Maj dir, z dedykacją dla Ciebie, kilka informacji praktycznych^^
1. Do Rumunii najlepiej pojechać własnym samochodem. Spotkałam dwóch Polaków, którzy poruszali się pociągami i odradzali ten środek transportu. Połączeń jest mało a jak już są to niezbyt wygodne. O pksach lepiej nie mówić.
Benzyna kosztuje 4 złote z groszami. Stanowiła prawie 1/3 naszego budżetu, ale do większości interesujących miejsc można dojechać tylko samemu.
2. Zakwaterowanie. W każdej większej miejscowości jest przynajmniej jeden pensjonat i zazwyczaj nie ma problemu ze znalezieniem noclegu. Myśmy zazwyczaj zaczynali szukać w okolicach 19-20 i zawsze udało nam się coś znaleźć. Najczęściej noc w dwuosobowym pokoju, z telewizją i własną łazienką kosztuje 4 dychy od osoby.
3. Najlepiej wziąć ze sobą euro i na miejscu wymienić na leje. Przy obecnych kursach wychodzi trochę mniej niż 1 zł za 1 leję, więc łatwo się wszystko przelicza ^^
Ogólnie cały dwutygodniowy wyjazd wyniósł 1000 złotych od osoby, ze wszystkim. A jedliśmy w restauracjach i tylko raz rozbiliśmy namioty na kempingu. Taki nocleg to 7.5 za namiot i 7.5 za osobę.
Zapomniałam o jeszcze kilka informacjach o
jedzeniu ^^
1. Do każdego obiadu Rumuni podają chleb lub bułki,
za które się płaci. I nie ma znaczenia, czy je się zupę, flaczki czy kotlet z kurczaka z ziemniakami. Na jedną osobę przypada czasem nawet 4 bułki, po 50 groszy za sztukę. Parę razy udało nam się zaprotestować, ale za każdym razem kelner się dziwił, że nie chcemy bułki do ziemniaków ;]
2. Owoce: najlepiej kupować melony, są rewelacyjne i dość tanie - 2.5 za kilo. I arbuzy.
Reszta kosztuje tyle co u nas i pewnie jest równie importowana ;)
3. Uwaga na
borówki! Przystanęliśmy przy przydrożnych sprzedawcach, żeby kupić litr borówek z lasu i usłyszeliśmy zadziwiającą cenę
100 złotych za litr O.O Myśleliśmy, że chcą nas wykiwać, więc zapytaliśmy jeszcze kilku innych. Wszędzie to samo. Do tej pory nie wiemy jak to jest z tymi borówkami, bo jak tylko zdarzył się jakiś Rumun, z którym dało się porozmawiać nie po rumuńsku to nie wiedział jakie są ceny a sprzedawców spotkaliśmy tylko na jednym wzgórzu. W każdym razie lepiej uważać.
4. Zapomniałam napisać o jednym z moich ulubionych dań czyli
langoszu. To jest taki duży placek z ciasta kukurydzianego smażony w głębokim tłuszczu. Pyszny, ale to znowu same węglowodany, więc żyć się na tym nie da jak nie chce się wyglądać jak hamburgerowy Amerykanin. Ale dostać je tu można w każdym większym mieście, bardzo często robione na bieżąco na oczach klienta. 1.5 za sztukę.
5. No i
bryndza... Tylko za tym będę tęsknić jeśli chodzi o kuchnię rumuńską (bo langosz jest węgierski ;] ). Jak dla mnie ser idealny - coś między serem białym a żółtym, ostry i wyrazisty, raczej chudy. I nie ma nic wspólnego ze słoną bryndzą sprzedawaną u nas w sklepach.
TelewizjaSieczka taka jak i u nas, ale przynajmniej w oryginale, bo tu na każdym kanale są napisy. Raz nawet trafiłam na zdubbingowany po polsku program na Discovery XD
A drugiego dnia trafiłam na
Uyire na National TV O.O

Z ciekawostek: oni tu mają dwa programy poświęcone w całości muzyce krajowej. Jeden folkowy czyli zazwyczaj starsze, otyłe panie kręcące biodrami i wyśpiewujące tradycyjne pieśni i jeden z muzyką bardziej współczesną z elementami tradycyjnymi. Realizacją i stylem przypominającą disco polo ;]
A teraz już zdjęcia ^^
Na początek pierwsza z odwiedzonych przez nas krain czyli Maramuresz (północno-zachodnia część). Dwa dni pod znakiem
cerkiewek. Są tu absolutnie w każdej najmniejszej wsi, czasem nawet więcej niż jedna ^^


Detal architektoniczny ^^ W większości cerkwi był tak profilowany gont. Jestem pod wrażeniem umiejętności ciesielskich...

Oprócz cerkwi, charakterystyczny element krajobrazu stanowią
bramy przed domami. Wielkość i zdobienia różnią się w zależności od majątku właściciela, ale kształt jest zawsze ten sam.
Wesoły cmentarz w Sapancie. Wymyślony przez takiego rumuńskiego Nikifora. Na każdym nagrobku obrazek z życia zmarłego lub przedstawienie w jaki sposób zginął. Czasem oba na raz. Bardzo interesująca rzecz.


Rumuni mają też niezłe
skanseny, najczęściej na uboczu, ale jest co oglądać. Nie będę wklejać zdjęć, bo to najczęściej po prostu gliniane domki kryte strzechą, ale jak ktoś będzie miał okazję to niech pojedzie do Negusti Oas albo Sygietu - bardzo porządnie zrobione skanseny. Wejście około 2 złotych.
Ale te tradycyjne gacie* musicie zobaczyć XD *
[Rumuni naprawdę mówią na to "gacie" ;D]
I przy okazji tradycyjne stroje:


Zwróćcie uwagę zwłaszcza na kapelusik męski. W Maramureszu sporo panów nosi je na codzień i są wyjątkowo twarzowe ^^
Spódnice do kolan są noszone niezależnie od wieku i muszę przyznać, że to chyba błąd, bo babcie są tu pokaźnych rozmiarów i taki krój im nie pomaga ;P No ale tradyszyn to tradyszyn ;)