15 kwietnia 2011

kampania wyborcza

Niedawno były tutaj wybory do samorządów prefektur. I była to jedna z nielicznych okazji, żeby doświadczyć japońskiego hałasu. I nie było to niestety miłe doświadczenie.
Jak w Polsce kampania polega na obklejaniu miast tysiącami plakatów, tak tutaj na wykrzykiwaniu pozdrowień i imienia kandydata przez megafony krążących po mieście samochodzików. Siedem dni w tygodniu, od samego rana. Nie wiem co o takiej formie promowania kandydatów sądzą Japończycy, ale ja w życiu nie zagłosowałabym na kogoś kto budzi mnie w weekend o 9. I naprawdę, nie wyobrażacie sobie jak irytujące były te "audycje": wykrzykiwane piskliwym, zaangażowanym głosikiem i aż kipiące od uprzejmych, nic nie znaczących zwrotów. Wszyscy w akademiku dostawali białej gorączki.
Kolejną absurdalną formą promocji były grupki ludzi stojących na skrzyżowaniach i machających do przejeżdżających samochodów XD No tragedia ;] A dzień przed wyborami na skrzyżowaniu stali na taborecikach sami kandydaci (tak mniemam, bo zamiast odblaskowych kamizelek byli ubrani w garnitury) i machali rękami ubranymi w białe rękawiczki. No cóż, przynajmniej mogłam sobie osobiście poszydzić z tych $%@#!%&# co mnie budzili z samego rana.

8 kwietnia 2011

Oppas' world

Korea jest brudna, hałaśliwa, zaśmiecona i chaotyczna. Ale żyje. I to jak! :D Ludzie śmieją się na ulicy, podjadają orzeszki w metrze, większość dziewczyn chodzi w tenisówkach, a jeśli gdziekolwiek zbierze się grupa ludzi, obowiązkowo po chwili pojawia się koło nich jakieś smakowite jedzenie i butelki soju.
Po wysztywnionej, klinicznie czystej i poprawnej Japonii początkowo nie mogliśmy się przestawić na to, że podobnie wyglądający ludzie zachowują się diametralnie inaczej, a miasto niby wygląda podobnie, ale panuje w nim zupełnie inna atmosfera, ale szybko pokochaliśmy ten otaczający nas rozrechotany bałagan.
Z Koreą i Japonią jest podobnie jak z Niemcami i Polską. Niby podobne kraje, ale jak tylko przekroczy się granicę zaczyna się inny świat. Postaram się jakoś podsumować nasz pełen wrażeń, dwutygodniowy wyjazd. W tym odcinku wrażenia ogólne, w kolejnym skrócony opis przygód ^^

Dwa dni zajęło nam uświadomienie sobie, dlaczego atmosfera w metrze jest inna: właściwie nie ma w nim salarymanów!!! W wagonie było zazwyczaj ze dwóch, trzech facetów w garniturze, reszta pasażerów była ubrana na sportowo: goretexy, spodnie dresowe, adidasy, czasem prochowiec. Niezależnie od wieku: od studentów, poprzez matki z dziećmi, po staruszków. I o dziwo wszyscy wyglądali w tych bluzach bardzo dobrze! A na pewno o wiele naturalniej niż wiecznie odpicowani i eleganccy Japończycy. Z przyjemnością patrzyliśmy również na normalnie chodzące dziewczyny, najczęściej noszące tenisówki, ale dobrze radzące sobie również ze szpilkami. Wszystkie japońskie fashion victim powinny jeździć do Korei jak do sanatorium i przez dwa tygodnie nosić się jak miejscowi ;]
Jak widzieliście na zdjęciach w dresach chodzą wszyscy od starszych pań sprzedających na straganach, po właścicieli knajp. Tylko pracownicy salonów z komórkami chodzili w garniturach. No i wiadomo, byznesmani.

***

Koreańczycy kochają jedzenie. Do tego stopnia, że najpopularniejszym powitaniem jest Jadłeś już? :D Wszyscy coś podgryzają, ciamkają, w powietrzu unosi się zapach jedzenia, na porządku dziennym jest też dziwny zapaszek w metrze (zależny zapewne od tego, co ludzie przewożą w siatkach z targu, albo gdzie akurat byli na lunchu ;) ).
Jak już pisałam pod zdjęciami, wiąże się to z tym, że jedzenie jest a) przepyszne, b) tanie, c) jest go dużo (zwłaszcza w porównaniu z maciupeńkimi porcjami w Japonii). Jak już widzieliście, właściwie nie da się tylko napić - zawsze dostaje się spory zestaw przystawek lub trzeba zamówić jakieś danie do picia ;)
Jakże wspaniale było sobie chodzić po ulicy i szamać dopiero co kupionego hottaka, wiedząc, że za parę metrów będzie można kupić inny smakołyk, a przede wszystkim nie martwiąc się, że ludzie będą się patrzyć z politowaniem, lub co gorsze z oburzeniem ;)
Żeby było zabawniej wszystko tam ma wyliczone kalorie :D Od napojów w kawiarniach, po informację, ile kalorii spali się na danym szlaku ;)

***

Brak kombini, starbucksów oraz salonów pachinko co kilkanaście kroków powodował w nas malutki niepokój, nie sądziłam, że aż tak mi będzie brakować tych budynków w obrazie miasta :P

***

Koreańczycy jeżdżą jak szaleni. Oczywiście Chińczyków nikt nie przebije, ale to co się działo czasem na ulicach było mocno szokujące. Na porządku dziennym jest na przykład przejeżdżanie na czerwonym świetle przez skrzyżowanie jeśli nic nie jedzie z boku ;)
Luźne stosowanie się do przepisów drogowych nie dotyczy tylko kierowców indywidualnych, raz autobus, którym jechaliśmy zawrócił znienacka na podwójnej linii XD
Całe szczęście ruch na Jeju nie był tak duży, a w mieście było trzy pasy w jedną stronę to specjalnie się nie stresowałam prowadzeniem. No i fajnie było wiedzieć, że jak będę coś robić źle to zaraz zaczną na mnie trąbić i drugi raz nie zrobię takiego samego błędu :P


Ok, na razie tyle...
cdn ^^

7 kwietnia 2011

telegram

W ciągu trzech dni średnia temperatura skoczyła z 7 do 20 stopni O.O Mam nadzieję, że utrzyma się przez jakiś czas na stałym poziomie...

Wiele osób tutaj musiało wrócić do swoich krajów :/ Głównie rządy Stanów i Francji ześwirowały i cofnęły ludziom stypendia. Mogli albo zostać i żyć tu na swój koszt, jako turyści, albo wracać... Jeden Francuz dostał nawet maila z Ministerstwa Edukacji z prośbą o powrót. Oczywiście powiedział, żeby się od niego odwalili, w Fukuoce nic się nie dzieje. Niestety, nie wszyscy mieli tyle szczęścia...
Oczywiście z nami nikt się nie skontaktował ;] Koleżanka studiująca w Tokio sama zadzwoniła do ambasady, bo obawiała się o stypendium i czy przypadkiem jej też nie odeślą. Usłyszała tylko oschłą informację, że nie ma powodu do niepokoju, jak coś się będzie działo to ambasada się z nią skontaktuje, do widzenia. Czasem dobrze być olewanym Polakiem :P

Jestem absolutnie zachwycona faktem, że Book Off traktuje albumy Taschena jako gazety i przecenia je raz na jakiś czas wraz z innymi czasopismami o 50% ^^ Mniej zachwycona będę kosztami wysyłki do kraju, ale co tam :P

Zupełnie nie rozumiem tego wielkiego "halo" wokół sakury. Owszem, ładna jest, ale żeby aż tak... Jedno jest pewne, przez ten cały szum jaki Japończycy robią wokół kwitnięcia każdego drzewa czy kwiatka, będę zwracać dużo większą uwagę na polską florę od tej pory ;)

Pisałam, ale powtórzę. Nienawidzę japońskiego zwyczaju wycofywania znienacka produktów. Planowałam zakup kilku kubków ze Starbucksa obrazujących Kioto czy Osakę, a tu nagle znikły z półek. Czemu, CZEMU nikt nie naklei chociaż karteczki, że sprzedaż danej rzeczy skończy się za tydzień??? CZEMU?

10 marca 2011

tadaima Fukuoka

Wróciłam. Cała i zdrowa, choć wycieńczona, bo jak zwykle narzuciłam sobie spore tempo zwiedzania, żeby zobaczyć jak najwięcej, więc tuptałam po różnych atrakcjach średnio 10-12h dziennie.
Post podsumowujący wrażenia z Kansai pojawi się do niedzieli, pierwsza porcja fot pewnie jutro.

I tu ankieta. Oczywiście napstrykałam setki zdjęć i zrobię selekcję zanim wrzucę je na picasę, ale chcę wiedzieć jak dużej oczekujecie ;) Interesują Was absolutnie wszystkie chramy czy świątynie czy mam zamieścić tylko jakieś reprezentacyjne?

I wiecie co? Osaka jest fajna, ale stęskniłam się za łatwiejszą do ogarnięcia i spokojniejszą Fukuoką ;) Przyjazd tutaj na stypendium był bardzo dobrym wyborem.