31 października 2010

diagram Venna

Powinnam chyba napisać posta z okazji Halloween, ale sprytnie wszystko zilustruję zdjęciami, więc w zamian Doktorowe distraction, dopóki wreszcie nie wymęczę tego posta o zajęciach :P

A za jakiś czas zapraszam na Picasę - będą zdjęcia głównie z Parady Halloween, jakże odmiennej od moich wyobrażeń XD

Aha, wczoraj była w Polsce zmiana czasu, prawda? W związku z tym różnica czasów to 8h.

A, i powodzenia w korkach jutro! Życzę wytrwałości :P

30 października 2010

karaoke night

Z dedykacją dla zainteresowanych moim życiem imprezowym ;)

Uwagi ogólne: moja grupa zdążyła się już podzielić - na frakcję bufoniasto-imprezową złożoną głównie z Europejczyków oraz na grupki narodowościowe. Ja bardzo lubię przebywać z Koreankami, ale kiedy próbuję je zaprosić na jakiś wypad weekendowy, albo wieczorny to odmawiają, bo muszą się uczyć, albo robić pranie itd. Chinki tak samo - jak ostatnio zrobiły imprezę w kuchni na swoim korytarzu to tylko we własnym gronie. Nawet mnie nie zaprosiły do stołu jak przechodziłam obok i zagadnęłam co się dzieje. Jak zaprosiłam kilka osób na wspólne oglądanie lampionów to przyjechały razem ze swoimi znajomymi i w rezultacie zostałam sama z Aśką. Więc stwierdziłam, że koniec prób zaprzyjaźniania się z grupą, bo i tak moim celem jest rozmawianie z Japończykami, a nie obcokrajowcami mówiącymi po japońsku, choćby nie wiem jak dobrze.
Dlatego obecnie działam dwutorowo w celu zapoznania Japończyków: 1. Spotykam się z tymi dziewczynami, które poznałam na wycieczce do Fukuoka Tower. Są bardzo sympatyczne i pomogły mi w kilku sprawach, bo niestety moja tutorka zupełnie nie ma czasu pracując dorywczo, szukając pracy i kończąc studia. 2. Wbijam się do różnych grup - w sobotę idę obczajać kółko fotograficzne na uniwersytecie, a w czwartki będę chodzić na grupę dyskusyjną (Japończycy gadają po angielsku, a obcokrajowcy po japońsku).

Ale wracając do tematu, wczoraj zaliczyłam swoje pierwsze karaoke ^^ Które notabene wygląda zupełnie inaczej niż w Polsce, gdzie trzeba wyjść na scenę i śpiewać przed tłumem nieznajomych ludzi, którzy niekoniecznie chcą słuchać tego fałszowania. W Japonii grupka znajomych ma do dyspozycji tzw. karaoke box, czyli pokój, w którym może sobie do woli fałszować i bez krępacji pozwolić na wygłupy. Lokal w którym wylądowałam wczoraj miał 6 (!) pięter i przypominał hotel z mnóstwem korytarzy i numerowanych pokoi.
Zostałam zaproszona na wyjście przez imprezową grupę Francuzów, którzy też wcześniej nie byli na karaoke i chcieli odpowiedniej inauguracji. Karaoke zaczynało się o 23, bo od tej godziny są dużo niższe ceny (1900Y=70 zeta za nomihodaja do 6 nad ranem!!! Raj a nie kraj :P ), więc miałam wieczorem więcej czasu i wybrałam się znowu na Oktoberfest ;) Tym razem było trochę żywiej, bo ludzie np. tańczyli coś w rodzaju polko-zorby do muzyki wygrywanej przez 3 bawarczyków (bawarian?) w skórzanych spodniach oraz tworzyli "ciuchcie". Hihi, zdecydowanie nie moje klimaty, ciuchcia to albo w przedszkolu, albo pod koniec wesela, a nie tak raczej na trzeźwo i w towarzystwie dzieci :P
Całe szczęście miałam dodatkową atrakcję w postaci Anglika z Manchesteru i mogłam się wspiąć na wyżyny pięknej angielszczyzny. Nie macie pojęcia jak cudowne jest uczucie usłyszeć ładny akcent po tylu wieczorach wysłuchiwania amerykańsko-kanadyjskiego kwękania pod oknem.
Zdążyłam też pójść do budki z jedzeniem rozkładanej na ulicy, czyli yatai 屋台 (Michał, kiedyś o tym rozmawialiśmy, pamiętasz? ^^ ), czyli kolejnej japońskiej specyfiki. W związku z tym, że pracę kończy się tu w okolicach 18-19 wcześniej tych budek nie ma, choć ja na przykład spodziewałabym się ich w dzielnicy sklepowej już od około 14, pojawiają się dopiero po zmroku i salarymani udający się na wspólne picie po pracy mogą w nich zjeść ramen, pierożki czy tempurę.
Znalazłam też Fubar ^^ Był raptem budynek wcześniej niż karaoke i trudno było nie zauważyć tej ogromnej kolejki stojącej przed nim - tam jest tak zawsze??? O.O

Uch, trochę chaotyczny ten post, ale dziś na nic lepszego mnie nie stać, a jakbym nie napisała go teraz to pewnie w ogóle by nie powstał, także wybaczcie niedociągnięcia.

27 października 2010

graal

odnaleziony! :D:D:D Malutki, skromniutki, wciśnięty gdzieś między tubkę z kwaśną śmietaną i parmezanem. On. Biały ser. ^________^

I nieważne, że opakowanie ma tylko 100g i kosztuje 7 zeta. Jak będę coś świętować, albo nie wytrzymam z tęsknoty to zaszaleję. I boję się tylko jednego, pewnie już doskonale wiecie czego ;) Że ja tu się tak ekscytuję i podskakuję na stołeczku z radości, a okaże się, że cottage cheese z Hokkaido jest słodki ;]

Dobra, koniec tych nabiałowych wynurzeń. Udaję się na kolejny eksperyment: dziś duszone bakłażany z tofu, prawdopodobnie z dodatkiem przyprawy tuńczykowej (nie ma włoskich/indyjskich to próbuję tutejszych) oraz prawdopodobnie kostki kare- lub pasty miso, jeszcze się nie zdecydowałam XD A do tego chikuwa polecana przez nauczycielkę konwersacji - niestety, mimo smacznego opisu oczywiście okazała się słodkawa...

Przepraszam za kolejnego posta o jedzeniu, ale najwyraźniej moja dieta interesuje najbardziej moją rodzinę, więc proszę o cierpliwość przy kolejnych sprawozdaniach z placu boju.
Może jutro pojawi się wreszcie notka o uniwersytecie :P Tak dla odmiany.

26 października 2010

fake science

Nie no, nie mogę XD Przezabawna strona! :D
Dobra, mam zadanie do zrobienia na jutro, muszę sobie dawkować te geekowe przyjemności ^^