22 listopada 2008

delegat aneczka

Wróciłam właśnie z tygodniowej delegacji w Gdańsku. I powiem jedno "nehi! nigdy więcej!". Co prawda jeden taki tydzień pozwoli mi przeżyć miesiąc na bezrobociu, ale więcej nie zniesę mojego szefa w takiej dawce ;]
Ogólnie mój dzień wyglądał tak, że wstawałam o 8, tłumaczyłam coś na japoński i potem albo miałam 2 godziny wolnego albo jechałam gdzieś z szefem lub przygotowywałam artykuł do tłumaczenia on the spot z angielskiego. Potem jechałam do fabryki gdzie szef robił szkolenie. Jak dobrze szło to trwało to półtora godziny a jak były korki to ze dwie albo więcej. A wszystko dlatego, że szef zrobił rezerwację w pensjonacie niedaleko morza, bo chciał sobie chodzić na plażę. W efekcie musiałam codziennie jechać pół godziny do centrum a potem jeszcze 40 minut do fabryki na przedmieściach w inną stronę. A nad morzem nie byłam, bo rano było zimno a wieczorem było zimno i najczęściej padało ;] A tak swoją drogą to te pogłoski o łagodnym morskim klimacie to jakaś ściema - już dawno tak nie wymarzłam ;]
Zazwyczaj byłam z powrotem koło 18 i miałam akurat ze dwie godziny na kolację i zagrzanie się, po czym wracał szef i siedziałam nad kolejnymi tłumaczeniami do 23 albo i do północy. Pięć dni takich maratonów wykańcza :/ No i te ciągłe dojazdy...
Tu robiłam odczyty ;)
Strasznie mnie ubawiła ta "rachuba" XD Naprawdę tak się mówi?o.O Bo bardziej mi pasuje "rachunkowość" ;]

Raz miałam półtora godziny wolnego, więc zwiedziłam najważniejsze atrakcje ^^
Przy Żurawiu rekomandują świeże ryby, ale można się napić piwa za 6 złotych ;)
Za to okolica nie zmieniła się od 10 lat :/
Trochę mnie zasmuciło, że w siedzibie bractwa św. Jerzego podają przaśnego schaboszczaka :/

Oczywiście nie może zabraknąć moich ulubionych wrażeń transportowych ^^
Gdańsk ma najbardziej przejrzyste i czytelne rozkłady jazdy. Niczego nie brakuje: minut do danego przystanka, minut między przystankami, ulic przejazdu i nazw przystanków.
I to tyle zalet, bo reszta woła o pomstę. Już dawno nie jeździłam takimi gruchotami :/ Przy nich stare 501 to były ferrari. Parę razy miałam obawy czy autobus w ogóle ruszy ze świateł. (I jak na złość, choć tyle ich było to jak w ostatni dzień chciałam zrobić zdjęcie przed odjazdem to akurat żaden nie przyjechał ;( ). A większość kierowców wysłałabym na szkolenia w zakresie poprawnego używania hamulców :/
Pierwszy raz widziałam też specjalny kiosk tylko z biletami. Aż tak trudno je dostać w zwykłym kiosku? o.O Erizo?
Przed wyjazdem zdążyłam jeszcze pójść do muzeum bursztynu. Polecam, jest naprawdę ciekawe ^^

Będę tęsknić chyba tylko za paluchami kukurydzianymi ;P Mniam!
Bo reszta jest wyjątkowo swojska ;)

5 komentarze:

neko pisze...

Jak już wspomniałam przez telefon- wg googli tutaj było jeszcze zimniej niż w Gdańsku, nie marudź.
A bilety można bez problemu w każdym kiosku dostać ;D
No i widzę, że wychwyciłaś odpowiedni eksponat w muzeum- bursztynowe pałeczki^^

Unknown pisze...

Jedyne miejsce, które odwiedzam kilka razy w roku, bo tak to poza Warszawę nieczęsto nos wychylę :P

Anonimowy pisze...

a ktoś mówił, że mamy tu łagodny klimat?? brrr!

aneczka pisze...

Pani w podstawówce mówiła :D A Pani ma zawsze rację ;]

Anonimowy pisze...

aha, no chyba że tak :P

Prześlij komentarz