28 lipca 2008

rumuński tygielul: Bukowina

Z Maramureszu pojechaliśmy na wschód, do Bukowiny. Zabudowa jest mniej więcej podobna w obu krainach i przypomina naszą beskidzką. Góry właściwie też, tylko są trochę wyższe :)
Miejsce cerkiewek zajmują malowane monastyry:
Badacze zachwycają się rodzajami błękitu i polifonią barw, my mieliśmy dość po jednym dniu i paru, prawie identycznych dla naszych niewprawnych oczu, zabytkach ;P Ceny to magiczne 1-3-6: 1 za studenta, 3 za dorosłego, 6 za zdjęcia.
Ale same malunki są dość interesujące^^
Drabina cnót monastycznych:

Czy tylko dla mnie to jest ewidentnie katolickie strappu? [czyli ozdóbki przyczepiane do komórek]

Niedaleko Putny - rumuńskiego Wawelu, który także jest monastyrem, jest ciekawa jednoosobowa pustelnia. Całkiem wygodna, bo tuż przy drodze ;]

Na Bukowinie jest też trzy wsie polskie. Wyglądają normalnie, więc nie wklejam zdjęć, ale większość mieszkańców mówi w nich po polsku i miłą odmianą był brak problemów z pytaniem o drogę ;D

Misz masz:
Podejrzewamy, że to pałac cygański:

Rozwalił mnie ten wyrafinowany system sterowania światłem w restauracji ;]

I motoryzacyjnie:
Na Bukowinie są najlepiej oznaczone drogi w północnej Rumunii. Może trochę poniżej polskiego standardu, ale w porównaniu z resztą są chou-czytelne.

Występuje kilka rodzajów policji:
wiejska, miejska, drogowa i ogólna Politia ;]
Radiowozy i komisariaty są w prawie każdej wsi, ale służą chyba głównie utrzymaniu porządku. Żadnych policjantów pochowanych w krzakach z suszarkami. Są bardzo uprzejmi i się nie wtrącają.
Hihi, piesze auto bawiło mnie dobrych kilka dni XD
Genialny wynalazek, występujący głównie na Bukowinie i w niektórych miejscach w innych miastach. Zegar odliczający sekundy do zmiany światła.

27 lipca 2008

rumuński tygielul: Maramuresz

Maj dir, z dedykacją dla Ciebie, kilka informacji praktycznych^^
1. Do Rumunii najlepiej pojechać własnym samochodem. Spotkałam dwóch Polaków, którzy poruszali się pociągami i odradzali ten środek transportu. Połączeń jest mało a jak już są to niezbyt wygodne. O pksach lepiej nie mówić.
Benzyna kosztuje 4 złote z groszami. Stanowiła prawie 1/3 naszego budżetu, ale do większości interesujących miejsc można dojechać tylko samemu.

2. Zakwaterowanie. W każdej większej miejscowości jest przynajmniej jeden pensjonat i zazwyczaj nie ma problemu ze znalezieniem noclegu. Myśmy zazwyczaj zaczynali szukać w okolicach 19-20 i zawsze udało nam się coś znaleźć. Najczęściej noc w dwuosobowym pokoju, z telewizją i własną łazienką kosztuje 4 dychy od osoby.

3. Najlepiej wziąć ze sobą euro i na miejscu wymienić na leje. Przy obecnych kursach wychodzi trochę mniej niż 1 zł za 1 leję, więc łatwo się wszystko przelicza ^^

Ogólnie cały dwutygodniowy wyjazd wyniósł 1000 złotych od osoby, ze wszystkim. A jedliśmy w restauracjach i tylko raz rozbiliśmy namioty na kempingu. Taki nocleg to 7.5 za namiot i 7.5 za osobę.

Zapomniałam o jeszcze kilka informacjach o jedzeniu ^^
1. Do każdego obiadu Rumuni podają chleb lub bułki, za które się płaci. I nie ma znaczenia, czy je się zupę, flaczki czy kotlet z kurczaka z ziemniakami. Na jedną osobę przypada czasem nawet 4 bułki, po 50 groszy za sztukę. Parę razy udało nam się zaprotestować, ale za każdym razem kelner się dziwił, że nie chcemy bułki do ziemniaków ;]

2. Owoce: najlepiej kupować melony, są rewelacyjne i dość tanie - 2.5 za kilo. I arbuzy.
Reszta kosztuje tyle co u nas i pewnie jest równie importowana ;)

3. Uwaga na borówki! Przystanęliśmy przy przydrożnych sprzedawcach, żeby kupić litr borówek z lasu i usłyszeliśmy zadziwiającą cenę 100 złotych za litr O.O Myśleliśmy, że chcą nas wykiwać, więc zapytaliśmy jeszcze kilku innych. Wszędzie to samo. Do tej pory nie wiemy jak to jest z tymi borówkami, bo jak tylko zdarzył się jakiś Rumun, z którym dało się porozmawiać nie po rumuńsku to nie wiedział jakie są ceny a sprzedawców spotkaliśmy tylko na jednym wzgórzu. W każdym razie lepiej uważać.

4. Zapomniałam napisać o jednym z moich ulubionych dań czyli langoszu. To jest taki duży placek z ciasta kukurydzianego smażony w głębokim tłuszczu. Pyszny, ale to znowu same węglowodany, więc żyć się na tym nie da jak nie chce się wyglądać jak hamburgerowy Amerykanin. Ale dostać je tu można w każdym większym mieście, bardzo często robione na bieżąco na oczach klienta. 1.5 za sztukę.

5. No i bryndza... Tylko za tym będę tęsknić jeśli chodzi o kuchnię rumuńską (bo langosz jest węgierski ;] ). Jak dla mnie ser idealny - coś między serem białym a żółtym, ostry i wyrazisty, raczej chudy. I nie ma nic wspólnego ze słoną bryndzą sprzedawaną u nas w sklepach.

Telewizja
Sieczka taka jak i u nas, ale przynajmniej w oryginale, bo tu na każdym kanale są napisy. Raz nawet trafiłam na zdubbingowany po polsku program na Discovery XD
A drugiego dnia trafiłam na Uyire na National TV O.O
Z ciekawostek: oni tu mają dwa programy poświęcone w całości muzyce krajowej. Jeden folkowy czyli zazwyczaj starsze, otyłe panie kręcące biodrami i wyśpiewujące tradycyjne pieśni i jeden z muzyką bardziej współczesną z elementami tradycyjnymi. Realizacją i stylem przypominającą disco polo ;]

A teraz już zdjęcia ^^
Na początek pierwsza z odwiedzonych przez nas krain czyli Maramuresz (północno-zachodnia część). Dwa dni pod znakiem cerkiewek. Są tu absolutnie w każdej najmniejszej wsi, czasem nawet więcej niż jedna ^^
Detal architektoniczny ^^ W większości cerkwi był tak profilowany gont. Jestem pod wrażeniem umiejętności ciesielskich...

Oprócz cerkwi, charakterystyczny element krajobrazu stanowią bramy przed domami. Wielkość i zdobienia różnią się w zależności od majątku właściciela, ale kształt jest zawsze ten sam.

Wesoły cmentarz
w Sapancie. Wymyślony przez takiego rumuńskiego Nikifora. Na każdym nagrobku obrazek z życia zmarłego lub przedstawienie w jaki sposób zginął. Czasem oba na raz. Bardzo interesująca rzecz.

Rumuni mają też niezłe skanseny, najczęściej na uboczu, ale jest co oglądać. Nie będę wklejać zdjęć, bo to najczęściej po prostu gliniane domki kryte strzechą, ale jak ktoś będzie miał okazję to niech pojedzie do Negusti Oas albo Sygietu - bardzo porządnie zrobione skanseny. Wejście około 2 złotych.
Ale te tradycyjne gacie* musicie zobaczyć XD *[Rumuni naprawdę mówią na to "gacie" ;D]
I przy okazji tradycyjne stroje:
Zwróćcie uwagę zwłaszcza na kapelusik męski. W Maramureszu sporo panów nosi je na codzień i są wyjątkowo twarzowe ^^
Spódnice do kolan są noszone niezależnie od wieku i muszę przyznać, że to chyba błąd, bo babcie są tu pokaźnych rozmiarów i taki krój im nie pomaga ;P No ale tradyszyn to tradyszyn ;)

26 lipca 2008

rumuński tygielul: słowo wstępne

Przeżyłam wyjazd ze Starszymi ;) ;P Pojechałam do Rumunii bez większych oczekiwań a spędziłam naprawdę wspaniały urlop. Ekscytujący z wielu względów ^^ Głównie z powodu samego kraju, oczywiście.
Planowałam jedną notkę po wyjeździe, ale Rumunia okazała się tak różnorodna i bogata w atrakcje, że postanowiłam podzielić wrażenia na posty tematyczne. Dziś spostrzeżenia ogólne, reszta będzie się pojawiać sukcesywnie.

Rumunia to niesamowicie zróżnicowany kraj. W praktyce wygląda to tak, że nigdy nie wiadomo jak będzie wyglądać następna dolina, do której się wjedzie. Może mieć zupełnie inny typ zabudowy, inne stroje i język, którym posługuje się większa część ludności. Nie mówiąc o topografii.
Od razu widać, że to głównie kraj rolniczy. Nigdy nie było tu wielkich posiadłości ziemskich, kniaziów, wojewodów i innych panów udzielnych. Większość majątku była w rękach samych rolników i to widać. Głównie po bogatych zabudowaniach wsi. Właściwie nie spotyka się w Rumunii pałaców, natomiast same domki chłopskie, nawet te średniowieczne, mają wyjątkowo wysoki standard.
Niestety, obecnie Rumuni są raczej biedni. Stare wioski są wyjątkowo imponujące, natomiast współczesne miasta są raczej przygnębiające: szare i smętne. Średnia krajowa to jakieś 800 złotych i tyle zarabia większość ludzi. Natomiast ceny wszystkiego: jedzenia, ubrań, zakwaterowania są dokładnie takie jak u nas. Benzyna jest tańsza o jakieś 50 gr. Większość ludzi ma przydomowe ogródki i chyba tylko dzięki nim udaje im się przeżyć. Samych sklepów jest niewiele, przez te dwa tygodnie widziałam około 10 hipermarketów a przejechaliśmy w Rumunii 2000 km. Jeżeli we wsi trafi się sklep to przypomina nasze z wczesnych lat 90.

Drogi
Ludzie są biedniejsi to i mają mniej samochodów, więc ruch jest mniejszy niż u nas, ale same drogi są gorsze: węższe i dziurawe. Ale to się zmienia i to szybko. Praktycznie w każdej wiosce robi się kanalizację, kładzie nowy asfalt i buduje drogi szybkiego ruchu w górach. Zazwyczaj bardzo porządnie i bez fuszerki. Niejednokrotnie zaskakiwała nas nowiutka, szeroka droga powiatowa, po której prawie nikt nie jeździł.
W większości są dość dobrze oznaczone (mowa o znakach, bo z białymi pasami i słupkami wzdłuż drogi jest już bardzo kiepsko), ale zdarzają się nieprzyjemne atrakcje. O tym później.
Rzadkością są znaki pierwszeństwa, więc trzeba się mieć na baczności, ale kierowcy są tu bardzo uprzejmi, więc nie jest to tak bardzo odczuwalna niedogodność.

Jedzenie
Jeśli o mnie chodzi, jeden z nielicznych minusów. Nie bardzo miałam co jeść. W menu nie występowały dania jarskie. Tylko naleśniki jako deser. I czasem dwa rodzaje spaghetti. Przez jakiś czas żywiłam się kaszą kukurydzianą z ostrym białym serem, ale ile można jeść węglowodany i cukry :/ Sałatki: cebula w plasterkach; pomidory w plasterkach; ogórki w plasterkach. Czasem zdarzy się z białej kapusty a w nielicznych restauracjach jakaś bardziej skomplikowana, którą można zjeść na obiad.
Natomiast jeśli ktoś lubi mięso, a zwłaszcza baraninę, nie będzie miał problemów ^^ Baranina w różnych postaciach jest właściwie wszędzie a dania mięsne nie różnią się od naszych. Może są trochę bardziej tłuste, ale to też zależy od restauracji.
Tylko jak już pisałam, nie ma co liczyć na tanie jedzenie. Zupa kosztuje średnio 6 złotych, drugie danie około 15.
W sklepach jest dużo produktów polskich (Kubuś, Tymbark, Lubella XD), więc jak ktoś chce sobie zrobić jedzenie sam, nie będzie miał problemów.

Ludzie
Baaardzo sympatyczni i pomocni. Po paru dniach umiałam się już dogadać w najważniejszych kwestiach, ale początki pytania o drogę były oczywiście trudne. I już pierwszego dnia zaskoczyła mnie uprzejmość ludzi. Jedna babunia widząc, że zupełnie nie rozumiem co do mnie mówi, wsiadła do naszego samochodu i pojechała na miejsce z nami.
Bardzo dużo osób mówi w obcych językach. Parę razy opadła mi szczęka jak facet ze wsi, która miała może z setkę mieszkańców zaczął mówić po francusku.
Raz zostaliśmy też poczęstowani ciastami z ogromnej tacy oraz pączkami z miednicy.
I jeszcze jeden cudowny zwyczaj: w paru pensjonatach panie częstowały nas ręcznie pędzoną rakiją XD

Język
Bardzo ciekawy. Wyraźnie widać w nim łacinę: bardzo dużo czasowników kończy się na -are. Rytm też jest bardzo łaciński, ale w fonetyce słychać wpływy słowiańskie. (Jotacja i dużo "cz" :D )
Niestety, nie jest właściwie podobny do niczego i zazwyczaj trudno się domyślić co znaczy dane słowo. Trzeba wiedzieć. Chyba najlepszym zakupem przedwyjazdowym były rozmówki polsko-rumuńskie.
Bardzo szybko urzekła nas wszystkich końcówka -ul. Dodawana tam, gdzie u nas jest -um: muzeul, liceul itp. ale również do zupełnie niespodziewanych wyrazów: filmul, parkul, complexul. Ale mnie najbardziej rozwalił windowsowy mój computerul oraz hardware-ul *rotfl*

Teraz czeka mnie segregowanie około 3 tysięcy zdjęć, ale następne posty powinny pojawić się już niedługo. I będą raczej obrazkowe, wyczerpałam limit pisania na ten miesiąc ;P

7 lipca 2008

launch

Dziś odbyło się uroczyste uruchomienie słownika^^
Wreszcie większa ilość osób będzie mogła poznać rezultaty mojej pracy.

Niedługo powinien być dostępny pod ilm kropka pl/polska/slownikj.htm
(Nie wpisuję całego adresu, bo teraz łatwo dojść skąd się klika ;) )