29 października 2006

...

Po prostu brak mi słów, więc dziś głównie zdjęcia.
Ale najpierw o samej podróży. Nie orientuję się dokładnie ile to jest kilometrów, ale najpierw jechaliśmy do głowniejszego dworca koło godziny (w drugą stronę tylko koło 40 minut, bo wsiedliśmy w kyuukoudensha [swoją drogą teraz wszystkie te dziwne nazwy pociągów wydają mi się jasne :) ]) potem z Osaki do Nary też koło godziny (i znowu w drugą udało nam się wsiąść w szybszy więc koło pół godziny). Autochton poradził nam, żeby kupić bilet całodniowy do nary za 2000 jenów i baaardzo się to opłaciło. Do samego centrum Osaki trzeba płacić 700 jenów w jedną stronę a im szybszy pociąg tym oczywiście drożej. Mogliśmy też korzystać z komunikacji miejskiej i tu też bardzo się opłacało, bo za godzinny kurs autobusem do Horyuji trzeba zapłacić 760 jenów (O.O) w jedną stronę. Zdecydowanie komunikacja jest tu droga:)
Więc jakby ktoś się kiedys wybierał w taka podróż to już wie co kupić.

A teraz do rzeczy:
W Narze jest park z sarenkami (shika), ale nie miałam pojęcia, że one sobie chodzą swobodnie po ulicy.
Kofukuji. Niestety demona nie widziałam:/
Chciałabym, żeby u nas też były takie deptaki.
Kasuga taisha:
Własnie po drodze do niej jest park ze shika.
Potem wstąpiłam do Narahakubutsukan po sprawunki dla ulubionego nauczyciela Michała.
Cała Japonia zjechała się, żeby zobaczyć zabytki z Shosoin.
Todaiji i Nandaimon.
Z dedykacją dla Kasi;)
Heijokyo (czyli pałac cesarski w Narze;):
Horyuji:
List od kami-sama?;]
Przyjechaliśmy za późno i nie mogłam zobaczyć ani Yumeidono ani pagody z bliska, ale i tak warto było jechać godzinę w jedną stronę.

Z serii kurioza:
Japońskie autobusy może nie wyglądają lepiej od naszych, ale za to świecą się i gadają prawie non stop. Coby okyakusama uważała na swoje szanowne zdrowie. Zwróćcie uwagę na to zielone światełko, zawsze mruga razem z kierunkowskazem, żeby się zawczasu przygotować na skręt;]

hihi, wszyscy tu mają pęczek badziewia przy telefonie:
Może zamiast o westernizacji warto zacząć mówić o słowianizacji?
Hihi, spodobał mi się ten naszyjnik;] Prawie jak facet w kapeluszu na znakach drogowych na Słowacji.
I jeszcze zamykane stojaki na parasole;]
Oczywiście zdjęcia nie oddają dobrze ani kolorów ani wielkości. Zrobiłam kilka filmików - zorientuję się czy można je też wrzucać i ewentualnie zrobię jakiś suplement.
Jeden dzień to było mało - wyjechaliśmy spod centrum o 7.30 i i tak nie zdążyłam zobaczyć Yakushiji i wstąpić do jakiegoś większego hyakuenshoppu..

2 komentarze:

aneczka pisze...

Mogę. Zaraz wrzucę:)

Anonimowy pisze...

Piękne... Znowu zazdroszczę, coraz bardziej;) Ta Nara to zupełnie inny świat:)

Rzeźby niebiańskich strażników (?) (królów?, generałów?) imponujące - nie wiedziałam, że są takie gigantyczne O_o A to złote pod zdjęciem Wielkiego Buddy to bogini Kannon? Szkoda, że nie udało Ci się Ashury zobaczyć - piękny jest (takie śliczne zdjątko przy okazji znalazłam^^: http://web-japan.org/museum/bud/tenbu/tenbu02/tenbu021.html ). Im dłużej tym fotkom się przyglądam, tym większą mam chęć, by przerzucić się na mój rezerwowy temat pracy licencjackiej - rzeźbę sakralną^^ Na szczęscie te japońskie matrioszki sprowadziły mnie na ziemię;)

Jeden dzień na zwiedzanie Nary to stanowczo za mało;)

Prześlij komentarz