21 kwietnia 2011

problemy z angielskim

Powoli zaczynam drugi semestr ;) I w sumie się cieszę, bo zaczynał mnie już męczyć nadmiar wolnego czasu. A jak tylko poszłam na pierwsze zajęcia to kalendarzyk na weekend się zapełnił ^^

Niektórzy z Was są zainteresowani, więc poniżej opisuję jakie przedmioty wybrałam na to półrocze. Czytelnicy niezainteresowani mogą przejść do kolejnego akapitu ;)
- różne rodzaje języka japońskiego: kobiecy, dziecięcy, dialekty, poezja
- tłumaczenia na język angielski
- filmy ;)
- literatura współczesna (obowiązkowo)
- zdawanie relacji z przeczytanej książki (docelowo ma to być jedna z pozycji do magisterki, ale można generalnie przeczytać cokolwiek z szeroko pojętej "kultury". Mam nadzieję, że prowadząca zgodzi się na moją 通勤電車に座る技術 czyli poradnik dla salarymana jak upolować miejsce do siedzenia w zatłoczonym pociągu ;D ).
Dodatkowo musieliśmy wybrać dwa zajęcia z regularnych wykładów na uniwersytecie. Zastanawiałam się chwilę, czy nie pochodzić na językoznawstwo, ale terminologia jest tu za ścisła i czasami mam problemy po polsku, a co dopiero gdybym musiała pisać jakieś raporty po japońsku :/ Tym bardziej, że oni tu mają inne podejście do morfologii choćby.
W związku z czym poszłam w języki obce i dla przypomnienia wzięłam niemiecki (oj, ciężko będzie... ale jak teraz sobie nie odświeżę to już chyba nigdy), koreański (żeby choć menu umieć przeczytać) oraz angielski. I tu dochodzimy do przyczyny powstania niniejszego posta.
Wybrałam kurs dotyczący prezentacji. Ponieważ zdaję sobie doskonale sprawę, że występy publiczne nie wychodzą mi całkowicie i warto byłoby to zmienić. I muszę przyznać, że nieco zirytowały mnie reakcje Angielski? Idziesz na łatwiznę. Większość Azjatów zakłada, że jak się jest z Europy to automatycznie potrafi się mówić po angielsku i jakoś nie może zrozumieć, że może i łatwiej mi się mówi niż po japońsku, ale też wymaga trochę wysiłku. Nie mówiąc o tym, że poprzez wygłaszanie prezentacji po japońsku nic bym się nie nauczyła, bo skupiałabym się tylko na języku. A mówiąc coś prostego po angielsku mogę się skupić na umiejętnościach.
Prowadzący jest bardzo sympatyczny i pozwolił mi na uczestniczenie bez żadnego problemu. Co innego myślała na ten temat japońska biurokracja. Pani w sekretariacie powiedziała tylko Perhaps... You should take a placement test. Uwielbiam jak Japończycy starają się mówić po angielsku uprzejmie, a wychodzi im zupełnie na odwrót.
Mój kurs był oznaczony jako level 2 i nie powinnam mieć poziomu wyższego, bo inaczej nie przyznają mi punktów. Większość kursów na Kyudaju to level 2 i 3, jest raptem jedna 4. Oczywiste więc było, że trzeba będzie oszukiwać i zaniżyć swój poziom.
Egzamin byl koszmarem. Glownie ze wzgledu na swiadomosc jak bardzo trace tam czas. Amerykanski profesor poswiecil najpierw z 5 minut na wyjasnienie wszystkim Azjatom jak maja wypelnic pole imienia i nazwiska. Potem z 10 minut trzeba bylo poczekac az je wypelnia. Wciaz zdumiewa mnie jak bardzo oni nie potrafia sobie radzic w najprostszych zyciowych sytuacjach i nawet dokladne wyjasnienie czasem nie pomaga. Nastepnie trzeba bylo jeszcze wypelnic (o zgrozo) pole z wydzialem i kim sie jest na kyudaju. Hurra, pomyslalam, wreszcie zaczniemy test. O nie, nie. Przeciez trzeba bylo dokladnie omowic jak beda wygladaly cwiczenia ze sluchania. Pierwsza czesc, krotkie zdanie, a potem pytanie do niego; druga czesc - dialog itd. I kolejne 15 minut. Przed zasnieciem powstrzymywal mnie jedynie fakt, ze profesor co chwile grzmial, zeby nie patrzec na kartke, tylko na niego o.O
Zeby nie przedluzac. Test byl masakrycznie latwy. Same pytania czy teksty moze nie tak bardzo, ale pytania... Na wiekszosci testow jest tak, ze dwie odpowiedzi odrzuca sie dosc szybko, a potem zostaja dwie, nad ktorymi trzeba chwile pomyslec. Tutaj trzy odpowiedzi tak bardzo nie mialy sensu, ze trzeba by w ogole nie znac angielskiego, zeby zle odpowiedziec.
Wciaz nie moge pojac tego, jak to mozliwe, ze test wstepny na uniwersytet jest na naprawde wysokim poziomie, przynajmniej CAE, a same zajecia z angielskiego sa w wiekszosci o 4 poziomy zaawansowania nizej.
Mimo ze staralam sie jak moglam i zakreslalam wbrew sobie zle odpowiedzi (no jakze to tak, wszak uwlacza mojej inteligencji zakreslenie tak oczywistej zlej) wyladowalam na poziomie 4... Cale szczescie wykladowca z prezentacji w ogole nie bral pod uwage wyniku, wiec dalej moge sobie spokojnie chodzic na zajecia. A musze przyznac, ze mimo niskiego poziomu samego jezyka, juz daly efekty ^^

2 komentarze:

Michał Bernat pisze...

polskie kombinowanie w Japonii... :D:D:D

neko pisze...

Ania tam nie pojechała się uczyć, tylko zwiedzać- na roczne wakacje przecie.

Prześlij komentarz