29 kwietnia 2010

Chiny: początki

Każdy ma swojego truciciela - ja truję Homkowi, baranek truje mi: ma być dużo zdjęć, właściwie wszystkie, bez segregacji i jak najszybciej, i jak największe. Wychodząc żądaniom na przeciw trochę podumałam i stwierdziłam, że najlepiej będzie jak tu będę wrzucać tekst a na picasę zdjęcia. Będę się starała nie powtarzać, żeby się raczej uzupełniały. I jak najszybciej, więc wybaczcie czasami niezbyt dobrą jakość artystyczną, obróbką zajmę się w najbliższym wolnym czasie.
Ale uznaję demokrację i chętnie wysłucham wszelkich uwag, gdyby Was nudziły powtarzające się zdjęcia itp.

A teraz na szybko o początkach Przygody. To, że trwały dłuuuugo to już wiadomo, nie będę się powtarzać. W wyniku rozmaitych opóźnień wylądowałam tu co najmniej miesiąc za późno. No ale nie ma tego złego, zrobiłam za to parę innych rzeczy.

Wylot miałam mieć z Okęcia, więc przy okazji wizytowania Mazowsza, odwiedziłam Michała, zaliczyłam kilka highlightów Radomia i skończyłam spotkanie, w taki sam sposób w jaki kończą się spotkania z Michałem od początku :P Ech, człowiek stary, ale nic się nie uczy.
Michał odwiózł mnie na lotnisko i już po drodze dowiedziałam się, że szefo się spóźni i mam odebrać bilety. Oczywiście bez paszportu się nie dało, więc wrzuciłam na luz i czekałam. Przyjechał o 13 (wylot miał być o 14), więc spox. Idziemy do check-inu a tam zonk, nie ma nas na liście pasażerów. Dlaczego? Bo rezerwacja była na wczoraj! Aaaa!!! Ja nie mogę normalnie gdzieś wyjechać, zawsze musi się coś dziać, żeby coś się działo. Z przebukowania nici, bo do Frankfurtu loty były, ale z Fra do Sz już nie. Ale po kilku minutach stania przed ladą okazało się, że przez Monachium da radę, a wylot raptem 3 godziny później. Spędziłam więc tu dwie godziny, tam dwie godziny, w samolotach głównie spałam. Swoją drogą zapomniałam już jak się lata nie-tanimi liniami :P Ile miejsca! A ile jedzenia w cenie biletu :P :P :P

Na miejscu byłam koło 14:30, nie było już sensu jechać na targi, więc prosto do hotelu. Całe szczęście, chińska współpracowniczka wysłała po nas kierowcę, bo chyba byśmy nie dotarli do hotelu. Podróż zajęła chyba godzinę, choć większość jechaliśmy dość szybko po szerokich drogach. Choć zaliczyliśmy i korek: jacy ci Chińczycy niecierpliwi! Chyba żadna inna nacja tyle nie trąbi o.O Szefo żartował, że spieszą się, żeby produkować :P Pooglądałam sobie za to różne dzielnice i drogi: od wielkich, betonowych blokhausów po wille w stylu LA. Pokój w hotelu mam ogromny: aneczka klasa bussiness :P No i jest internet, choć cenzurę da się odczuć, nawet przy obchodzeniu. Część stron działa dużo wolniej.

No i jak już się nacieszyłam internetem to przyszedł czas na refleksje: że jestem na miejscu, póki co za nic nie płacę (wydałam przed chwilą pierwsze kilkanaście juanów na picie), a nastrój mam raczej na minus i właściwie nie wiem dlaczego (choć zakładam, że to z poczucia niepewności). Ale wystarczyło, że wyszłam na jedzenie. Eri, już wiem o co ci chodziło z zapachem kraju: Chiny pachną smażeniną. Zapach oleju unosi się nawet w okolicy, gdzie restauracji właściwie nie ma... Już z samochodu zauważyłam Family Mart (jeden z sieci kombini - to takie sklepy całodobowe z najpotrzebniejszymi produktami: od bandaży, po pakowane jedzenie i takie robione na miejscu, muszę sobie jakieś manto kupić^^) i poczułam... Poczułam, że jestem w Azji, nieważne czy Chiny czy Japonia, jest ten nieeuropejski klimat, którego baaardzo mi brakowało, jak się okazało. Myślę, że jeszcze chwilę i zacznę naprawdę doceniać ten wyjazd i się nim cieszyć.
Na obiad poszliśmy do japońskiej (!) knajpy ^^ Potem musiałam się trochę nabiedzić z picasą, wolnym internetem kiedy się go obchodzi (30 a 400 kilo to jest różnica, prawda?) no i na dziś powoli kończę, bo niby spałam z 8h w samolocie, ale co to za spanie. Ma to swoje dobre strony, bo jest 14 na stary czas a mnie się chce spać, więc jetlag mi raczej nie grozi.

Czekam na komcie, dużo komci!
Link do picasy:

7 komentarze:

ren pisze...

Witaj :D *tu nastepuje machanie chusteczka w barwach biało-czerwonych*
Ciesze sie bardzo, ze dotarlas na miejsce! Zazdroszcze zwlaszcza Expo - baw sie dobrze i relacjonuj :D

Baranek pisze...

czy ja już mówiłem że zazdroszczę? Ale i tak Cię lubię;)

Homcio pisze...

A co tu komentować maj dir skoro 95% Twoich czytelników skręca się z zazdrości???

Dorota pisze...

Dlaczego nie ma żadnych nowych informacji? Też chcę mieć trochę rozrywki z Twojego wyjazdu, a nie tylko nerwy. O której możesz być na skypie?

Michał pisze...

Jak ja sie ciesze ze chociaz dalej bylo bez problemów :D Bo jak wtedy uslyszalem o tych biletach na wczoraj to mi rece opadły :]

Ej nie zawsze tak sie koncza nasze wypady :P Chcociaz ostatnie 3 jednak takie były :] banda alkoholików-85 :D... na pocieszenie powiem ci ze uczenie ludzi angislkiego metodą callana na kacu to jest masochizm :]

zazdroszcze ci niesamowicie... Szanghai prezentuje sie niesamowicie... w wiadomosciach apropos Expo'10 slyszalem stwierdzenie ze to Azjatycki Paryz... jako ze bylas w obu odnies sie do tego prosze.... :P

aneczka pisze...

Na pocieszenie powiem Ci, że przeprowadzenie półtoragodzinnej lekcji japońskiego z bolącym żołądkiem i wracaniu o 2 nad ranem z wesela w Rz jest moim nr 1 w sportach ekstremalnych :P

Jacek pisze...

Ech.. życie.. No i ten zapach smażalni.. A ja myślałem że tam tak żarcie aromat posiada. Na czym oni smażą? Pewnie z Kleparza w Krakowie olej z frytek importują.. No ale pisaj, pisaj dalej..

Prześlij komentarz