2 grudnia 2006

co zostało z Edo?

Czyli jak się mają mity i wyobrażenia o Tokio do rzeczywistości.

Mit1: Kanto a Kansai - czy rzeczywiście jest między nimi różnica.
(*Kansai to część środkowa Japonii (Kioto, Nara, Osaka, Kobe) a Kanto to region z Tokio)
Jest. I to spora: pierwsza zauważalna to salarimani - chyba największe zagęszczenie garniturowych panów na świecie.
Są na ulicy cały dzień - od 7 do 20 wieczorem (tyle widziałam na własne oczy;).
Tutaj filmik z malutkiej stacyjki typu Rzeszów osiedle albo Kraków Zabłocie. http://www.youtube.com/watch?v=G-M_ZUmD_o0
Po drugie - człowiek szybko się uczy, że tu stoi się na ruchomych schodach po lewej stronie i z prądem się nie płynie a biegnie, bo tu nikt nikogo nie omija tylko popycha.
Ale jak wpatrywałam się w mapę to podszedł do mnie starszy pan i zapytał pięknym angielskim czy może mi pomóc, więc tacy znowu zamknięci na gajdzinów nie są.

Mit 2: panowie popychacze.
(Wszyscy o nich słyszeli i widzieli zdjęcia, ale to może jakiś fotomontaż..)
Też są - zostałam osobiście przez jednego wepchnięta:D I może nie tyle chodziło na mojej stacyjce o to, żeby wpychać ludzi, tylko, żeby przytrzymywać drzwi automatyczne. Niestety, wszystko działo się zbyt szybko, więc zdjęć nie ma.

Mit 3: hotele z kapsułami do spania.
*Właśnie dokładnie to jest tu napisane:) Przy shinkansenowym dworcu w Osace.

Mit 4: tematyczne dzielnice.
Jeden dzień mieliśmy cały wolny, więc zakupiłam znowu bilet jednodniowy (1100 jenów) i wsiadłam w Yamanote-to taka linia, która okrąża najważniejsze dzielnice w centrum Tokio.
Najpierw śniadanko w parku Ueno i coś dla Michała;]
To coś wyglądające na pyzę nazywa się "~man" i jest słodkawą pyzą z mięsem - dla mnie bomba. I do tego do kupienia na ciepło w każdym kombini (24h sklepie) o dowolnej porze za 100 jenów.
Widziałam też żonę cesarza^^ Pomachała mi z samochodu. Przyjechała do muzeum w tym parku, ale akurat dziewczyny z aparatami poszły do zoo:/

Akihabara czyli podobno dzielnica z tanim sprzętem leżącym na ulicy. Nie stwierdzono. Za to masa salonów pachinko. Sklepy z elektroniką też są, ale ceny są dużo lepsze w podobnej dzielnicy w Osace, więc to pewnie okazja tylko dla ludzi ze stolicy.
Kanda czyli podobno dzielnica księgarni i antykwariatów. Tu spotkało mnie największe rozczarowanie - może i tak było 5 albo 10 lat temu. Teraz to dzielnica salarimanów, firm i oczywiście wszelakiego rodzaju restauracji i salonów pachinko. Nie mogłam w to uwierzyć i przez godzinę w deszczu dzielnie wędrowałam w każdą stronę od dworca i nic:/

Ginza - uff, aż mnie oczy bolały od tej całej biżuterii - sklep Tiffany'ego był większy niż cały nasz budynek japonisyki (czyli standardowej 4-piętrowej kamienicy). Do tego Louis Vitton i cała masa innych produktów luksusowych, o których nigdy nie słyszałam. Popędziłam do Tag Heuera, ale niestety też nie doczekałam się jedynej właściwej reklamy. Były tylko takie z Tigerem Woodsem..

Shibuya - mnóstwo sklepów, ale zaraz za nimi czają się wieżowce pełne salarimanów.
A tu wersja elektroniczna momiji dla wiecznie zapracowanych.

Harajuku
Elizo, po męża tylko tutaj! Największe zagęszczenie bishonenów w Japonii. I to nie tylko na plakatach;)
Ogólnie dzielnica młodych i artystów. I dziwnie ubranych indywiduów.
A to ten słynny mostek, gdzie w niedzielę jest spęd dziewczyn poprzebieranych za postacie z mang.
Na przykład takie:

Shinjuku czyli dzielnica wieżowców, ale mnie interesowało kabuki-cho zaraz obok. Zamiast teatrów i herbaciarni zastałam oczywiście knajpy i pachinko.
(Stroje kabuki mogłam pooglądać w muzeum - zwróćcie uwagę na buty)
Podsumowując - tematyka dzielnic powoli zaczyna obejmować tylko jedną dziedzinę:/

Misz-masz:
Pałac cesarski i ogród:
(to oczywiście nie dom cesarza tylko wieżyczka strażnicza;])
Tookyoo tawaa;]
A to mnie rozbroiło - wyjaśnienie co widać, dla niewidomych. Było tylko z jednej strony - strony góry Fuji;]

Zwiedzaliśmy też centrum Panasonica - sprzęty przyszłości - przesuwanie ekranu po ścianie ruchem ręki, odbieranie maila głosem i takie tam, a mnie się najbardziej podobał spory telewizor, na którym pięknie było widać wszystkie szczegóły a nie jak na tych naszych, gdzie się wszystko rozmazuje;P
Ale najpierw posadzili nas w sali konferencyjnej i oglądaliśmy prezentację. Czułam się bardzo ważna w tym całym skórzanym fotelu;P
A potem wyświetlili na zewnątrz powitanie

Na końcu dwie godziny na lotnisku Haneda, Tokio nocą z lotu ptaka i dom^^
Ale jeszcze musiałam mieć przejścia z celnikami: prześwietlenie bagażu i okrzyk "abunai!" (niebezpieczny). I co? Mój scyzoryk do obierania kaki wylądował w żółtej kopercie na produkty potencjalnie zagrażające życiu, razem z nożykiem do listów koleżanki i musiałam go odbierać w Kansai (dobrze, że usługa była darmowa;P). Sklasyfikowano go jako "army";]

Kitty-chan zagraża równie agresywny przeciwnik:
Choć widziałam też w sklepie z kawaii rzeczami notatnik z Krecikiem^^ Słowianie atakują. W telewizji też leci, ale tylko raz udało mi się na niego trafić..

Pokemonowy samolot;]

Spiderman pod lampionem:

Starodawne łyżwy przyczepione do geta - co kraj to obyczaj;]
A to zobaczyłam w Harajuku - nie wiem co to za pan, ale widocznie uznali nazwisko za trendy;]
Hai, oshimai! Dobranoc.

2 komentarze:

aneczka pisze...

O,o to jeszcze mi wytłumacz jak rozpoznać czy to gyoza czy man jak nie są podpisane.. I czy gyoza się jakoś różni smakiem? Bo jeszcze nie jadłam.

Co do samolotu, to kosztuje tyle samo co shinkansen, więc to żadne burżujstwo a trzeba się użerać z odprawą. Myślę, że po prostu chcieli nam pokazać Tokio nocą;P

aneczka pisze...

Nie chodziło mi o znaki tylko o wygląd;) Bo w kombini widziałam tylko pyzy a w supermarketach leżą tylko takie białe pulpy z ceną i nie wiem czy to gyozy czy many:)

Prześlij komentarz