9 kwietnia 2009

Val Tho: suplement

Chciałam zainaugurować kolejny dział: Głupol. Wkurzyłam się na siebie, że w ciągu roku przydarzają mi się stosy kretyńskich akcji a pod koniec jestem w stanie przypomnieć sobie tylko jedną. Co to to nie, zaczynam prowadzić ewidencję i w tym roku uderzam w pierwszą trójkę XD
Ten wyjazd oczywiście też obfitował w moje idiotyzmy ;]
  • głupol daydreamujący: wryłam się do grupy mojego ulubionego pana instruktora, z czego jestem zachwycona, bo zdecydowanie były to najlepsze zajęcia jakie kiedykolwiek miałam i naprawdę dużo mi dały. Jednakowoż powodowało to nieoczekiwane zagrożenie na stoku, bo okazało się, że pan instruktor jeździ za ładnie XD Raz tak się zapatrzyłam w te idealne skręty, że wpadłam na koleżankę z grupy ;P

  • głupol solarowy: przez cały wyjazd smarowałam się kremem z wysokim filtrem, nawet jak była mgła, bo wiadomo, że promienie UV przechodzą przez chmury. Ale ostatniego dnia stwierdziłam, że po co smarować czoło skoro jest schowane pod czapką. Niestety, okazało się, że między goglami a czapką robi się szpara i w związku z tym chodzę kolejny dzień z poziomą krechą na środku czoła ;P
  • głupol dogorywający: chodzenie w klapkach w zimie do sklepu to nie najlepszy pomysł, bo potem spędza się 16 godzin w łóżku w morderczo suchym pokoju walcząc z bólem gardła ;P No ale komu by się chciało przebierać buty jak Francuzi jak zwykle wygodnie wszystko zorganizowali i zadaszyli wszystkie przejścia? ;]

A jeśli chodzi o suplement to chciałam dodać, że w kwietniu spokojnie da się jeździć na nartach na pełny etat: od 9 do 17 :D Ech, tak to bym mogła pracować, czas sam leci. Tylko tak koło 14 śnieg zaczyna się robić mokry i ciężki - nawet przy mrozie, jak słońce tak mocno świeci to nic się na to nie poradzi.

Doszłam również do wniosku, że stara babcia ze mnie, bo nie bardzo umiem się już bawić z ludźmi poniżej 3 roku. Następnym razem jadę do sanatorium - tam znajdę odpowiedniejsze towarzystwo :D

No i zupełnie inaczej wraca się do Polski po takim wyjeździe w kwietniu. Nie jak w grudniu do smętnej, brudnej, zimnej Warszawy po oglądaniu bielutkich szczytów przez tydzień tylko tak, że można sobie wyskoczyć z autokaru w Tshircie i posiedzieć na bagażach w słońcu.

1 komentarze:

homek pisze...

do sanatorium to ja też chętnie pojadę albo raczej, jak to mawiały nasze babcie, "do wód";)

Prześlij komentarz