6 sierpnia 2012

puf ufff

Już od dawna miałam ochotę wyrazić swoje zdanie na wszystkie utyskiwania, które słyszę wokół. Wszyscy tylko sapią i stękają, że taaaki upał mamy. Żyć się nie da, pracować tym bardziej, laboga byle do zimy, kiedy wszyscy będą narzekać na mrozy i oblodzone drogi.
Wszystkim tym zrzędom mówię: nie macie pojęcia co to znaczy upał. Gorąco jest wtedy, kiedy tuż po wyjściu z domu oblepia cię powietrze, kiedy przez cały dzień wydaje się, że już zaraz będzie ulewa. Ale jej nie ma, a temperatura i wilgoć utrzymują się na tym samym poziomie przez kilka dni i tylko w środku nocy można odetchnąć bardziej rześkim powietrzem. A najlepiej śpi się na poduszce i macie ze słomy, bo wszystko inne jest za ciepłe i zaraz zaczyna się lepić.
I że niby letnie burze i ulewy? Ulewa jest wtedy jak ledwo widać ścianę bloku oddalonego o 30 metrów. Chodniki zmieniają się w rwące potoki i opłaca się chodzić właściwie jedynie w plastikowych klapkach. I tak przez 6 tygodni. Przez które w Japonii spada tyle deszczu, co w Polsce przez rok i jakoś nikt nie płacze. Po części dlatego, że wszyscy wiedzą, że to dobre dla ryżu. No i fajne jest to, że ten deszcz jest ciepły, więc właściwie wychodzi się jak pod prysznic ^^

Letni zestaw przetrwania: mokry ręcznik na szyję, wachlarz, klapki. 

A tak w ogóle to:


Powyższy post jest pierwszym z serii wspominkowej o Japonii. Z pisania książki nic nie wyszło, więc chociaż tutaj sobie zarchiwizuję myśli zapodziane ;)

3 komentarze:

Homeczek pisze...

Dobrze gadasz, polać Ci!!!

Michał Bernat pisze...

ksiazka? :O
piiiiiiiiiiiiisziiiiiiiiiii !!!!!!!

aneczka pisze...

parę osób mnie namawiało, że taki talent do opowiadania mam to warto by to wydać drukiem ;) ale jakoś nie mogę się zebrać. chęci może by się znalazły, gorzej z czasem.

Prześlij komentarz