Pojechałam z koleżankami do centrum Osaki i planowałyśmy wizytę w jakiejś większej księgarni, sklepie ze sprzętem elektronicznym i stujenówce. Myślałyśmy, że 6 godzin to aż nadto. Otóż nie.
shoppingu
Komentarz nie jest zbyt wyrafinowany, ale byłam już strasznie zmęczona;P To był tylko malutki fragmencik - jedna taka ulica ciągnie się dobry kilometr ma kilka przecznic, które też są równie długie i tylko miejscowi wiedzą, gdzie czego szukać. Szłyśmy na chybił trafił i udało się nam trafić do dzielnicy elektronicznej.
I w związku z tym proszę przywitać się z moim nowym przyjacielem:)
Dałam za niego tylko dwa many:D Dla niezorientowanych - nowy kosztuje 5 manów cz. 50000 jenów, po zniżkach zazwyczaj koło czterech. Ten jest używany, ale wygląda i działa idealnie. A ponieważ tyle zaoszczędziłam to może niedługo przywitacie się z przyjacielem iPodem;]
Księgarni nie udało nam się znaleźć;P Zanim pojadę do Osaki drugi raz, będę musiała zapytać jak dojść do książkowej dzielnicy:)
Bilety można kupić tylko w takiej maszynie po uprzednim zorientowaniu się, ile trzeba zapłacić. Baka aneczka nie zrobiła zdjęcia takiej tablicy, ale jak tylko będę miała okazję to nadrobię zaległości.
Na peronie ławek nie uświadczysz a wszyscy elegancko stoją w kolejkach do miejsca, w którym zatrzymają się drzwi. Oczywiście my zrobiłyśmy wiochę i stanęłyśmy pomiędzy kolejkami uradowane, że wsiądziemy pierwsze i będziemy miały miejsca siedzące;P
Kwiatuszki dla dzisiejszej solenizantki: (mam nadzieję, że tu zagląda;)


A teraz do rzeczy:
Shinkansen nie jest tak szybki jak myślałam, ale z Osaki do Hiroszimy jechaliśmy niecałe 1.5h. To znaczy, że pewnie jest szybki, ale tak się tego nie czuje;)
Ogólnie jest tak szybki jak samolot i równie drogi, ale jest dużo wygodniejszy - spokojnie mozna sobie wyciągnąć nogi.
Tutejszy kiosk - żadnych zabezpieczeń, wszystko leży na wierzchu.
Dzieciaczki wszędzie tak siedziały - nie wiem, może to sposób, żeby je jakoś w ryzach utrzymać?..
Specjalność Hiroshimy - okonomiyaki
Zaczyna się od naleśnika:
Na to kapusta, kiełki rzodkiewki i co się chce (czyli okonomi:) - krewetki, bekon, warzywa
Potem całość ląduje na makaronie (który wcześniej tak fajnie się przerzuca łopatkami;))
I wychodzi takie coś jak na talerzu:) A wszystko na oczach okyakusama:) Tylko strasznie ciepło przy tej płycie;P
Kandelabr w autokarze do Miyajimy;]
Widok na Miyajimę z drugiego brzegu - brama torii na wysokości linii brzegowej między mną a promem.
A to w ręce to nie piwo tylko kawa:) (Aha, tutejszy zwyczaj salarimanów spiących we wszelkich środkach transportu jest wyjątkowo zaraźliwy;P)
Na miejscu trochę się rozczarowaliśmy, bo każdy spodziewał się ryokanu w stylu shinden-zukuri a okazało się, że będziemy mieszkać w hotelu z washitsu, po którym chodzi się w yukatach.
Zabezpieczenie naszych bagaży;]
Itsukushima jinja:




A tu rano jak jest otoczona wodą:
Obowiązkowy spacer po straganach z pamiątkami:
I główna atrakcja Miyajima: (to jeden z trzech najpiękniejszych widoków Japonii)
Wieczorem:

W nocy:
I wczesnym rankiem:
Nasz pokój:
I z futonami:
Wszyscy spieszą na kolację:
Do tego pokoju:
Taki zastałam zestaw:
Potem co chwilę nam coś donosili:

Hihi, nawet nie chcę myśleć, ile zasad regulaminu jedzenia takiego obiadu złamaliśmy;P
Ogólnie karta dań liczyła 17 pozycji i był to najdroższy obiad w moim życiu - podejrzewam, że na osobę wyszło z tysiąc złotych. I teraz będę bluźnić - wolałabym zjeść 10 razy tańszy obiad w kaitenzushi cz. takim barze sushi z taśmą, po której jeżdżą talerzyki z sushi. To w większości nie były zbyt smaczne rzeczy, albo nie na tyle, żeby za nie tyle płacić. No chyba, że ktoś lubi surową rybę, małże o smaku zbliżonym do wątróbki, ale takie jakby żylaste i bardziej galaretowate, mięso z głowy ryby, która się w ciebie patrzy (to akurat po zabawie w dorabianie uśmiechu pstrągowi w Szczawnicy niewiele mnie ruszyło;). Naprawdę smakowało mi to, co można dostać w każdej restauracji.
Onsen też nie był gorącym jeziorkiem pod gołym niebem otoczonym głazami tylko basenem z bardzo ciepłą wodą. Ale jak już miałam okazję, to spróbowałam (z oczywistych powodów zdjęć nie robiłam:) - samo siedzenie w wodzie jest przyjemne, ale po rozlicznych zachwytach Dżapańców, spodziewałam się czegoś więcej. Naprawdę fajnie było jak już się wyszło - zdecydowanie czuć było, że ciało się zrelaksowało i rozluźniło.
Potem zwiedzanie muzeum w Hiroszimie i parku Pokoju. Nie wiem, czy wiecie coś o żurawiach z origami, jakie się tam zostawia:
Dziewczynka cierpiąca na chorobę popromienną zaczęła je składać, bo usłyszała, że kto złoży ich tysiąc, tego życzenie się spełni. Niestety zmarła, ale do tej pory zostawia się żurawie w intencji zmarłych od bomby ludzi.
I jeszcze Shukkeien czyli miniaturowy ogród koło Muzeum Narodowego w Hiroszimie (mają mój ulubiony obraz Kandinskiego^____^ Po raz pierwszy się cieszyłam, że dali nam tyle czasu wolnego;))

Ponieważ tłumy się dopominają o zdjęcia bishonenów to dziś malutki rzucik:
Yamashita-san uczy nas jak się obsługuje chochelkę do mycia rąk w świątyni:) Ale najbardziej lubię go za to, że mówi tak, że czlowiek nie czuje się jakimś przygłupem. Na przykład: ..shinkansen to iu totemo hayai densha (shinkansen czyli bardzo szybki pociąg). No myślałam, że odpadnę jak to usłyszałam;] Niestety oprowadzała nas babcia, która tak wszystko zawoalowywała keigo, że prawie nic nie zrozumiałam. I do tego co drugie zdanie kończyła "nandesukeredomo" (naprawdę - specjalnie słuchałam).
I jeszcze taki pozytywny osobnik:)
Hai, oshimai!
Dziś były same zajęcia, więc może kilka słów o nich.
Są to głównie dyskusje, ale podzielone na zajęcia tematyczne:
- Nihon rikai czyli zrozumienie Japonii - dziś każdy się dzielił swoimi wrażeniami z poprzedniego tygodnia, czego się spodziewał po Japonii, czy jego wyobrażenia jakoś się zmieniły odkąd tu jest.
- Nihongo ginou czyli umiejętności w japońskim - dzisiaj każdy opowiadał jak wygląda nauka japońskiego na swoim uniwersytecie, ile ma się czego godzin itp.
I wyobrazcie sobie, że my mieliśmy strasznie dużo wszystkiego. Na większości uniwersytetów do 3 roku nie ma sztuki, geografii ani nawet historii, literatury czy bungo. Dopiero po trzecim roku jak się wybiera specjalizację to chodzi się na wybrane przedmioty.
Mamy mieć jeszcze intabyuu happyou cz. prezentację wyników przeprowadzonych wśród autochtonów wywiadów. Jeszcze nie przydzielili nas do grup, ale tematy zapowiadają się obiecująco;] Lokalna uprawa cebuli (podobno w tej okolicy była pierwsza w Japonii), rybołówstwo, religia i jeszcze coś równie fascynującego, ale nie pamiętam.
A wieczorem zakupy w lokalnym "outretto";]
Nie wiem, czy tyle markowych sklepów jest w Galerii Krakowskiej - Dolce&Gabbana, Hugo Boss, Gucci itp. Był nawet Tag Heuer, ale ponieważ reklamy były tylko z Bradem Pittem to nawet nie raczyłam wejść;P
Za to ten sklep podobał mi się wyjątkowo:
Wszystko z cynamonem:D Ciacha, lody, drożdżówki.
Mój psychotyczny umysł nie wytrzymał za długiego chodzenia w normalnych ciuchach i zapodałam sobie takie oto nakrycie głowy:
Za 100 jenów w GAPie. No takie coś nazywam przeceną^^
W ręce 0.2l piwa Kirin za tę samą cenę - bardzo łagodne, nawet powiedziałabym rozwodnione. Asahi jest dużo bardziej gorzkie.
Chciałam zrobić kącik pt. "Dźwięki Japonii", ale nie wiem, jak udostępnić mp3. Jak ktoś ma jakiś pomysł, niech da jakoś znać:)
Tutaj dziś było 25 stopni w słońcu, ciekawe w jakich warunkach Wam przyjdzie stać w korkach.