24 listopada 2006

coś się kończy coś się zaczyna

Przykro mi, ale nie ominie was cebulowa relacja;]
Drużyna w terenie:
Trzeba się też było czasem poświęcić:
Tutejsza cebula jest koło dwa razy większa od polskiej i dużo słodsza.
Potem analizowanie nagranego wywiadu, wymyślanie pytań na kolejny i oglądanie materiałów dodatkowych:
A tu macie napisy pod dziadkiem, żeby nie było, że zmyślam:
Ćwiczenie:
Tworzenie prezentacji:
Plakatu:
I gwóźdź programu:
Mieliśmy całkiem liczną dżapańską widownię, więc stres był:/

Tu wczoraj było święto pracy - właściwie niczym nie różni się od naszego. Wolne mają chyba tylko salarimani, bo w sklepach tłumniej niż zwykle, ale wszystko pootwierane.

Dziś jeszcze o miejscowych pojazdach.
Hihi, akurat takich pokemonów jest niewiele, ale co mnie zdziwiło to to, że myślałam, że w kraju Toyoty, Hondy i innych choć ten fragment krajobrazu będzie znajomy. Ale nie - tu by się podobało maniakkowi - większość samochodów jest jak pudełka:/
I zgadnijcie jaki jest ulubiony kolor;]
Bardzo podoba mi się to, że przed każdym najmniejszym sklepem jest parking dla rowerów. Ale już same pojazdy to straszliwe złomy - zardzewiałe, piszczące, zgrzytające i bardzo cięzkie.

To też częsty widok. Boisko do trenowania golfa. Staje się na jednym końcu na takim jakby tarasie i ładuje w siatę;)

I jeszcze dzisiejsze kuriozum:
Zobaczyłam tytuł i bardzo mnie zaciekawił. Co to mogą być paznokcie do kimona..
Odpowiedź najprostsza z możliwych - katalog tipsów pasujących do różnych kimon i pór roku.

20 listopada 2006

cebulowy tydzień czas zacząć

.. więc raczej nie spodziewajcie się dużej ilości zdjęć.
Najbliższe dni to kolejne etapy pisania/sprawdzania/poprawiania/trenowania tego co każdy ma mówić przez 3 minuty.. Ja będę referować o rodzajach cebuli;]

Tutaj już święta na całego. Właściwie to co najmniej od tygodnia jestem bombardowana amerykańskimi kolędami tylko nie było okazji, żeby o tym napisać. Sklepy przystrojone, nawet na dworcu obkleili filary czerwonym sreberkiem (znowu mi jakieś cudaczne twory wychodzą;P).

Ale nie o tym chciałam pisać. Tylko o dwóch szokach, jakie przeżyłam w tamtym tygodniu.
- w ramach pisania pracy, robię ankietę, w jakich krajach można dostać bez problemu Murakamiego i jak to się ma w porównaniu z Japonią. Ochoczo zabrałam się do pracy po spiichi o Krakowie i wypytywałam studentów z Wakayamy.
Nie spodziewałam się, że będą go znali, bo jest najbardziej popularny wśród trzydziestolatków, ale okazało się, że oni w ogóle nie czytają teraz powieści. Wolą gazety.
Moją koleżankę zapytali, jakich zna sławnych Japończyków, więc zaczęła wymieniać Oe, Kawabata, Mishima i jej przerwali, bo nie wiedzieli kto to i że chodziło im o piosenkarzy O.o
- znalazłam ostatnio w Book offie piękne albumy o sztuce japońskiej po 300 i 500 jenów (nowe kosztują 6000), więc choć były bardzo ciężkie to kupiłam trzy. Razem z paroma tomami historii Japonii po 100 jenów tachałam w strugach deszczu na dworzec w Osace 15 kilo. Rany, ja bym prędzej takie piękne rzeczy rozdała znajomym niż sprzedawała za bezcen. Mam taką teorię, że to jakiś dziadzio zainteresowany sztuką zmarł a rodzina chciała zrobić trochę miejsca na maskotki.

18 listopada 2006

Kioto zapłakane deszczem

Dziś wycieczka po skarbach narodowych.
Coś dla Michała - pawilon Feniksa w Byodoin:
I jego zawartość, czyli Amida Nyorai (zdjęcie robione zza pazuchy specjalnie dla Was ;))
Kamienny ogród w Ryoanji - wszystkich kamieni jest 15, ale jak się siedzi, to z dowolnego miejsca widać tylko 14. Podobno tylko oświeceni potrafią na raz zobaczyć wszystkie. Ja chyba jestem jakimś głąbem wybitnym, bo widziałam tylko 13 ;P
Dziś padało, więc podejrzewam, że było mniej osób niż zwykle. Ale i tak o kontemplacji można zapomnieć.
Złoty pawilon Kinkakuji - wygląda dobrze tylko z daleka.
I główna atrakcja: momiji - strasznie żałuję, że dziś było tak pochmurnie i kolory nie były bardziej żywe.
Z serii kurioza.
Tradycyjne omiyage Uji to wszelkie wyroby o smaku zielonej herbaty i sama o-cha.
A więc można kupić makaron, lody, cukierki, ciasteczka i co sobie jeszcze wymarzycie.
Najpiękniejsze szalety jakie widziałam: (oczywiście darmowe, jak wszędzie)
Mamori (woreczki, które kupuje się w jakiejś intencji w światyniach) z Hello Kitty:
Dresiarz po japońsku: (trochę się rozmazały te wszystkie misie, ale mam nadzieję, że coś widzicie)
W sumie to wbrew tytułowi Kioto nie zobaczyłam.. Myślę, że pojadę sama w przyszłym tygodniu.

17 listopada 2006

to, co wszyscy lubią najbardziej;)

Czyli o tym jak dziś wreszcie miałam czas na randkę;P
Do bolly-czytaczy - chodziłam od dwóch dni w skowronkach i cieszyłam się jak głupia na seans i przy okazji dowiedziałam się, że większość moich współstypendystów widziała choć jeden film z S. W Serbii, Rumunii, Słowenii, nawet Arabii Saudyjskiej filmy bollywoodzkie normalnie lecą w telewizji. Dziewczyny z Kazachstanu i Kirgistanu też kiwały głowami ze zrozumieniem:)

Ale to Japonia według a. więc do rzeczy:
No, za czym ta kolejka?..
Dziś krótki przewodnik aneczki po zdradliwym japońskim jedzeniu.
Ogólnie rzecz biorąc, przyjeżdżając tutaj należy porzucić wszelkie doświadczenia kulinarne nabyte w Europie. Tu wszystko udaje coś czym nie jest. Zarówno pod względem smaku jak konsystencji.
Gruszka udaje jabłko.
Coś co wygląda na kawałki ziemniaków okazuje się słodziastymi mordoklejkami. To z tyłu to budyń o smaku gotowanego jajka z ukrytymi kawałkami ośmiorniczek i kleszczami kraba.
Myślałam, że to mandarynka w galaretce, ale to była mandarynka w szklistym lukrze.
A już broń Boże nie jedzcie czegoś, co udaje kotlety. To zbitek pozbawionych smaku żył.

Najdroższe są chyba owoce. Jabłka może i wszystkie są czerwoniutkie i okrąglutkie, ale za jedno takie można kupić co najmniej kilogram naszych. Za to to pomarańczowe (kaki) jest rewelacyjne. Ja wiem.. taka bardziej intensywna i twarda morela.
Tego nie polecam. Nazywa się uden i wszystkie te składniki smakują właściwie tak samo, czyli jak gumiasty kalmar. Nie wiem jak to robią, ale nawet jajko nie smakuje jak jajko.. To szare to chyba tofu..
Pamietacie rybę w ryokanie? Teraz możecie się zapoznać.
Ta dla odmiany naprawdę jest dobra. Nazywa się taiyaki i jest z gęstego ciasta naleśnikowego głównie z nadzieniem ze słodkiej fasoli, ale da się też zdobyć takie z czekoladą:)
Bardzo bezpiecznie - "dinner" i wszystko jasne;]
Najbezpieczniej jest kupować wszelkiego rodzaju panierowane ryby, krewetki i krokiety.
To też jest dobre. Soba - czyli rosół z makaronem gryczanym. Można sobie do niego dorzucić różne dodatki - ja lubię dużo wodorostów, suszonej ryby i plasterek smażonego tofu.

I na koniec dzisiejsze kuriozum. Wachlarzyk;]