26 lipca 2008

rumuński tygielul: słowo wstępne

Przeżyłam wyjazd ze Starszymi ;) ;P Pojechałam do Rumunii bez większych oczekiwań a spędziłam naprawdę wspaniały urlop. Ekscytujący z wielu względów ^^ Głównie z powodu samego kraju, oczywiście.
Planowałam jedną notkę po wyjeździe, ale Rumunia okazała się tak różnorodna i bogata w atrakcje, że postanowiłam podzielić wrażenia na posty tematyczne. Dziś spostrzeżenia ogólne, reszta będzie się pojawiać sukcesywnie.

Rumunia to niesamowicie zróżnicowany kraj. W praktyce wygląda to tak, że nigdy nie wiadomo jak będzie wyglądać następna dolina, do której się wjedzie. Może mieć zupełnie inny typ zabudowy, inne stroje i język, którym posługuje się większa część ludności. Nie mówiąc o topografii.
Od razu widać, że to głównie kraj rolniczy. Nigdy nie było tu wielkich posiadłości ziemskich, kniaziów, wojewodów i innych panów udzielnych. Większość majątku była w rękach samych rolników i to widać. Głównie po bogatych zabudowaniach wsi. Właściwie nie spotyka się w Rumunii pałaców, natomiast same domki chłopskie, nawet te średniowieczne, mają wyjątkowo wysoki standard.
Niestety, obecnie Rumuni są raczej biedni. Stare wioski są wyjątkowo imponujące, natomiast współczesne miasta są raczej przygnębiające: szare i smętne. Średnia krajowa to jakieś 800 złotych i tyle zarabia większość ludzi. Natomiast ceny wszystkiego: jedzenia, ubrań, zakwaterowania są dokładnie takie jak u nas. Benzyna jest tańsza o jakieś 50 gr. Większość ludzi ma przydomowe ogródki i chyba tylko dzięki nim udaje im się przeżyć. Samych sklepów jest niewiele, przez te dwa tygodnie widziałam około 10 hipermarketów a przejechaliśmy w Rumunii 2000 km. Jeżeli we wsi trafi się sklep to przypomina nasze z wczesnych lat 90.

Drogi
Ludzie są biedniejsi to i mają mniej samochodów, więc ruch jest mniejszy niż u nas, ale same drogi są gorsze: węższe i dziurawe. Ale to się zmienia i to szybko. Praktycznie w każdej wiosce robi się kanalizację, kładzie nowy asfalt i buduje drogi szybkiego ruchu w górach. Zazwyczaj bardzo porządnie i bez fuszerki. Niejednokrotnie zaskakiwała nas nowiutka, szeroka droga powiatowa, po której prawie nikt nie jeździł.
W większości są dość dobrze oznaczone (mowa o znakach, bo z białymi pasami i słupkami wzdłuż drogi jest już bardzo kiepsko), ale zdarzają się nieprzyjemne atrakcje. O tym później.
Rzadkością są znaki pierwszeństwa, więc trzeba się mieć na baczności, ale kierowcy są tu bardzo uprzejmi, więc nie jest to tak bardzo odczuwalna niedogodność.

Jedzenie
Jeśli o mnie chodzi, jeden z nielicznych minusów. Nie bardzo miałam co jeść. W menu nie występowały dania jarskie. Tylko naleśniki jako deser. I czasem dwa rodzaje spaghetti. Przez jakiś czas żywiłam się kaszą kukurydzianą z ostrym białym serem, ale ile można jeść węglowodany i cukry :/ Sałatki: cebula w plasterkach; pomidory w plasterkach; ogórki w plasterkach. Czasem zdarzy się z białej kapusty a w nielicznych restauracjach jakaś bardziej skomplikowana, którą można zjeść na obiad.
Natomiast jeśli ktoś lubi mięso, a zwłaszcza baraninę, nie będzie miał problemów ^^ Baranina w różnych postaciach jest właściwie wszędzie a dania mięsne nie różnią się od naszych. Może są trochę bardziej tłuste, ale to też zależy od restauracji.
Tylko jak już pisałam, nie ma co liczyć na tanie jedzenie. Zupa kosztuje średnio 6 złotych, drugie danie około 15.
W sklepach jest dużo produktów polskich (Kubuś, Tymbark, Lubella XD), więc jak ktoś chce sobie zrobić jedzenie sam, nie będzie miał problemów.

Ludzie
Baaardzo sympatyczni i pomocni. Po paru dniach umiałam się już dogadać w najważniejszych kwestiach, ale początki pytania o drogę były oczywiście trudne. I już pierwszego dnia zaskoczyła mnie uprzejmość ludzi. Jedna babunia widząc, że zupełnie nie rozumiem co do mnie mówi, wsiadła do naszego samochodu i pojechała na miejsce z nami.
Bardzo dużo osób mówi w obcych językach. Parę razy opadła mi szczęka jak facet ze wsi, która miała może z setkę mieszkańców zaczął mówić po francusku.
Raz zostaliśmy też poczęstowani ciastami z ogromnej tacy oraz pączkami z miednicy.
I jeszcze jeden cudowny zwyczaj: w paru pensjonatach panie częstowały nas ręcznie pędzoną rakiją XD

Język
Bardzo ciekawy. Wyraźnie widać w nim łacinę: bardzo dużo czasowników kończy się na -are. Rytm też jest bardzo łaciński, ale w fonetyce słychać wpływy słowiańskie. (Jotacja i dużo "cz" :D )
Niestety, nie jest właściwie podobny do niczego i zazwyczaj trudno się domyślić co znaczy dane słowo. Trzeba wiedzieć. Chyba najlepszym zakupem przedwyjazdowym były rozmówki polsko-rumuńskie.
Bardzo szybko urzekła nas wszystkich końcówka -ul. Dodawana tam, gdzie u nas jest -um: muzeul, liceul itp. ale również do zupełnie niespodziewanych wyrazów: filmul, parkul, complexul. Ale mnie najbardziej rozwalił windowsowy mój computerul oraz hardware-ul *rotfl*

Teraz czeka mnie segregowanie około 3 tysięcy zdjęć, ale następne posty powinny pojawić się już niedługo. I będą raczej obrazkowe, wyczerpałam limit pisania na ten miesiąc ;P

12 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dziękuję za pierwszą porcję wrażeń, czekam na ciąg dalszy i na zdjęcia :D

Maciej pisze...

Po pierwsze jeżeli piszesz o Rumunii to warto na początku zaznaczyć gdzie dokładnie pojechałaś. Rumunia składa się z kilku różniących się znacznie od siebie krain. Mołdawia różni się od Wołoszczyzny, Banatu czy Siedmiogrodu. Powodzeniu w szukani dziurawych dróg albo obiadu za 15zł w stolicy.

800zł to chyba z księżyca wzięta średnia krajowa. Do the research.
http://www.insse.ro/cms/files/statistici/comunicate/castiguri/a08/cs05r08.pdf
1526.80 PLN z kursem dnia dzisiejszego.

"Większość ludzi ma przydomowe ogródki i chyba tylko dzięki nim udaje im się przeżyć."
Znowu: gdzie?

"Samych sklepów jest niewiele, przez te dwa tygodnie widziałam około 10 hipermarketów a przejechaliśmy w Rumunii 2000 km."
W Bukareszcie wystarczy przejechać 1-2km pomiędzy kolejnymi...

Maciej pisze...

małe uściślenie.
1526 PLN brutto.
1118 PLN netto.
Jakkolwiek to wciąć 39.75% więcej niż podajesz.

aneczka pisze...

Panie Maćku, aleś mnie zniechęcił do pisania ;] To ja wstałam dziś rano tuż po powrocie w nocy, żeby coś napisać a tu tyle krytyki ;P

Anyway, w Rumunii byłam na północy, do Budapesztu nie dojechałam, ale widziałam górną połowę kraju i ogólne warunki były bardzo zbliżone.
Konkretne krainy omówię w kolejnych notkach.

Średni zarobek podała nam pani przewodnik w jednym z miast i wydawała mi się na tyle wiarygodna, że tego nie sprawdzałam. U nas ludzie są bezrobotni, ale tam są naprawdę biedni.

Co do dróg, u nas aż takich złych nie ma. Parę razy zaskoczyła nas dziura wielkości koła znajdująca się zaraz za zakrętem. Ale niewątpliwie budują więcej niż my i za parę lat będzie pod tym względem super.

Jedzenie kosztuje dokładnie tyle co u nas, jak już pisałam. Pewnie, że w lepszych restauracjach było droższe. Myśmy starali się jeść za około 15 złotych. W stolicy też się da, nie przesadzaj :)

Ogródki były w całej północnej części.

Maciej pisze...

Pani Aniu, :-)

Faktycznie trochę powinienem zweryfikować ton zanim kliknąłem 'publikuj'. Ja trochę później wstałem po nieprzespanej nocy w pociągu i może zbyt mocno zaprotestowałem przeciwko Twoim wrażeniem z Rumunii.
Ot, po prostu zupełnie są nieprawdziwe w odniesieniu do Bukaresztu, a to ponad 10% mieszkańców kraju (metro population).
W zasadzie tylko o to mi chodziło. No to może razem uda nam się stworzyć bardziej kompletny obraz Rumunii. :-)

Z niecierpliwością czekam na kolejne posty. :-)

aneczka pisze...

Hihi, "koleżeństwo i integracja celów to zapewniony sukces w działaniu" ;D

Posegregowałam już zdjęcia i filmy, więc szybkość pojawiania się postów zależy już teraz tylko od łaskawości internetu ^^

Anonimowy pisze...

No, to pora powrzucać jakieś zdjęcia:). Już od dłuższego czasu mam w planach wypad do Rumunii, więc chętnie podłapię od Ciebie jakieś know-how:P

BTW, kiedy wracasz do Krakowa:D?

neko pisze...

Ha, powinnam wysmażyć podobnego posta o Litwie , ale generalnie wychodzi na to, ze to taka ciut gorsza Polska, krajobraz taki jak u nas, może tylko mniej wiosek i pól, a więcej "dziczyzny" ale i to z pewnością zależy od regionu.
Ha, mogłabym o majowej Danii zaległego posta napisać, tam naprawdę bylo o czym... Ale kto by miał czas, skoro oglądam House M.D. i właśnie kończę 3 serię^^

A język: wszędzie końcówki us, as is, aż sobie niekiedy żartowaliśmy idąc do "sklepusa" czy gotując "makaronas" itd :D A piwo to Alus :D

Czekam więc na dalszą część o Rumunii.

aneczka pisze...

Homciu, w Krk będę dopiero jak wrócę z gór. Prawdopodobnie 12go.

Erizo, nawet nie wiesz jak się cieszę, że wciągnęłaś się w House'a ;] Prawda, że jest chou-genialny? XD
A te wszystkie asy faktycznie strasznie się rzucają w oczy na Litwie ;] Choć mnie się najbardziej podobała "kirpykla" :D

neko pisze...

Wiesz, z tym Housem... oglądam, bo skoro juz zaczęłam...
Sam house jest oczywiście chou-genialny, ale sam serial, jest tylko przeciętny moim zdaniem. To teatr jednego aktora (tak, zakładam, ze tak właśnie został pomyślany, ale w serialach- to zdecydowanie ni zdaje egamu), watki poboczne są potraktowane po macoszemu, jedyne 2, które były rozwinięte (w pierwszej serii o członku rady ndzorczej, który chciał się pozbyc Housa, w 3 serii o tym policjancie co go chciał przymknąć za dragi) były po prostu nudne, i to tak, że wcale nie chciało mi się oglądać i nawet texty Housa mi tego nie rekompensowały. Postaci pobocznych jest za mało, są za słabo nakreślone. Za mało jest watków, które mają jakieś następstwo przyczynowo-skutkowe. Niejasny jest upływ czasu. Za mało romansów- seriale się robi dla romansów, nie oszukujmy się, że jest inaczej. Jedyny wątek, który mnie wciągnął, to jak pewnie możesz się domyślić Cameron+ Chase, ale skoro działo się coś fajnego, to musieli to skończyć w 4 epach. A jeszcze siostra mi mówi, ze 4 sezon jest słabszy... >_<
No nic, pędzę oglądać ;D

aneczka pisze...

Co do wątków pobocznych, zgadzam się :/ Ale ja sobie z tym doskonale poradziłam i oglądałam głównie House'a ;P

Co do upływu czasu, dla mnie też był niejasny, ale to chyba wynika z tego, że oglądamy wszystko na raz. Normalnie puszczany był jeden odcinek na tydzień i serial pasował do czasu rzeczywistego (święta, pory roku itp.).
Bo w końcu House rozwiązuje jeden przypadek na tydzień ;]

Mnie się sezon 4 podobał chyba bardziej niż 3...

Anonimowy pisze...

Ech, dziewczyny! Odstawcie na bok merytorykę i sensowne rozważania-Housa ogląda się li i jedynie dla Housa:)

elfkaa, to ja czekam na senseja:)

Prześlij komentarz