6 września 2011

chińskie piekiełko: pociągi

Relację z mojej miesięcznej wyprawy rozpocznę od przedstawienia Wam najupiorniejszego aspektu Chin: mordęgi z pociągami. Nawet wszyscy naganiacze i naciągacze razem wzięci nie mogą się równać z kupowaniem biletu oraz podróżowaniem kilkanaście godzin na miejscu stojącym.

Mając w pamięci opowieści Eri o trudnościach w nabyciu biletów, zapytałam tutejszych Chinek czy to faktycznie taki duży problem. Odpowiedź była pocieszająca: owszem, są problemy, ale tylko w czasie swiąt państwowych, Nowego Roku i we wrześniu, kiedy studenci wracają z wakacji. Poza tym nie powinno być problemów, jeśli tylko pójdę kupić bilet kilka dni wcześniej.

Akt I Cywilizacja
Pierwszą walkę stoczyłam na dworcu w Szanghaju. Sporym problemem okazało się znalezienie okienka z biletami... Chińczycy w większości kupują bilety w automatach, ale do tego potrzebna jest specjalna imienna karta (państwo musi wszak wiedzieć dokąd podróżujesz). Wędrowałam więc w tę i we w tę (a dworzec jest ogromy, jest powierzchnia do dreptania...) dopóki mój wzrok nie padł na... polski paszport w ręku białej turystki ;) Z nadzieją, że rodaczki mają już sprawę ogarniętą zapytałam o kasę. W odpowiedzi dostałam mordercze spojrzenie i wyjaśnienie, że kobieta właśnie po godzinie użerania się z lokalsami znalazła punkt sprzedaży biletów dla obcokrajowców. Zlokalizowany 20 minut drogi od dworca (oczywiście nigdzie nie było żadnego znaku do niego), a w środku kolejka biednych białych, na przynajmniej dwie godziny.
No i zaczęłam pluć sobie w brodę, że posłuchałam mojej host, że bez problemu kupię bilet w dniu wyjazdu do Suzhou... ALE. Całe szczęście przypomniało mi się, że dzień wcześniej widziałam coś w rodzaju kas po drugiej stronie dworca (oczywiście po mojej stronie nie było żadnego znaku). Stwierdziłam, że lepiej spróbować przejść 10 minut przejściami podziemnymi na drugą stronę niż iść prosto do dwugodzinnej kolejki. Na moje szczeście kasy były i bilet do Suzhou udało mi się kupić bez problemu po okazaniu paszportu.
Bilet z Suzhou do Nankinu też kupiłam z marszu na miejscu.
I na tym skończyło się łatwe i przyjemne podróżowanie na miękkim siedzeniu.

Akt II Pociągi nocne
Co znaczy kupowanie biletów w Chinach pojęłam w Guangzhou. Ponad 20 kolejek na 30 osób każda, i wszechobecne meiyou! (nie ma!) wykrzykiwane przez kasjerki. Nie ma biletów na kuszetki, nie ma biletów na soft seata, nie ma biletów na hard seata, na ten pociąg, na inny, na trzeci też nie. Jedyna opcja to miejsca stojące. Nie było wyjścia, choć 13h na stojaka nie brzmiało zachęcająco.
Jedynie Filip, mój towarzysz podróży, zdawał sobie sprawę co nas czeka, ponieważ przeżył już 16h podróż z Hangzhou do HK ;] Za jego radą kupiliśmy więc składane plastikowe stołeczki po 4 złote. Całe szczęście, bo dzięki nim komfort wzrósł o kilkaset procent.
Miejsca stojące sprzedawane są w wagonach hard seat - coś w stylu naszych osobowych tylko z pluszowymi siedzeniami. Na jednej takiej kanapie-siedzeniu ma się zmieścić trzech Chińczyków (na trzy miejsca sprzedawane są bilety), zazwyczaj mieści się ich czterech. Ponieważ ja mam rozmiar chiński, zlitowano się nade mną i wpuszczono mnie na kanapę, dzięki czemu mogłam drzemać podczas podróży. Ponieważ nawet siedząc na stołeczku w przejściu drzemać nie ma szans. W przejściu szerokości polskiego w pośpiechach toczy się bowiem życie, i to wyjątkowo żwawo. Po pierwsze przetaczają się przez nie masy ludzi idących do toalety, automatu z gorącą wodą do chińskich zupek (o tym w innym odcinku), na papierosa itd. A przetaczając się, popychają ciebie, więc spać się nie da. Ale to nie jest najgorsze. Najgorsze są wózki z jedzeniem, dokładnie szerokości przejścia, więc nie ma innego wyjścia, tylko wstać ze stołeczka i je przepuścić. A wózeczków kursuje trzy: z owocami, snackami i ryżem z potrawką. Średnio któryś z nich co 15 minut. Także w miarę spokojnie można zasnąć w takim nocnym pociągu w okolicach 3-4 nad ranem, jak większość ludzi wysiądzie i można się ulokować na kanapie.

A to dopiero wierzchołek góry lodowej pod tytułem Czar chińskich pociągów. Cdn.

1 komentarze:

Homek pisze...

No to widze, że Twój wewnętrzny Polak miał wyjątkowe pole do popisu

Prześlij komentarz