, prawda? Chociaż tam znowu sa inne atrakcje
Hmm, to może jeszcze film wrzucę z tymi fontannami...?
Łiiiii! :D
Dawaj film!!!
Hihi, nie spodziewałam się aż silnego odzewu ;P Dobra, film wrzucę wieczorem, bo teraz nie mam go przy sobie.
A może w ogóle zrobię jakąś notkę-suplement z filmikami, bo trochę ich nakręciłam ;)
była paella, była sangria a Vicky, Christina?
trzaska
Prześlij komentarz