15 kwietnia 2011

kampania wyborcza

Niedawno były tutaj wybory do samorządów prefektur. I była to jedna z nielicznych okazji, żeby doświadczyć japońskiego hałasu. I nie było to niestety miłe doświadczenie.
Jak w Polsce kampania polega na obklejaniu miast tysiącami plakatów, tak tutaj na wykrzykiwaniu pozdrowień i imienia kandydata przez megafony krążących po mieście samochodzików. Siedem dni w tygodniu, od samego rana. Nie wiem co o takiej formie promowania kandydatów sądzą Japończycy, ale ja w życiu nie zagłosowałabym na kogoś kto budzi mnie w weekend o 9. I naprawdę, nie wyobrażacie sobie jak irytujące były te "audycje": wykrzykiwane piskliwym, zaangażowanym głosikiem i aż kipiące od uprzejmych, nic nie znaczących zwrotów. Wszyscy w akademiku dostawali białej gorączki.
Kolejną absurdalną formą promocji były grupki ludzi stojących na skrzyżowaniach i machających do przejeżdżających samochodów XD No tragedia ;] A dzień przed wyborami na skrzyżowaniu stali na taborecikach sami kandydaci (tak mniemam, bo zamiast odblaskowych kamizelek byli ubrani w garnitury) i machali rękami ubranymi w białe rękawiczki. No cóż, przynajmniej mogłam sobie osobiście poszydzić z tych $%@#!%&# co mnie budzili z samego rana.

0 komentarze:

Prześlij komentarz