2 maja 2009

M-project

Magisterka-project rozpoczęty. Nareszcie. I oczywiście nie obyło się bez zawirowań ;P
Jak już pisałam, na obozie porozmawiałam z doktorem z Poznania i poddał mi on dość interesujący pomysł zmiany tematu: ekwiwalencję semantyczną, czyli odpowiedniki międzyjęzykowe a przy okazji może genologię, czyli sposób grupowania danych pojęć.
No wooow, dokładnie tym się zajmuję - bo na przykład pęknięcie po japońsku można powiedzieć na dwa sposoby, ale już w słowie pęknięcie kruche nie ma żadnego z nich tylko zniszczenie. I niby powinno być tak, że mamy do czynienia z językiem technicznym, więc dobór słów będzie ścisły a nie jest. I stwarza to najwięcej problemów przy tłumaczeniu, więc stwierdziłam, że może z tego powstać ciekawa praca. Poczytałam trochę opracowań o teorii przekładu, błędach w tłumaczeniach i ekwiwalencji i przystąpiłam do fazy pierwszej projektu, czyli ostatecznych negocjacji z doktorem M.
A tu fail. Bo doktor M stwierdził, że przy tak wąskiej dziedzinie raczej nie będzie problemu z ekwiwalencją. Zaczęłam podawać przykłady i dał się jakoś przekonać, powiedział jakie książki powinnam przeczytać (oczywiście zupełnie inne niż ja sobie wybrałam >.> ), ale stwierdził, że to raczej problem słowotwórstwa a nie semantyki i żebym przyszła za tydzień z większą ilością przykładów. Ledwo zamknęłam za sobą drzwi, zaczęłam myśleć (taaak, doktor M ma najwyraźniej właściwości inchoatywne jeśli chodzi o moje zdolności umysłowe ;] ) i dumałam tak  przez najbliższych kilka godzin, przeglądnęłam parędziesiąt stron tłumaczeń i doszłam do wniosku, że faktycznie pomyliłam myślowo dwa różne pojęcia. Bo pomijając trudności w przekładzie, jak już się ustali co jest czym to w większośc przypadków nie ma problemu z wyborem odpowiednika. Nie zwlekając, wysłałam doktorowi maila (bo obiecał, że posprawdza mi jeszcze kilka książek w domu - no jeszcze tego brakowało, żeby tracił czas przeze mnie -_-" ), że jestem kretynem, który nie rozróżnia podstawowych terminów językoznawczych a myśli nad studiami doktoranckimi, i że przestaję już cudować i wracam do pierwotnego tematu a za tydzień postaram się przynieść I rozdział.

I tak rozpoczęła się faza druga. Na razie po paru godzinach wytężonej pracy umysłowej mam 2.5 strony. No wymiatam po prostu. Ale mam nadzieję, że jak już przestanę myśleć nad każdym słowem w obawie przed posądzeniem o bycie jeszcze większym idiotą to pójdzie mi szybciej. Chciałabym skończyć większą część do czerwca -_-"


1 komentarze:

Nadia pisze...

2,5 strony, czyli połowa tego, co zamierzałaś mieć. Nie jest tak źle :P

Prześlij komentarz