(Post dla afejsbukowców plus kilka dodatkowych fot)
Z góry wyraźnie widać, że Dublin to jedne wielkie suburbia plus półwysep Howth (to tam, gdzie są te śliczne wrzosowiska):

Tym razem miałam trochę więcej czasu na spacery i zapoznanie się z miastem ^^
Dublin dzienny.
Kolejne drzwi do kolekcji, tym razem bardziej stonowane:











Dublin nocny/bożonarodzeniowy:





Bo na białe święta w Dublinie nie ma co liczyć ;] W tamtym roku śnieg spadł tylko raz i utrzymał się ledwo kilka godzin (gdzieś w rowie ;)).







The Church pub, tym razem odwiedzony wieczorem - urzekły mnie te kiczowate kolorowe światła ;]

Nie mamy pojęcia co to jest "Hammam" ;] Żona wie, niech tak zostanie ;P

Nie obeszło się bez wizytowania Labu :D



Oprócz boskich płaszczy z Desiguala sklepy zapełniały zwiastuny przyszłorocznego koszmaru. Przerażająca moda lat 80. kontratakuje o.O


Fajnie było, tylko zimno. Zimno na zewnątrz, zimno w domu, zimno w labie. Tylko w pubach ciepło, nic dziwnego, że są pełne co wieczór.
Nawet ja nabawiłam się przeziębienia, co ostatnio zdarzyło mi się przy bieganiu po francuskim śniegu w klapkach ;]


3 komentarze:
Hehe, to ja się w Rosji nie przeziębiłam a Ty w Dublinie tak. Czad
Bo wóda tam strasznie droga, nie było jak profilaktyki stosować ;)
Oprócz boskich płaszczy z Desiguala sklepy zapełniały zwiastuny przyszłorocznego koszmaru.
LOL
trzaska
Prześlij komentarz