Mit1: Kanto a Kansai - czy rzeczywiście jest między nimi różnica.
(*Kansai to część środkowa Japonii (Kioto, Nara, Osaka, Kobe) a Kanto to region z Tokio)
Jest. I to spora: pierwsza zauważalna to salarimani - chyba największe zagęszczenie garniturowych panów na świecie.

Tutaj filmik z malutkiej stacyjki typu Rzeszów osiedle albo Kraków Zabłocie. http://www.youtube.com/watch?v=G-M_ZUmD_o0
Po drugie - człowiek szybko się uczy, że tu stoi się na ruchomych schodach po lewej stronie i z prądem się nie płynie a biegnie, bo tu nikt nikogo nie omija tylko popycha.
Ale jak wpatrywałam się w mapę to podszedł do mnie starszy pan i zapytał pięknym angielskim czy może mi pomóc, więc tacy znowu zamknięci na gajdzinów nie są.
Mit 2: panowie popychacze.
(Wszyscy o nich słyszeli i widzieli zdjęcia, ale to może jakiś fotomontaż..)
Też są - zostałam osobiście przez jednego wepchnięta:D I może nie tyle chodziło na mojej stacyjce o to, żeby wpychać ludzi, tylko, żeby przytrzymywać drzwi automatyczne. Niestety, wszystko działo się zbyt szybko, więc zdjęć nie ma.
Mit 3: hotele z kapsułami do spania.

Mit 4: tematyczne dzielnice.
Jeden dzień mieliśmy cały wolny, więc zakupiłam znowu bilet jednodniowy (1100 jenów) i wsiadłam w Yamanote-to taka linia, która okrąża najważniejsze dzielnice w centrum Tokio.
Najpierw śniadanko w parku Ueno i coś dla Michała;]


Akihabara czyli podobno dzielnica z tanim sprzętem leżącym na ulicy. Nie stwierdzono. Za to masa salonów pachinko. Sklepy z elektroniką też są, ale ceny są dużo lepsze w podobnej dzielnicy w Osace, więc to pewnie okazja tylko dla ludzi ze stolicy.



Ginza - uff, aż mnie oczy bolały od tej całej biżuterii - sklep Tiffany'ego był większy niż cały nasz budynek japonisyki (czyli standardowej 4-piętrowej kamienicy). Do tego Louis Vitton i cała masa innych produktów luksusowych, o których nigdy nie słyszałam. Popędziłam do Tag Heuera, ale niestety też nie doczekałam się jedynej właściwej reklamy. Były tylko takie z Tigerem Woodsem..
Shibuya - mnóstwo sklepów, ale zaraz za nimi czają się wieżowce pełne salarimanów.



Harajuku
Elizo, po męża tylko tutaj! Największe zagęszczenie bishonenów w Japonii. I to nie tylko na plakatach;)






Shinjuku czyli dzielnica wieżowców, ale mnie interesowało kabuki-cho zaraz obok. Zamiast teatrów i herbaciarni zastałam oczywiście knajpy i pachinko.
(Stroje kabuki mogłam pooglądać w muzeum - zwróćcie uwagę na buty)

Misz-masz:
Pałac cesarski i ogród:






Zwiedzaliśmy też centrum Panasonica - sprzęty przyszłości - przesuwanie ekranu po ścianie ruchem ręki, odbieranie maila głosem i takie tam, a mnie się najbardziej podobał spory telewizor, na którym pięknie było widać wszystkie szczegóły a nie jak na tych naszych, gdzie się wszystko rozmazuje;P
Ale najpierw posadzili nas w sali konferencyjnej i oglądaliśmy prezentację. Czułam się bardzo ważna w tym całym skórzanym fotelu;P


Na końcu dwie godziny na lotnisku Haneda, Tokio nocą z lotu ptaka i dom^^


Kitty-chan zagraża równie agresywny przeciwnik:

Pokemonowy samolot;]

Spiderman pod lampionem:

Starodawne łyżwy przyczepione do geta - co kraj to obyczaj;]






2 komentarze:
O,o to jeszcze mi wytłumacz jak rozpoznać czy to gyoza czy man jak nie są podpisane.. I czy gyoza się jakoś różni smakiem? Bo jeszcze nie jadłam.
Co do samolotu, to kosztuje tyle samo co shinkansen, więc to żadne burżujstwo a trzeba się użerać z odprawą. Myślę, że po prostu chcieli nam pokazać Tokio nocą;P
Nie chodziło mi o znaki tylko o wygląd;) Bo w kombini widziałam tylko pyzy a w supermarketach leżą tylko takie białe pulpy z ceną i nie wiem czy to gyozy czy many:)
Prześlij komentarz