Zdjęcia z urlopu naukowego w Dublinie ;) Z założenia miałam zmienić otoczenie, odciąć się od porannych telefonów szefa i pouczyć się na grudniowy egzamin. I nawet się to udało choć wyjazd upłynął raczej pod znakiem porannych sconów, pysznych obiadków, popołudniowych pint i innych atrakcji ^^ Podziękowania dla Sponsora ;)
(Post dla afejsbukowców plus kilka dodatkowych fot)
Z góry wyraźnie widać, że Dublin to jedne wielkie suburbia plus półwysep Howth (to tam, gdzie są te śliczne wrzosowiska):
Tym razem miałam trochę więcej czasu na spacery i zapoznanie się z miastem ^^
Dublin dzienny.
Kolejne drzwi do kolekcji, tym razem bardziej stonowane:
Nowoczesna dzielnica (więcej niż 3 piętra ;])
Najciekawsza rzecz w muzeum sztuki nowoczesnej (ech, nie ma to jak Pompidou ;P):
Sporo jest sklepów zaopatrzonych we wszystko, czego słowiańska dusza zapragnie ^^
Dublin nocny/bożonarodzeniowy:
Dublin w gaelic.Prawda, że światełka malowniczo odbijają się w zamoczonych deszczem chodnikach? ;]
Bo na białe święta w Dublinie nie ma co liczyć ;] W tamtym roku śnieg spadł tylko raz i utrzymał się ledwo kilka godzin (gdzieś w rowie ;)).
The Church pub, tym razem odwiedzony wieczorem - urzekły mnie te kiczowate kolorowe światła ;]
A jeszcze bardziej urzekła mnie ta tablica: Sacred. To the memory of John North - proprietor of 'The Hammam'. Erected by his loving wife.
Nie mamy pojęcia co to jest "Hammam" ;] Żona wie, niech tak zostanie ;P
Nie obeszło się bez wizytowania Labu :D
Ta suszarka/wieszak jest lekko creepy. To chyba przez te niepokojące "kolce" ;)
Miałam też swoją zabawkę ;P Uzupełniałam co chwilę końcóweczki w pudełkach - to taki mój mały wkład w badania mogące zmienić ludzkość ;D
Oprócz boskich płaszczy z Desiguala sklepy zapełniały zwiastuny przyszłorocznego koszmaru. Przerażająca moda lat 80. kontratakuje o.O
Przydużych sweterków ze złotymi guzikami już nie miałam siły fotografować, ale były, nie obawiajcie się ;]
Fajnie było, tylko zimno. Zimno na zewnątrz, zimno w domu, zimno w labie. Tylko w pubach ciepło, nic dziwnego, że są pełne co wieczór.
Nawet ja nabawiłam się przeziębienia, co ostatnio zdarzyło mi się przy bieganiu po francuskim śniegu w klapkach ;]
3 komentarze:
Hehe, to ja się w Rosji nie przeziębiłam a Ty w Dublinie tak. Czad
Bo wóda tam strasznie droga, nie było jak profilaktyki stosować ;)
Oprócz boskich płaszczy z Desiguala sklepy zapełniały zwiastuny przyszłorocznego koszmaru.
LOL
trzaska
Prześlij komentarz