18 sierpnia 2012

dom, który czyni szalonym


Od jakichś trzech tygodni słyszę o temacie przeróbki wentylacji. Na początku byliśmy zbyt zajęci czym innym, żeby się w ogóle interesować. W czwartek 9-go zgłosił się do mnie pan, który prosił o przyjrzenie się sprawie. Podał cenę, za którą chce mieć wykonaną robotę i jeszcze radośnie poinformował, że pracować można od 1 do 5:30 w nocy. Pewnie, już lecę. Ale dyplomatycznie powiedziałam, że skonsultuję się z biurem. Tylko po to, żeby w piątek grzecznie odmówić.
Pan jednak zaczął mnie prosić. Że możemy też robić wentylację w innym miejscu, żeby wyrobić więcej roboczogodzin. Wszystko oparło się o mojego szefa, który ostatecznie się zgodził.
Deadline: 26 sierpnia.
Szybko wyliczyliśmy, jakie kanały są nam potrzebne i w poniedziałek poszło zamówienie, żebym miała je na sobotę i mogła coś zacząć robić. We wtorek zrobiłam ofertę, która poszła do mojego Koreańczyka, w środę było święto, dopiero w czwartek oferta poszła do Polaków w S.

Teraz wyjaśnienie jak wyglądają w Fabryce sprawy: żeby zacząć cokolwiek robić potrzebny jest approval. Podpisany przez trzech Koreańczyków związanych najbliżej z tematem, a na końcu jeszcze przez prezesa i viceprezesa. Żeby o approval wystąpić trzeba mieć trzy oferty i oczywiście wybrać z nich tę najtańszą. Dopiero jak jest approval można zacząć działać.

W praktyce wygląda to tak: z jednej strony wręcz mnie błagają, żebym wzięła jakąś pracę, bo musi być zrobiona, a nie mogą znaleźć chętnego, z drugiej do końca nie wiem, czy na pewno ją dostanę, bo są brane pod uwagę inne oferty. Z trzeciej muszę kupić materiał, bo jak go nie zamówię to nie przyjdzie na czas i nie wyrobię z terminami.

 A w ogóle to i tak zawsze ktoś będzie niezadowolony, będzie za drogo, za wolno, nie tak.

Co cię nie zabije, to cię wzmocni. No i nie wyobrażam sobie, żeby gdziekolwiek było gorzej :P

1 komentarze:

Michał Bernat pisze...

budowlanka... uwazaj na tym mozna wlosy i zdrowie stracic :P

Prześlij komentarz