10 stycznia 2011

Chagall

Byłam w sobotę na wystawie Marca Chagalla i awangardy rosyjskiej. Zanim się zebrałam z pięknego słonecznego dnia (pierwszego od dwóch tygodni - teraz tu jest zimno, mokro i smętnie) zrobił się pochmurny i po godzinnej jeździe na rowerze ręce prawie zamarzły, ale opłaciło się ^^ Po pierwsze dostałam bilet za darmo (od jakiejś Japonki, której znajomy nie mógł przyjść) :D a po drugie zostałam naprawdę mile zaskoczona tłumem w muzeum. Są jeszcze na tym świecie ludzie, którzy doceniają porządną sztukę ^^

A propos wycieczek rowerowych za kulturą, wybrałam się też do pubu brytyjskiego, gdzie wreszcie udało mi się napić cidera. Aaach, nie sądziłam, że tęskniłam aż tak bardzo :P Wybrałam się ze znajomą Japonką w środę, czyli Ladies Day i nie dość, że pinta kosztowała 600Y, a nie 800 to jeszcze dodatkowo dostałyśmy free cake, w tamtym tygodniu egg tart^^ Mniam!

Jutro wracam na zajęcia... Po trzech tygodniach pod znakiem imprez i oglądania dram będzie ciężko (zwłaszcza wstawać... dalej codziennie mam zajęcia o 8:40...) tym bardziej, że zaczynają mi się zajęcia z filmu japońskiego i humoru w gazetach, co oznacza cztery godziny tygodniowo więcej i wtorek i czwartek wypakowany zajęciami od 8 do 18. No i muszę też ruszyć z moim researchem, bo znając życie łatwo nie będzie, zwłaszcza jeśli mam napisać paper po japońsku...

1 komentarze:

neko pisze...

Tak, Japończycy chodzący na wystawy to coś niesamowitego. W tym roku w tokijskim 国立新美術館 mieli jakiś JEDEN mega sławny obraz (nie pamiętam, co to było, ale coś w rodzaju Słoneczników Van Gogha) i była kolejka do wejścia jak w PRLu po mięso, na godziny czekania!
Tak samo to sławne Pola muzeum w górach Hakone, w samym środku leśnego niczego- a ludziów jak mrówków :)
Wniosek: w Japonii nawet będąc "koneserem sztuki (笑) nie poczujesz się wyjątkowo! ;D

Prześlij komentarz