17 listopada 2006

to, co wszyscy lubią najbardziej;)

Czyli o tym jak dziś wreszcie miałam czas na randkę;P
Do bolly-czytaczy - chodziłam od dwóch dni w skowronkach i cieszyłam się jak głupia na seans i przy okazji dowiedziałam się, że większość moich współstypendystów widziała choć jeden film z S. W Serbii, Rumunii, Słowenii, nawet Arabii Saudyjskiej filmy bollywoodzkie normalnie lecą w telewizji. Dziewczyny z Kazachstanu i Kirgistanu też kiwały głowami ze zrozumieniem:)

Ale to Japonia według a. więc do rzeczy:
No, za czym ta kolejka?..
Dziś krótki przewodnik aneczki po zdradliwym japońskim jedzeniu.
Ogólnie rzecz biorąc, przyjeżdżając tutaj należy porzucić wszelkie doświadczenia kulinarne nabyte w Europie. Tu wszystko udaje coś czym nie jest. Zarówno pod względem smaku jak konsystencji.
Gruszka udaje jabłko.
Coś co wygląda na kawałki ziemniaków okazuje się słodziastymi mordoklejkami. To z tyłu to budyń o smaku gotowanego jajka z ukrytymi kawałkami ośmiorniczek i kleszczami kraba.
Myślałam, że to mandarynka w galaretce, ale to była mandarynka w szklistym lukrze.
A już broń Boże nie jedzcie czegoś, co udaje kotlety. To zbitek pozbawionych smaku żył.

Najdroższe są chyba owoce. Jabłka może i wszystkie są czerwoniutkie i okrąglutkie, ale za jedno takie można kupić co najmniej kilogram naszych. Za to to pomarańczowe (kaki) jest rewelacyjne. Ja wiem.. taka bardziej intensywna i twarda morela.
Tego nie polecam. Nazywa się uden i wszystkie te składniki smakują właściwie tak samo, czyli jak gumiasty kalmar. Nie wiem jak to robią, ale nawet jajko nie smakuje jak jajko.. To szare to chyba tofu..
Pamietacie rybę w ryokanie? Teraz możecie się zapoznać.
Ta dla odmiany naprawdę jest dobra. Nazywa się taiyaki i jest z gęstego ciasta naleśnikowego głównie z nadzieniem ze słodkiej fasoli, ale da się też zdobyć takie z czekoladą:)
Bardzo bezpiecznie - "dinner" i wszystko jasne;]
Najbezpieczniej jest kupować wszelkiego rodzaju panierowane ryby, krewetki i krokiety.
To też jest dobre. Soba - czyli rosół z makaronem gryczanym. Można sobie do niego dorzucić różne dodatki - ja lubię dużo wodorostów, suszonej ryby i plasterek smażonego tofu.

I na koniec dzisiejsze kuriozum. Wachlarzyk;]

16 listopada 2006

zwykły relaks

Choć o cyber też będzie - odkryłam jeszcze lepszy fotel do masażu 6 pięter niżej:
Rozumie co się do niego mówi:D Co prawda tylko po japońsku, ale to bardzo wygodne jak można tylko rzucić hasło "szyja" i nie trzeba się męczyć naciskaniem guziczków;P

Doczekałam wreszcie wolnego wieczora - jutro tylko zdawanie relacji na półmetku pobytu, ale króciutkie i dopiero o 11, więc w końcu się wyśpię.. No i cebulowy wywiad. Bo nie wystarczy zapytać raz, drugi ma służyć rozwianiu wątpliwości i pogłębieniu wybranych zagadnień.

Więc urządziliśmy sobie małą imprezę na plaży. Żebyście widzieli jak pan Yamashita i pan z uketsuke nas ostrzegali, żeby przypadkiem nie pływać po pijaku w wodzie. A mieliśmy jedno wino na 8 osób;] Panowie jeszcze zostali na papierosa a myśmy wróciły i pan z uketsuke z niepokojem zapytał co z resztą. I widocznie mu ulżyło jak powiedziałam, że nikt nie wchodził do wody.
Ta kamyczkowa plaża jest w nocy oświetlona a niezbyt dobrze się czuliśmy w świetle reflektorów i wysterylizowanym otoczeniu, więc usiedliśmy sobie na ławeczkach przy pobliskim deptaku.

Obiecane zdjęcia z ostrzeżeniami.
Nawet na moim ulubionym programie były - na takich mniej ważnych były znaczki z falą..
A na główniejszych dokładne mapy. Wyświetlali je nawet na meczu siatkówki.

Mam już za sobą jedno happyo [przemówienie] o Polsce teraz zostało tylko cebulowe w przyszłym tygodniu. Tego słuchali studenci miejscowego uniwersytetu:
Mamo, drugi chłopak od prawej w najwyższym rzędzie jest z Uzbekistanu a trzecia dziewczyna od prawej w środkowym rzędzie z Kirgistanu i jak widać noszą normalne ubrania:)
Teraz trochę szczegółowych zdjęć ubrań Japonek:
To mniej więcej typowe przedstawicielki tutejszej mody.

Temperatura tutaj osiąga już nawet zabójcze 10 stopni. Wszyscy się przeziębiają a pan z uketsuke mało nie dostaje zawału z niepokoju o moje zdrowie na widok moich gołych stóp w geta;]

15 listopada 2006

śmieci

Znowu nie zrobiłam zdjęć, ale niektórzy nie mogą wytrzymać jak post nie pojawia się codziennie, więc wymyśliłam, że napiszę o spostrzeżeniach, które się uzbierały przez te kilka tygodni.

Japończycy namiętnie dzielą śmieci - w moim przewodniku po akademiku poświęcili dwie strony na zasady (nie wystarczy tylko oddzielić butelek plastikowych od szklanych i papieru, trzeba jeszcze zedrzeć etykietkę, wyrzucić nakrętkę i dokładnie wypłukać butelkę;]). Na ulicy stoi zawsze co najmniej kilka śmietników i zawsze się zastanawiam, gdzie co wrzucić.
To zestaw tylko na moim piętrze
A w lokalnym supermarkecie ciągną się pod całą ścianą - są nawet osobne na żółte, różowe i białe paragony;] Tyle wiem z etykietek, bo jeszcze nie wyczaiłam jak się je obsługuje;P
Natomiast znalezienie śmietnika na mieście to prawdziwe wyzwanie. Czasami na całej takiej długiej ulicy jaką pokazywałam przy shoppingu nie ma ani jednego. Więc ja zazwyczaj chowam wszystkie woreczki do plecaka i jak jakiś zauważę, to wyrzucam. Ale wielu ludzi tak nie robi i po ulicach wala się mnóstwo śmieci. - Śmietnikowy paradoks nr 1.

Śmietnikowy paradoks nr 2 - czytaliśmy o tym, jak to oni wszystko pakują w supermarketach. Ale nie zdajecie sobie sprawy jak daleko jest to tutaj posunięte. I nie chodzi tylko o pakowanie w woreczki warzyw czy owoców. Na przykład ciasteczka typu Pieguski - nie wystarczy tylko opakowanie na całe ciastka - musi być jeszcze osobne na każde ciastko. W każdym sklepie nawet najmniejszą ilość rzeczy pakują do reklamówek (czasami jest od tego osobna osoba). A jak się dziwili przy kasie, jak mówiłam, że nie chcę reklamówki.. Ostatnio koleżanka kupiła Pringlesy - oprócz tej tekturowej tubki, chipsy były jeszcze zawinięte w folię. Karton umeshu też jest zawinięty. To samo przy kupowaniu w sklepie zestawu sushi - takie twarde plastikowe pudełko ma czasem nawet dwie warstwy.

13 listopada 2006

koncert życzeń cd.

Nie podoba mi się japoński zwyczaj dziękowania za wszystko co najmniej dwa razy. Dziś kazali nam napisać kartkę dziękczynną do host family i zaprosić ją na przyjęcie pożegnalne. I mało kto był zadowolony. Nie chodzi o to, że nie jesteśmy wdzięczni, ale jednak odmienność kulturowa daje się odczuć i Słowianie nie czują się najlepiej w dość usztywnionym przez reguły społeczeństwie.

A wieczorem dwie godziny siedzieliśmy przy nagraniu naszego wywiadu i oglądaniu filmów dokumentalnych o cebuli. I naprawdę mieliśmy niezłą zabawę. Głównie z naszych potakiwań i pomrukiwań, że wszystko rozumiemy ;] I jeszcze z dziadka, którego nikt nie zrozumiał. Był z nim wywiad w telewizji i zrobili napisy w japońskim literackim ;] Ale po tym jak się dowiedziałam, że nasz nauczyciel rozumiał go w 60% nie mam się czego wstydzić.

Muszę teraz napisać raport o moim pobycie u rodziny, raport o nauce japońskiego, nauczyć się spiichi o Polsce i sklecić trzy kartki dziękczynne (bo do cebulowych panów też trzeba napisać..), więc Hassanowe zdjęcia dla Was:

Z dedykacją dla Marcina:
Japońskie nogi. Chyba dla mamy..
http://www.youtube.com/watch?v=s3KzUoU3-yI

Dla Michała i Asi - kawałek chodnika dla wózków inwalidzkich.

Czerwony kapturek przed Todaiji;]
Dla Elizy - relacja z męskiej przebieralni;P
..i damskiej:
I jeszcze pan Y.
Odrobił zadanie - zna imiona i kraje pochodzenia wszystkich:)
http://www.youtube.com/watch?v=ZPSjjQ6JzNM

A ja zaczynam się czuć jak w domu - z wiecznym szukaniem karty zamykającej drzwi, gorączkowym bieganiem rano po pokoju i stertami książek gdzie popadnie;P

Zimno się zrobiło - niedługo trzeba będzie zrezygnować z chodzenia w klapkach na zajęcia.. :(